- Teraz pozostaje nam apelowanie do Sądu Najwyższego, by rozstrzygnął odwołania asesorów nie tylko sprawiedliwie, ale też możliwie szybko - mówi Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.
KRS odmówiła powołania 265 asesorów z powodu braków formalnych. W szczególności w aktach osobowych przesłanych do rady brakowało ważnych zaświadczeń lekarskich i psychologicznych.
Jest to tylko pretekst. Od dość dawna wiedzieliśmy, że część członków KRS z sędzią Waldemarem Żurkiem na czele zrobi wszystko, by zablokować przywrócenie instytucji asesora. Najpierw zapowiadali, że będzie to na podstawie rzekomej niekonstytucyjności. Teraz, gdy sami przedstawiciele KRS przyznają, że to nie oni stwierdzają niekonstytucyjność, trzeba było znaleźć inny powód.
Skoro ministerstwo spodziewało się, że KRS będzie chciało się do czegoś przyczepić, dlaczego akta osobowe nie zostały wnikliwie sprawdzone?
Przekazaliśmy wszystkie dokumenty, jakie były wymagane przez ustawę, tj. informację o każdym z asesorów z Krajowego Rejestru Karnego i od właściwego komendanta policji. Ustawa nie wymaga dostarczania zaświadczeń lekarskich. Stan zdrowia asesorów został sprawdzony na etapie przyjmowania kandydata do Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Na koniec edukacji dyrektor szkoły upewnił się, że zaświadczenia w aktach są, co oznacza, że spełnione jest to i wszystkie inne kryteria formalne. Zakładaliśmy, że KRS nie będzie tej kwestii badała, a skupi się na okolicznościach, które istotne są przy podjęciu decyzji odnośnie powierzenia danej osobie władzy orzekania. Przekazaliśmy więc to, co powinniśmy przekazać, a potem byliśmy ekstremalnie pomocni – nie tylko kiedy okazało się, że system informatyczny zawiódł, ale i później, gdy KRS formułowała oczekiwania co do przedstawiania jej kolejnych dokumentów. Wszystko, co było w systemie, ale na skutek awarii KRS nie miała do tego dostępu, wydrukowaliśmy i zawieźliśmy do jej siedziby. Niedługo potem usunęliśmy awarię systemu. Wszelka dokumentacja, której KRS sobie życzyła, była jeszcze dosyłana z resortu, krajowej szkoły czy sądów. Wszyscy kooperowali z radą najlepiej jak potrafili.
Rada podnosił, że dostarczane jej zaświadczenia lekarskie są nieaktualne, bo ich ważność zgodnie z rozporządzeniem wynosi rok.
Zgodnie z przepisami rozpoczynając edukację w KSSiP trzeba mieć zaświadczenie lekarskie stwierdzające, że jest się zdolnym do wykonywania obowiązku sędziego lub prokuratora. Nie do wykonywania obowiązków aplikanta czy asesora, ale właśnie sędziego lub prokuratora. Takie zaświadczenia te osoby kilka lat temu uzyskały. Natomiast ten roczny termin, o którym mówi KRS, nie jest terminem ważności, lecz okresem na posłużenie się zaświadczeniem w różnych postępowaniach konkursowych, w których jest ono potrzebne, np. gdy adwokat ubiega się o stanowisko sędziowskie. Jednak gdy już zostanie stwierdzone, że kandydat na aplikanta KSSiP, asesora czy sędziego spełnia wymagania zdrowotne, to później, w toku aplikacji czy kariery sędziowskiej, nie składa się kolejnych zaświadczeń. Nasz system tego nie przewiduje. Ja takie zaświadczenie uzyskałem kilkanaście lat temu, pan sędzia Żurek pewnie jeszcze dawniej. Potem nikt nas nie badał na okoliczność tego, czy nadal możemy być sędziami.
Przepis stanowi, że „zaświadczenie lekarskie i zaświadczenie psychologiczne mogą być wykorzystane przez kandydata w toku innych postępowań w sprawie powołania do pełnienia urzędu na stanowisku sędziowskim, w terminie 12 miesięcy od daty ich wystawienia”.
To my jako Ministerstwo Sprawiedliwości w porozumieniu z KSSiP byliśmy autorami ustawy. Naszym celem było to, by nie wymagać ponownych zaświadczeń, skoro nie ma żadnej istotnej potrzeby. Na podstawie tego pierwszego zaświadczenia można płynnie przejść z aplikacji poprzez egzamin sędziowski na asesurę. Dla nas to jest jasne i nie budzi wątpliwości, ale KRS to kwestionuje. Powstaje jednak pytanie, dlaczego rada nie dała tym młodym ludziom szansy na uzupełnienie dokumentacji. Przecież gdyby ponownie poddali się badaniom, to ich wyniki w 95 czy nawet 100 procentach byłyby zapewne pozytywne. To pokazuje złą wolę tego organu niezależnie od tego, że prawnicy mogą się spierać o interpretację określonych przepisów. Poza tym problem zaświadczeń nie dotyczył przecież osób, które nie przechodziły aplikacji, ale zdały egzamin w KSSiP. One przedstawiły świeże zaświadczenia. W odniesieniu do tych osób zrobiono więc rzecz zupełnie skandaliczną stwierdzając, że nie mogą zostać asesorami, ponieważ nie odbyły aplikacji w KSSiP. Owszem, zasadą jest konieczność odbycia aplikacji w KSSiP, lecz nie bez powodu ustawa zawiera przepisy przejściowe. Nie można ignorować art. 15 ustawy z 11 maja 2017 r. nowelizującej ustawę o KSSiP. Daje on osobom, które zdały w krajowej szkole taki sam egzamin, jak jej absolwenci, możliwość dopisania się do listy.
Tutaj KRS wskazuje na błąd ustawodawcy, który w ustawie o KSSiP dał prawo dyrektorowi krajowej szkoły do wpisania takich osób na listę, ale w prawie o ustroju sądów powszechnych nie dodano ministrowi sprawiedliwości prawa do przyjęcia od takich osób ślubowania.
To bardzo słaba argumentacja. Student drugiego roku prawa powinien wiedzieć, że istnieje zasada lex specialis derogat legi generali, a sytuacje wygasające reguluje się w przepisach przejściowych. Jest zatem oczywiste, że nie trzaba, a w zasadzie nie należało kwestii tej regulować w dwóch ustawach. Skoro referendarze i asystenci eksternistycznie zdali taki sam egzamin jak aplikanci w KSSiP, należało ich tak samo potraktować i ustawodawca to zrobił za pomocą art. 15 ustawy nowelizującej. Przepis ten jest właściwie umiejscowiony i nie rozumiem interpretacji rady.
Podnoszony był też przypadek asesora, który w ciągu ostatnich dwóch lat popełnił sześć wykroczeń i spowodował kolizję. Czy takie osoby spełniają wymóg nieskazitelnego charakteru?
Minister, którego rola jest w tym przypadku ściśle techniczna, nie ma uprawnienia do oceny, czy dana osoba pod względem etycznym powinna mieć władzę orzekania, czy nie. Jest to kompetencja zastrzeżona dla KRS. Gdy mamy do czynienia z osobą, która zdała egzamin na dobrą ocenę i dokonała wyboru sądu, MS nie ma wyjścia: musi ją wpisać na listę asesorów, odebrać przyrzeczenie i czekać na decyzję KRS. A ta powinna odnosić się do każdego konkretnego człowieka, biorąc pod uwagę jego tryb życia. Bo jeden notorycznie przekracza prędkość, inny pojawia się w nieciekawym towarzystwie, ktoś inny się prostytuuje... My nie mamy kompetencji do tego, by to badać, a tym bardziej, by to oceniać. Wśród tych 265 ludzi, wysoce fachowych i etycznych w znakomitej większości, prawem statystyki mogło się trafić kilka czarnych owiec. Gdyby KRS z uwagi właśnie na takie powody, jakie pan przytoczył, w stosunku do dwóch, pięciu czy siedmiu osób podjęła negatywne decyzje i je uzasadniła, to byśmy tego nie negowali. Może nawet byśmy im przyklasnęli.
Brak powołania 265 osób wobec około 600 wakujących stanowisk w sądach to poważny problem. Co ministerstwo teraz zrobi?
Możemy tylko apelować do Sądu Najwyższego, by rozstrzygnął odwołania asesorów, bo takie zapewne będą, nie tylko sprawiedliwie, ale też możliwe szybko. W tym momencie oni są bowiem asesorami, ale nie mogą wykonywać czynności orzeczniczych. W zasadniczy sposób blokuje nam to gospodarkę kadrową i etatową w sądownictwie. Szczególnie uciążliwe będzie to w sądach rejonowych. Piłka jest teraz po stronie KRS, która musi napisać uchwały i sporządzić do nich uzasadnienia, a potem wszystko w rękach SN.