Gdyby komunikacja między KRS, KSSiP i ministerstwem nie sprowadzała się w ciągu ostatnich dwóch lat do formułowania oskarżeń na każdy temat, może dałoby się uniknąć tak dotkliwych dla asesorów konsekwencji.
Jeszcze długo, jak sądzę, będą wybrzmiewać komentarze po decyzji Krajowej Rady Sądownictwa z 30 października 2017 r., w której wyraziła sprzeciw wobec powierzenia 256 asesorom sądowym obowiązków sędziowskich, korzystając tym samym z prerogatywy określonej w art 3 ust. 1 pkt 2a ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Do momentu zajęcia stanowiska przez Sąd Najwyższy strony sporu z pewnością będą się przerzucały odpowiedzialnością za skutki tej decyzji.
Marzyć każdy może
Na razie emocje są górą. Przykład: konferencja prasowa, na której dr hab. Małgorzata Manowska, dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, drżącym głosem mówiła o zniweczeniu przez KRS marzeń i pragnień absolwentów KSSiP. Te same tony wybrzmiewają w oświadczeniu asesorów na stronach szkoły. Zaś niedościgniony duet profesorów Piotra Kardasa i Macieja Gutowskiego, którego wywody pochłaniam częstokroć z zapartym tchem, w opinii zamieszczonej na łamach DGP 2 listopada zdążył nazwać decyzję rady „niezależnie od różnorakich okoliczności błędną i szkodliwą”. Równie interesujące, co kontrowersyjne tezy zawarł w swoich wypowiedziach wiceminister Łukasz Piebiak w wywiadzie udzielonym DGP tego samego dnia.
Po pierwsze, gdyby KRS zajmowała się realizowaniem „marzeń i pragnień” kandydatów na sędziów, niepotrzebna byłaby tak szczegółowa procedura powoływania na stanowiska orzecznicze zawarta w wielu aktach prawnych – konstytucji i ustawach: o ustroju sądów powszechnych, o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, o Krajowej Radzie Sądownictwa. Ot, samą mocą sprawczą KRS owe marzenia by się spełniały. Po wtóre, czy w zdaniu „niezależnie od różnorakich okoliczności, decyzja była błędna i szkodliwa” nie wybrzmiewa, jak by to określił znawca win, w finiszu element głoszenia komentarza pod wygodną tezę? Sugestia, że być może KRS jakąś tam rację miała, nie zmienia pointy: że i tak podjęła decyzję „błędną i szkodliwą”. Dlaczego? Bo nie zastosowano, jak sugerują autorzy, procedury wyrażonej w art. 30 ustawy o KRS zmierzającej do sanowania braków formalnych (o czym niżej).
Obaj znamienici adwokaci stwierdzają, że decyzja owa stwarza podstawy do formułowania zarzutu instrumentalnego wykorzystywania prawa. Bynajmniej! Z całą pewnością za instrumentalne traktowanie prawa oraz organu konstytucyjnego należy uznać sytuację, w której wywiera się nań presję, by zignorował niespełnienie warunków formalnych zapisanych w wymienionych wyżej aktach prawnych. Szanowni Panowie Profesorowie chyba nie wysłuchali konferencji prasowej z 31 października 2017 r. sędziów Waldemara Żurka i Sławomira Pałki – członków KRS, którzy wskazywali, że brak zaświadczeń lekarskich oraz psychologicznych był jednym z wielu braków formalnych dokumentacji asesorów. Inne to np. podpisanie zgłoszenia przez osobę najbliższą asesora, data wręczenia aktu mianowania asesora wcześniejsza niż data na dyplomie ukończenia aplikacji itd. Coraz śmielej w ukazujących się już artykułach głos zabierają członkowie KRS niebędący sędziami, którzy również wskazują na liczne braki formalne w zgłoszeniach przesłanych z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Jak rozumiem, cała dyskusja będzie się aktualnie sprowadzała niestety do udzielenia wiążącej odpowiedzi na pytanie o ważność zaświadczeń lekarskich oraz psychologicznych, które słuchacze KSSiP składali, rozpoczynając naukę trzy lata temu. Co, mając na uwadze inne wymienione mankamenty zgłoszeń, z pewnością zawęża obszar dyskusji, by nie powiedzieć, że ją wręcz wypacza.
Kto godny, kto nie
W wywiadzie dla DGP wiceminister Łukasz Piebiak stwierdził, że zdaniem ministerstwa wymóg przedłożenia w KRS zaświadczeń lekarskich oraz psychologicznych został dopełniony, albowiem zaświadczenia z momentu rozpoczynania nauki przez słuchaczy nie tracą swej ważności po upływie 12 miesięcy. Nie neguję tego poglądu. Moje zaufanie do zawartości merytorycznej wypowiedzi pana wiceministra doznało jednak istotnego osłabienia, gdy w rzeczonym wywiadzie przeczytałem, że rola ministra sprawiedliwości w procedurze mianowania asesora jest „ściśle techniczna”. Oto bowiem na pytanie dotyczące spełnienia wymogu nieskazitelnego charakteru przez kandydata na asesora w słynnym już przypadku sześciokrotnego naruszenia przepisów o ruchu drogowym, a także po spowodowaniu kolizji drogowej, wiceminister odpowiedział, że minister nie ma uprawnienia do oceny, czy dana osoba pod względem etycznym jest godna władzy orzekania czy nie.
Chciałbym nieśmiało przypomnieć obowiązujące w tym zakresie przepisy. I tak zgodnie z art 106h pkt 1 ustawy o ustroju sądów powszechnych na stanowisko asesora sądowego może być mianowany ten, kto m.in cechuje się nieskazitelnym charakterem (art. 61 par. 1 pkt 2). W art. 106i czytamy, że asesorów sądowych mianuje minister sprawiedliwości, odbierając przy tym od nich ślubowanie. Oczywiste jest zatem, że minister ów przed mianowaniem winien weryfikować wypełnienie przez kandydata warunków formalnych z art 106h u.s.p., w tym również nieskazitelności charakteru. Niespełnienie tego warunku, tak jak i innych wymienionych w art 106h u.s.p., uniemożliwia dokonanie aktu mianowania.
Jest dokument czy go nie ma?
Profesorowie Kardas i Gutowski wywodzą w swej opinii, że nawet gdyby uznać, iż zaświadczenia lekarskie i psychologiczne z powodu upływu czasu utraciły walor swej ważności, to na KRS spoczywał obowiązek uruchomienia procedury z art. 30 ustawy o KRS, zmierzającej do usunięcia stwierdzonych braków w dokumentacji asesorskiej. Zatem sprzeciw KRS został według nich wyrażony przez radę pochopnie. Z racji wykonywanego zawodu zdradzam pewne predylekcje do nawykowego rozstrzygania sporów, ale w tej sytuacji tę skłonność poskromię. Jako prawnik z całą pewnością potrafię sobie wyobrazić interpretację art. 30 ustawy o KRS, zgodnie z którą konwalidowanie braków w nim wskazanych nie ma zastosowania do całkiem nowej procedury, o której mowa w art 106i u.s.p., dotyczącej właśnie asesorów. Oto bowiem w art. 30 ust. 1 ustawy o KRS czytamy, że w sprawach indywidualnych, w razie stwierdzenia braku dokumentów uniemożliwiającego rozpatrzenie sprawy, przewodniczący zarządza jego uzupełnienie w wyznaczonym terminie, pod rygorem pozostawienia wniosku bez rozpoznania. Przede wszystkim należy zauważyć, że w procedurze opisanej w art. 106i u.s.p. nie wspomina się w ogóle o możliwości pozostawienia wniosku ministra sprawiedliwości o powierzenie asesorowi obowiązków sędziego bez rozpoznania. Mowa tam jest wyłącznie o możliwości złożenia przez KRS sprzeciwu w ciągu miesiąca od dnia przedstawienia wykazu asesorów i wniosku ministra. Druga kwestia to właściwe rozumienie zakresu normatywnego art. 30 ust. 1 ustawy o KRS. Możliwość żądania w drodze zarządzenia przewodniczącego uzupełnienia dotyczy stwierdzonego „braku dokumentów uniemożliwiającego rozpatrzenia sprawy”. Jeszcze raz podkreślę, iż potrafię sobie wyobrazić takie rozumienie zakresu znaczeniowego cytowanego przepisu, zgodnie z którym zaświadczenie lekarskie, którego okres ważności minął, nie stanowi „braku dokumentu” w rozumieniu tego przepisu. Czy tego rodzaju interpretację uznałbym za własną, to już zupełnie inna rzecz. SN z pewnością rozwiąże ów problemat, czy w sposób właściwy, nie wiadomo. Z całą pewnością ostateczny.
Po prawdzie dostrzegam w całej tej smutnej sprawie jeszcze nieco inny jej wymiar. Stan permanentnej wojny między organami władzy wykonawczej i sądowniczej uniemożliwia już jakąkolwiek dyskusję poza blaskiem reflektorów w kolejnej zwoływanej naprędce konferencji prasowej. Proszę mnie opacznie nie zrozumieć, ale w klimacie wzajemnego szacunku i zrozumienia własnej pozycji ustrojowej jest, jak mniemam, możliwa sytuacja, w której oba zaangażowane w procedurę mianowania asesorów ciała rozmawiają ze sobą w nieco mniej formalny sposób, wskazując zawczasu na ewentualne problemy i sposoby ich uniknięcia, nim sprawy zabrną za daleko, a skutki trudno będzie odwrócić. Gdyby komunikacja między KRS, KSSiP i resortem sprawiedliwości nie sprowadzała się w ciągu ostatnich dwóch lat do formułowania wzajemnych oskarżeń na każdy niemal temat, może dałoby się uniknąć tak dotkliwych dla asesorów konsekwencji. Może warto powiedzieć „dość” i usiąść do rozmów o sposobie usunięcia trudności? Czy to jeszcze jest w ogóle możliwe? Mam sporo sympatii dla znanych mi osobiście absolwentów KSSiP. Dzięki uprzejmości DGP w tekście „Asesorzy – reaktywacja” miałem szansę przeanalizować nową procedurę ich mianowania w świetle wyroku TK z 27 października 2007 r. Wiem, jak to jest, kiedy po wielu latach wyrzeczeń i ciężkiej pracy nie jest się pewnym swojej przyszłości zawodowej. Życzę tym wszystkim, którzy na to zasługują, by obecne problemy zostały rozwiązane, a oni sami trafili do sądów, które – jak twierdzi pani dyrektor KSSiP – sobie wymarzyli.