„(...) Minister Sprawiedliwości wyraził zgodę na prowadzenie prac legislacyjnych dotyczących zmiany wysokości rekompensaty dla ławników” – taką informacją kończy odpowiedź na interpelację jednego z posłów Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.
Zgodnie z obecnymi przepisami ławnicy otrzymują za czas wykonywania czynności w sądzie rekompensatę pieniężną, która stanowi 1,9 proc. podstawy ustalenia wynagrodzenia zasadniczego sędziego, co daje w przybliżeniu 75 zł za dzień. Skarb Państwa płaci w ten sposób sędziom społecznym m.in. za uczestniczenie w rozprawach czy posiedzeniach, czy też branie udziału w naradach przed wydaniem wyroku. To, zdaniem m.in. Stowarzyszenia Krajowej Rady Sędziów Społecznych, zdecydowanie zbyt mało. Stowarzyszenie zresztą już jakiś czas temu przekazało na ręce władz wiele postulatów, które jego zdaniem należałoby wdrożyć, aby zawód ławnika uzyskał odpowiednią rangę. Wśród nich było właśnie podwyższenie rekompensaty za udział w rozprawach do poziomu wynagrodzeń członków Samorządowych Kolegiów Odwoławczych (ok. 5,9 tys. zł miesięcznie).
Jednak wszystko wskazuje na to, że samo zapowiadane przez Ministerstwo Sprawiedliwości podniesienie stawek wypłacanych ławnikom może nie wystarczyć. Eksperci bowiem wskazują, że istotnym problemem jest również sposób wynagradzania sędziów społecznych. I mają własne pomysły na ukształtowanie go na nowo.
Zdaniem Macieja Czajki, sędziego Sądu Okręgowego w Krakowie, można zastanowić się, czy nie należałoby wprowadzić przepisów, na mocy których ławnicy otrzymywaliby stałe diety. Jego zdaniem dzięki temu zwiększyłaby się atrakcyjność tej funkcji.
Nieco inaczej na tę kwestię patrzy Bartosz Pilitowski, prezes zarządu Fundacji Court Watch Polska. Uważa on, że choć kwestia wynagrodzenia jest istotna, to byłoby bardzo niedobrze, gdyby stała się jedyną motywacją do wstępowania w szeregi sędziów społecznych.
– Z drugiej strony, gdybyśmy w ogóle nie płacili, to nikt sensowny by się nie zgłaszał – mówi. Dlatego też jego zdaniem dobrym rozwiązaniem mógłby być model, w którym nie mielibyśmy do czynienia z dietą, lecz ze zwrotem utraconego zarobku. Tak jest np. w Wielkiej Brytanii.
– To zmotywowałoby także osoby aktywne zawodowo. Wówczas bowiem nie traciłyby nic, poświęcając czas na sprawowanie wymiaru sprawiedliwości – uważa Pilitowski.
Ten model jednak wymagałby akceptacji pracodawców, to bowiem na nich spadłyby koszty związane z taką zmianą.
Na razie jest za wcześnie, aby powiedzieć, jak duże miałyby być planowane przez resort sprawiedliwości podwyżki, ani kiedy miałoby do nich dojść. Póki co wiceminister Piebiak poinformował jedynie, że Skarb Państwa, wypłacając ławnikom rekompensaty, rokrocznie ponosi z tego tytułu koszty rzędu kilkunastu milionów złotych (w 2016 r. było to ponad 11 mln zł).