Nie ma ryzyka, by zaproponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości przepisy były niezgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka. Polska nie musi się więc obawiać ich zakwestionowania przed europejskim trybunałem w Strasburgu.
– Jedyna sytuacja, w której można by mówić o szansach osób skarżących państwo, to przypadek, w którym ustawodawca uznałby kogoś za uprawnionego do otrzymania rekompensaty, a potem wbrew prawu by mu jej nie wypłacono – twierdzi prof. Ireneusz Kamiński, ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, były sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Znaczenie ma bowiem to, że nacjonalizacyjne akty weszły w życie w Polsce w latach 40. XX w. Europejska Konwencja Praw Człowieka zaś dopiero w 1953 r. Państwa zaś nie biorą odpowiedzialności za swe wcześniejsze prawodawstwo.
Projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej będzie przewidywał także, iż prawo do rekompensaty będzie przysługiwało tylko byłym właścicielom i ich spadkobiercom. Handlarze roszczeń zostaną z niczym. Czy ustawodawca może wprowadzić takie rozróżnienie?
– Może. Sprowadzając do absurdu, mógłby nawet postanowić, że odszkodowania będą wypłacane wyłącznie osobom z niebieskimi oczami. A to dlatego, że Polska nie ratyfikowała Protokołu nr 12 do konwencji – tłumaczy prof. Ireneusz Kamiński.
To właśnie ten dokument ustanawia ogólny zakaz dyskryminacji, zgodnie z którym korzystanie z każdego ustanowionego prawa powinno być zapewnione bez dyskryminacji wynikającej z takich powodów, jak płeć, rasa, kolor skóry, język, religia czy przekonania polityczne. Trudno więc wyrokować, czy handlarz roszczeń skarżący Polskę do Strasburga mógłby cokolwiek wskórać. Ale nie może budzić wątpliwości, że wobec braku ratyfikacji protokołu będą oni bez szans.
Projekt ustawy nie powinien też budzić większych wątpliwości natury konstytucyjnej. Przez wiele lat wybitni konstytucjonaliści podkreślali, że w sytuacji, w której w zamian za wygaszenie roszczeń zostanie przyznana rekompensata, nie można będzie mówić o bezprawnym wywłaszczeniu. Jedyna wątpliwość dotyczyć może krótkiego terminu na złożenie wniosku o wypłatę środków. Ten ma bowiem wynosić zaledwie 12 miesięcy. Oceny zasadności wypłaty pieniędzy lub przyznania obligacji skarbowych będą dokonywały specjalne komisje powołane przy wojewodach.
– Zależy nam na tym, aby cała procedura przebiegła możliwie najsprawniej. Jest to w interesie wszystkich, także, a być może przede wszystkim uprawnionych – wskazuje wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.
To właśnie w braku przepisów prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz i podlegli jej urzędnicy upatrywali przyczyn problemów związanych z reprywatyzacją.
– Wiele osób mówi o aferze reprywatyzacyjnej, podczas gdy aferą tak naprawdę było to, że w XXI w. urzędnicy musieli wydawać decyzje na podstawie dekretu Bieruta z 1945 r. – mówił niedawno DGP były szef biura gospodarki nieruchomościami w stołecznym magistracie Marcin Bajko.
Projektów ustawy reprywatyzacyjnej po 1989 r. powstało 20. Jeden został uchwalony przez Sejm w 2001 r. Wówczas jednak swoje weto zgłosił ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski, przez co sprawa upadła.
Przygotowane przez ministra Jakiego i jego zespół przepisy mają dotyczyć nie tylko spraw warszawskich. Nieprawidłowości w związku ze zwrotem nieruchomości występowały również m.in. w Krakowie i Łodzi. O patologiach w zeszłym tygodniu na łamach DGP mówił minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. – Dziś nie mam już wątpliwości – w Krakowie doszło do afery wyłudzania kamienic na wielką skalę – stwierdził.

Wejście w życie nowych przepisów nie będzie oznaczało rozwiązania komisji weryfikacyjnej. Nadal będzie ona wyjaśniała kontrowersyjne decyzje wydane przez prezydenta Warszawy.