Artykuł dr. Mikołaja Małeckiego dotyczący wzmocnienia prawnej sytuacji osoby broniącej się w domu przed atakiem przestępcy („MS zwiększa prawa nie ofiar, a napastników”, Dziennik Gazeta Prawna z 25 września 2017 r.) zawiera wiele uproszczeń i sporą dawkę prawniczego populizmu. Przedstawione argumenty, mające podważyć racjonalność propozycji resortu sprawiedliwości, wiodą czytelnika na manowce.
Autor trafnie zauważa, iż przekroczenie granic obrony koniecznej powoduje bezprawność zachowania ekscendenta, co umożliwia zastosowanie obrony koniecznej przeciwko takiej „nadmiarowej” obronie. Załamywanie rąk nad wynikającym z tego ryzykiem dla osoby odpierającej zamach jest jednak cokolwiek nieprzemyślane. Identyczne konsekwencje wynikają przecież w obecnym stanie prawnym z art. 25 par. 3 kodeksu karnego, od wielu już lat znoszącego karalność zachowania osoby przekraczającej granice tego kontratypu pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami zamachu.
W praktyce ryzyko takie jest zresztą mało realne. Nierealna jest bowiem obawa, iż napastnik, spotykając stanowczy opór zaatakowanego, dokona w tym momencie myślowej kalkulacji, oceni, że może legalnie przeciwstawić się „nadmiernej” obronie i dostosuje do tego swoje dalsze zachowanie. Doświadczenie uczy, że zwykle to pasywność zaatakowanego rozzuchwala napastnika, podczas gdy energiczna obrona częściej skutkuje tym, iż napastnik odstępuje od swego zamiaru i bierze nogi za pas.
W chwili obecnej istnieje problem, polegający na karaniu osób, które we własnym domu, dla ratowania życia, zdrowia czy mienia, odparły wtargnięcie i napaść. Wobec takich osób zapadały wyroki skazujące. Trudno więc traktować poważnie argument autora, wskazujący rzekome „braki wyszkolenia kilku prokuratorów” jako źródło tego problemu. W każdej ze spraw przywoływanych na uzasadnienie potrzeby wprowadzenia nowego rozwiązania wyrok wydawał sąd, a nie prokurator.
Czy naprawdę wskazuje to na niebezpiecznie poszerzający się krąg prawniczej ignorancji, obejmujący również przedstawicieli Temidy? A może unaocznia to po prostu deficyt obowiązującego stanu prawnego? Może ów stan prawny jest na tyle niejednoznaczny, iż prowadzi do niesprawiedliwych rozstrzygnięć nawet w sytuacjach, w których opowiedzenie się po stronie zaatakowanej ofiary przestępstwa jest w pełni uzasadnione?
Propozycja hybrydowego rozwiązania, inkorporującego do obrony koniecznej przesłanki stanu wyższej konieczności, jest zaskakująca, by nie rzec egzotyczna. Stanowi próbę dokonania tego, co przez ostatnie kilkaset lat rozwoju dogmatyki prawa karnego uważano za niemożliwe. Pomijając trudne do obrony stanowisko, iż odpierający zamach może „poświęcać” dobro prawne napastnika, nie bardzo wiadomo, na czym w proponowanym ujęciu miałoby polegać przekroczenie granic obrony koniecznej. Przedstawiony przykład (osoba kopana przez napastnika broni się, zabijając go) w rzeczywistości stanowi mocny kontrargument przeciwko propozycji autora, czego ten zdaje się nie zauważać. To właśnie przy takiej konstrukcji obrony koniecznej, jaką sam proponuje, osoba broniąca się nie mogłaby zgodnie z prawem godzić w życie napastnika, skoro odpiera atak skierowany przeciwko zdrowiu, a więc dobru prawnemu o wartości oczywiście niższej od życia człowieka. Zagadnienie obrony przedwczesnej lub spóźnionej autor pomija zupełnie.
Reasumując, krytyczna ocena propozycji MS wsparta została argumentami tyleż sofistycznymi, co chybionymi, i opatrzona adekwatnym do nich tytułem, utożsamiającym rzeczywiste podwyższenie prawnego statusu ofiary przestępstwa z rzekomym zwiększeniem praw napastnika. Z przedstawionych argumentów można wywieść wniosek, że im mniej praw będzie miała zaatakowana ofiara przestępstwa, tym bezpieczniej powinna się czuć. W świetle zaprezentowanej logiki, rozwiązanie przedstawione przez MS naraża ofiarę przestępstwa na szwank, podczas gdy analogiczne rozwiązanie, wprowadzone przez autorów obowiązującego kodeksu karnego w art. 25 par. 3, z nieznanych powodów takiego ryzyka nie rodzi.
Propozycja MS zasługuje na wnikliwą, obiektywną ocenę. Nie doczekała się takiej oceny w omawianym artykule. Prawnicza sofistyka, ukierunkowana na wsparcie z góry założonej tezy, z pewnością nie pomoże w tworzeniu dobrego prawa.