Asesorzy zostali wmanewrowani w rozgrywkę ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry - ocenił w czwartek rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek, odnosząc się do sprawy braków formalnych we wnioskach kandydatów na asesorów. Według niego gdyby asesorzy sami wypełniali wnioski nie byłoby braków.

W środę w siedzibie Krajowej Rady Sądownictwa odbyło się spotkanie przewodniczącego KRS Dariusza Zawistowskiego z przedstawicielami: asesorów, stowarzyszeń sędziowskich Iustitia i Themis oraz reprezentantem prezydenta Wiesławem Johannem. Dotyczyło ono ubiegłotygodniowej decyzji KRS o niepowoływaniu 265 asesorów, którzy we wrześniu br. odebrali akty mianowania od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

Po spotkaniu Zawistowski powiedział, że "jeśli zostaną uzupełnione braki w dokumentacji, KRS oceni, czy ponownie rozpatrzyć zgłoszone przez ministra sprawiedliwości kandydatury na asesorów sądowych". Dodał, że nastąpi to "prawdopodobnie w przyszłym tygodniu". "Propozycja KRS jest godna rozważenia" - powiedziała przedstawicielka asesorów Ewa Breś.

Żurek pytany na antenie radia TOK FM, czy konflikt z asesorami można rozwiązać, odpowiedział: "Można rozwiązać. Oczywiście Rada będzie nad tym obradować, już w tym tygodniu, który nadchodzi. Jest artykuł 45. o Krajowej Radzie Sądownictwa, który mówi, że jak pojawią się nowe okoliczności faktyczne, to Rada może ponownie albo z urzędu albo na wniosek wznowić postępowanie w indywidualnej sprawie".

"My będziemy robić to prawdopodobnie pierwszy raz, dlatego, że asesorzy wchodzą na nowo do systemu i nigdy takich rzeczy nie robiono, poza tym kandydaci na sędziów zawsze mieli w większości świetnie wypełnione wnioski. (...) Jestem pewny, że gdyby asesorzy sami to robili, nie byłoby tam braków. (...) Oni zostali wmanewrowani w rozgrywkę ministra i my musimy teraz znaleźć rozwiązanie" - zaznaczył.

Rzecznik KRS dopytywany o to, czy asesorzy nie przygotowywali sami dokumentów, powiedział: "Szkoła (Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury - przyp. red.) przesyła dokumenty ministerstwu, ministerstwo miało nam przesłać w formie elektronicznej. My mamy 30 dni na sprzeciw, przez 10 dni otwierał się system elektroniczny, a termin nam biegł, dopiero 6 listopada, ministerstwo zmieniło bieg terminu w systemie elektronicznym. Czyli minister chciał złapać nas w pułapkę, żebyśmy albo nie zdążyli rozpoznać tego, a nierozpoznanie oznacza, że opiniujemy ich pozytywnie, albo, żebyśmy przyklepali nieważne zaświadczenia".

Rzecznik ministerstwa sprawiedliwości Jan Kanthak wyjaśniał wcześniej, że resort miał początkowo problemy z działaniem systemu informatycznego, dlatego wnioski zostały dostarczone najpierw "w wersji materialnej, a po naprawie systemu informatycznego także drogą elektroniczną".

Powołał się też na wypowiedź Żurka z 18 października br. W połowie października Żurek informował, że minister sprawiedliwości przesłał KRS listę nowo mianowanych asesorów sądowych, ale prezydium Rady ustaliło, że przesłane dokumenty zawierają jedynie imienną listę, do której nie dołączono wszystkich wymaganych dokumentów - czyli informacji z Krajowego Rejestru Karnego oraz od policji o każdym z mianowanych asesorów, a także wniosku o powierzeniu pełnienia obowiązków sędziego. Tuż po tym Ministerstwo Sprawiedliwości wysłało KRS w trybie pilnym wydruki wszystkich dokumentów transportem samochodowym, a sędzia potwierdził PAP, że "w wersji papierowej wpłynęło wszystko".

Zgodnie z prawem, w ciągu miesiąca od dnia przekazania kompletu dokumentów, Rada może wyrazić sprzeciw wobec pełnienia przez asesorów sądowych obowiązków sędziego. Sprzeciw będzie podlegał kontroli Sądu Najwyższego. Jeśli przebieg służby asesora nie będzie budził zastrzeżeń, jego kandydatura zostanie przez KRS przedstawiona prezydentowi RP do powołania na +pełnoprawnego+ sędziego" - informował wcześniej resort sprawiedliwości.

Żurek odnosząc się do spotkania z przedstawicielami asesorów powiedział, że Johann zadeklarował "pomoc merytoryczną" w tej sprawie. "Ja oczekuje od przedstawiciela prezydenta, od kancelarii (prezydenta - przyp. red.), od pana prezydenta, żeby jednak spojrzeli na te przepisy o szkole, bo dla mnie zupełnie by wystarczało, gdyby Ci młodzi ludzie składali przyrzeczenie przed prezydentem, tak jak pierwotnie były zaprojektowane przepisy o asesorze i gdyby jednocześnie próbować rozbić ten monopol ministra w szkole" - zaznaczył Żurek.

Rzecznik KRS swoje stanowisko uzasadnił obawą o to, że strony niezadowolone "jeżeli tylko mogą zawsze idą z odwołaniem do Strasburga". "Zakwestionują niezawisłość tego asesora, bo powiedzą: przed ministrem, politykiem składa przyrzeczenie, minister w szkole decyduje o wszystkim, to nie jest niezawisły sędzia, bo jeszcze później będzie opiniował to wizytator w sądzie, którego prezesa wyznaczy minister, a zaopiniuje tego wizytatora-sędziego, który będzie opiniował asesorów, też minister" - powiedział.

"Jak te wyroki padną w Strasburgu to będziemy wszyscy płacić odszkodowania, a strony będą uruchamiać procesy od nowa"- podkreślił Żurek.

Odnosząc się do sprawy braków formalnych np. badań lekarskich podkreślił, że są to "niezwykle ważne rzeczy". "Każdy przedsiębiorca, który prowadzi sklepik, uświadamia sobie, że jak dopuści panią za ladę do sprzedawania kiełbasy bez badań sanepidu, to on zapłaci za nią karę, więc Rada nie może podpisywać się pod czymś, co jest sprzeczne z obowiązującym prawem" - zaznaczył.

W ubiegły poniedziałek KRS postanowiła nie powoływać 265 asesorów, którzy we wrześniu br. odebrali akty mianowania od ministra Zbigniewa Ziobry na czas nieokreślony. KRS skorzystała z prawa do wyrażenia sprzeciwu, co do powierzenia asesorowi obowiązków sędziego. Uzasadniła swą decyzję brakami formalnymi - m.in. brakiem zaświadczeń lekarskich i psychologicznych.

Sprzeciw wobec wszystkich asesorów nie jest oparty na okolicznościach, które w świetle przepisów mogą stanowić podstawę takiej decyzji - napisali w oświadczeniu asesorzy. Podkreślali wówczas, że w ich ocenie, przewodniczący KRS powinien był wezwać danego kandydata do uzupełnienia braku, co nie nastąpiło.