- Daje się obywatelom nadzieję, że niekorzystne, krzywdzące dla nich rozstrzygnięcie można odwrócić, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta nadzieja zderzy się z proceduralną ścianą - wskazuje dr hab. Sławomir Patyra, konstytucjonalista z katedry prawa konstytucyjnego UMCS w Lublinie.
Prezydencki projekt ustawy o Sądzie Najwyższym przewiduje wprowadzenie nowego środka odwoławczego – skargi nadzwyczajnej, która ma być wnoszona na prawomocne orzeczenia sądowe naruszające np. konstytucyjne prawa i wolności obywatela bądź rażąco łamiące prawo. Czy pana zdaniem taka instytucja ma szansę się sprawdzić?
Obawiam się przede wszystkim, że będzie ona godzić w pewność prawa oraz ogólne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Wejście w życie takiego instrumentu będzie w praktyce oznaczało, że w zasadzie żadnego wyroku w Polsce nie będzie można uznać za stabilny. Każdy przecież uważa, że rozstrzygnięcie sądowe podjęte nie po jego myśli jest niesłuszne. Tysiące obywateli mogą więc przyjąć za dobrą monetę słowa pana prezydenta, że dostęp do skargi nadzwyczajnej wzmocni poczucie sprawiedliwości oraz zaufanie do sądów. Zwłaszcza że narzędzie to jest opatrzone przesłankami, które mają postać klauzul generalnych, bo taki właśnie charakter mają określenia takie jak „rażące naruszenie prawa”. Są to bardzo nieostre, ocenne sformułowania. I nie chodzi tu o to, że sam Sąd Najwyższy zostanie zasypany tysiącami takich skarg. Istnieje raczej ryzyko, że obywatele zderzą się ze ścianą proceduralną. Skargę nadzwyczajną będzie można wnieść wyłącznie za pośrednictwem określonych podmiotów – m.in. rzecznika praw obywatelskich, rzecznika praw pacjenta czy rzecznika praw dziecka. A są to przecież instytucje, które nie narzekają na brak spraw, w których należy zainterweniować. Wprowadzenie nowego dostępnego dla obywateli narzędzia sprawi, że zostaną one jeszcze bardziej obciążone. Idę jednak o zakład, że akurat wymienione podmioty mimo wszystko będą próbowały rzetelnie się tym sprawom przyjrzeć, ale wątpię, czy tak samo będzie w przypadku posłów i senatorów.
Zgodnie z zaprezentowanym projektem do wniesienia skargi nadzwyczajnej będzie uprawniona grupa 30 posłów i 20 senatorów. Prezydent tłumaczył, że taka opcja jest potrzebna, gdyż do biur parlamentarzystów często zgłaszają się osoby, które w sposób zasadny czują się pokrzywdzone przez sądy. Sam zresztą, jak podkreślał, prezentując projekt, był zalewany prośbami o pomoc, stąd pomysł Dudapomocy...
Moim zdaniem to kuriozalny pomysł. Przy próbie przeprowadzenia tak poważnych zmian ustrojowych sposób sformułowania tego rozwiązania może co najmniej dziwić. Nie wyobrażam sobie, jak miałoby ono funkcjonować w praktyce. W jaki sposób i według jakich procedur miałaby następować choćby wstępna weryfikacja skarg? Czy w Sejmie i w Senacie zostałaby powołana specjalna komisja do zapoznawania się z wpływającymi sprawami?
Z jednej strony daje się obywatelom pewną nadzieję, że niekorzystne, krzywdzące dla nich rozstrzygnięcie można odwrócić. Z drugiej istnieje duże prawdopodobieństwo, że nadzieja ta zderzy się z proceduralną ścianą. Dlatego obawiam się, że ostatecznie do Sądu Najwyższego trafi zaledwie ułamek skarg, o których wniesienie wnioskowali obywatele.
Gdy już jednak skarga zostanie dopuszczona przez SN, duży udział w jej rozpatrywaniu mają mieć ławnicy wybierani przez Senat. Co pan sądzi o dopuszczeniu ich do składów orzekających w sprawach, w których zgłaszane są zasadniczo zastrzeżenia natury prawnej, a nie co do ustaleń faktycznych?
Uważam, że przynajmniej pośrednio będzie to godzić w zasadę niezawisłości sędziowskiej. Wystarczy przypomnieć wątpliwości, czy asesorzy mogą stosować tymczasowe aresztowanie. W orzeczeniu z 2009 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że asesor nie korzysta z przymiotu niezawisłości i bezstronności, bo np. może zostać odwołany przez ministra sprawiedliwości. A skoro tak, to tym bardziej dotyczy to ławników, osób wybieranych w procedurze, która prawdopodobnie zostanie ujęta w regulaminie Senatu.