Zarzuty Krajowej Rady Sądownictwa, która postanowiła nie powoływać asesorów sądowych z listy przesłanej przez ministra sprawiedliwości, są kuriozalne, bezpodstawne i niesprawiedliwe – powiedziała we wtorek w Krakowie dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury Małgorzata Manowska.



"Mamy nadzieję, że asesorzy zwrócą się skutecznie o pomoc do SN i my będziemy ich w tym działaniu wspierać" – zapowiedziała we wtorek podczas briefingu w Krakowie dyrektor KSSiP.

W poniedziałek wieczorem rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa Waldemar Żurek poinformował, że Rada postanowiła nie powoływać asesorów sądowych z listy przesłanej przez ministra sprawiedliwości. "Wobec wszystkich 265 kandydatów wyrażono skuteczny sprzeciw" - zaznaczył. Dodał, że jest to spowodowane niespełnianiem kryteriów ustawowych.

Chodzi o absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie, którzy pod koniec września br. odebrali akty mianowania od ministra sprawiedliwości. Zgodnie z uchwaloną 11 maja br. nowelą kilku ustaw minister sprawiedliwości dokonuje mianowania na stanowisko asesora na czas nieokreślony. KRS ma natomiast prawo do sprzeciwu wobec powierzenia asesorowi obowiązków sędziego. We wtorek KRS uzasadniała decyzję brakami formalnymi - m.in. brakiem zaświadczeń lekarskich i psychologicznych.

"W dniu wczorajszym 260 osób stało się de facto cywilnymi ofiarami jakiejś wojny, którą prowadzi Krajowa Rada Sądownictwa przeciwko ministrowi sprawiedliwości" - podkreśliła Manowska.

"Spirala tej wrogości nakręciła się tak bardzo, że absolwenci KSSiP, którym ustawodawca umożliwił odbywanie aplikacji sędziowskiej, zostali z niczym. Jeżeli SN podtrzyma decyzję KRS-u, to oni zostaną z niczym" – zaznaczyła dyrektor.

Według niej, "skala krzywdy, jakiej doznali, jest naprawdę ogromna", a zarzuty KRS – "kuriozalne". "To są ludzie, którzy przeszli bardzo trudne, wszechstronne szkolenie, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym są, musieli zdać 34 bardzo ciężkie egzaminy" – podkreśliła. "Oni całe lata poświęcili na naukę nie po to, żeby służyć jakiemukolwiek ministrowi sprawiedliwości, ale po to, aby służyć społeczeństwu" – dodała Małgorzata Manowska.

Jak wskazała, większość absolwentów dostała się do KSSiP i ukończyła ją w latach 2010-2015. "To jak można twierdzić, że kierowali się decyzjami politycznymi? Czy oni są zwolennikami PiS, PO, Nowoczesnej? Oni są zwolennikami społeczeństwa. Chcieli służyć społeczeństwu i wymiarowi sprawiedliwości" – stwierdziła dyrektor KSSiP.

Jak podkreśliła, "pomimo tego, że przez całe lata KRS nie powoływała ich na stanowiska sędziowskie – pomimo że istniała taka możliwość – ci ludzie nie odeszli do pracy w korporacjach za naprawdę duże pieniądze". "Oni cierpliwie czekali, żeby dać im szansę żeby służyć społeczeństwu" - dodała. "I takiej szansy nie dostali" – powiedziała dyrektor szkoły.

Zwróciła uwagę, że nie jest winą absolwentów szkoły, "że wciąż zmieniały się przepisy, które uniemożliwiały im podjęcie pracy". "A teraz okazuje się, że z powodu wątpliwości KRS-u co do aktualności zaświadczeń lekarskich, tej pracy nie podejmą. Zatem KRS postawiła na jednej szali swoje wątpliwości, co do aktualności zaświadczeń z całym wieloletnim procesem kształcenia, z marzeniami, z nadziejami tych ludzi" - zauważyła Manowska.

"Nawet jeżeli KRS miała jakieś wątpliwości, co do aktualności zaświadczeń lekarskich, czy co do braku jakichś innych dokumentów, to zgodnie z ustawą o KRS miała obowiązek zwrócić się do kandydatów o uzupełnienie tych dokumentów, oczywiście o ile takich dokumentów brakowało" – podkreśliła dyrektor.

Jak wskazała, zarówno minister sprawiedliwości jak i ona sama przedstawili do KRS wszystkie dokumenty, jakie były wymagane ustawą. "Pragnę również podkreślić, że przesłanką ustawową zostania asesorem nie jest przedstawienie dokumentu, a spełnienie określonych wymagań. I jeżeli jakiegoś dokumentu nie było, można było ten brak uzupełnić" – dodała Manowska.

Jej zdaniem "szybkość, z jaką KRS procedowała, jest co najmniej dziwna". "Czy wyobrażacie sobie państwo, żeby można było rzetelnie ocenić 265 kandydatów w sytuacji, gdy w piątek po południu dostarczono do siedziby KRS akta osobowe w wyznaczonym terminie, a już w poniedziałek KRS była przekonana o tym, że wszyscy ci ludzie zasługują na sprzeciw?" – pytała prawniczka.

Odniosła się także do informacji KRS o rzekomym bałaganie w aktach osobowych, określając je jako "twierdzenia absolutnie ogólnikowe i bez pokrycia".

W trakcie briefingu zaprezentowano dziennikarzom "przykładowe akta osobowe prowadzone w KSSiP, składające się z trzech uporządkowanych części". "Być może był bałagan w innych aktach, być może ktoś uważa za bałagan to, że nie widzi w aktach dokumentu, którego tam być nie powinno, a KRS-owi się wydawało, że taki dokument powinien być. Ale czy bałagan w aktach jest przesłanką merytorycznej oceny kandydata na asesora? Wydaje mi się, że w żadnym razie nie" – stwierdziła dyr. Manowska.

"Mamy nadzieję, że asesorzy zwrócą się skutecznie o pomoc do Sądu Najwyższego i my będziemy ich w tym działaniu wspierać" - zapowiedziała.

Odnosząc się do medialnych wypowiedzi rzecznika KRS dyr. Manowska stwierdziła, że wynikało z nich, iż "zasadniczą przyczyną wyrażenia sprzeciwu wobec aplikantów było niespełnienie przesłanki ustawowej".

"Ta przesłanka ustawowa to zdolność ze względu na stan zdrowia do pełnienia obowiązków sędziego. I wbrew temu, co twierdzi KRS, aplikanci złożyli zaświadczenia o stanie zdrowia i te zaświadczenia nie straciły na swojej aktualności. KRS pominęła bowiem, że ci aplikanci składali zaświadczenia lekarskie jeszcze pod rządami ustawy, która obowiązywała do sierpnia 2015 r. i z żadnego przepisu nie wynika, by te zaświadczenia straciły na aktualności. Wprost przeciwnie – z przepisów tej ustawy, według której oni byli przedstawiani KRS wynika, że aplikant nie miał obowiązku złożenia drugiego dodatkowego zaświadczenia lekarskiego" – podkreśliła Manowska.

"Decyzja KRS jest niezwykle krzywdząca" - podkreśliła dyrektor. Jej zdaniem część zarzutów Waldemara Żurka "wynika albo z niedostatecznej znajomości przepisów ustawy, albo z niedostatecznej znajomości akt osobowych aplikantów".

Odnosząc się do poszczególnych zarzutów KRS, m.in, że na liście asesorów są osoby, które nie ukończyły aplikacji w KSSiP odparła: "Tak, oczywiście są, bo na to pozwala ustawa". Jak dodała, były dwie grupy kandydatów: ci którzy ukończyli aplikację w KSSiP i ci, którzy zdawali eksternistycznie egzaminy, czyli asystenci sędziów i referendarze sądowi. Powołując się na regulacje prawne przyznała, że w kilkunastu wypadkach nie było dyplomów ukończenia aplikacji, "dlatego że nie musiało ich być".

"Moim zdaniem bezzasadne są tłumaczenia KRS, że i tak zrobili więcej niż musieli, bo zażądali akt osobowych. Zrobili to, co należało, i zrobili za mało. Rozpoznając indywidualne sprawy osobowe kandydatów powinni zwrócić się do nich o wyjaśnienia wątpliwości, zażądać uzupełnienia dokumentów. Jeżeli KRS tego nie zrobiła, to nie tylko naruszyła przepisy ustawy o KRS, ale naruszyła podstawową zasadę zaufania obywatela do państwa" – powiedziała szefowa KSSiP.

Odnosząc się do słów rzecznika KRS, że Radę niepokoi, przed kim asesorzy składają ślubowanie oświadczyła: "Ja bym zapytała starych sędziów, do których się zaliczam, w tym również członków KRS: przed kim oni składali ślubowanie, jako asesorzy przed 2007 rokiem, przed 1989? Zapytałabym siebie i innych sędziów, gdzie są nasze zaświadczenia lekarskie, które miałyby stwierdzać, czy ktoś ma depresję jak sądzi drugiego człowieka, czy jej nie ma. Tak więc uważam, że decyzja KRS-u była oczywiście niesłuszna, niesprawiedliwa i krzywdząca" – podkreśliła dyrektor KSSiP.