Komisja Europejska podjęła wczoraj decyzję o przesłaniu Polsce opinii w odniesieniu do ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych.
Bruksela stoi na stanowisku, że ustawa jest niezgodna z prawem europejskim ze względu na wprowadzenie odmiennego wieku emerytalnego dla kobiet (60 lat) i mężczyzn (65 lat) sprawujących urząd sędziowski, co stanowi dyskryminację ze względu na płeć.
Komisja ma również zastrzeżenia wobec uprawnień ministra sprawiedliwości do uznaniowego przedłużania kadencji sędziów, którzy osiągnęli wiek emerytalny, i uznaniowego odwoływania i powoływania prezesów sądów. Jej zdaniem podważy to niezależność polskich sądów, co jest niezgodne z art. 19 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej.
Tym samym Komisja przeszła do kolejnego etapu postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Władze polskie mają miesiąc na wprowadzenie środków wymaganych do zastosowania się do przesłanej opinii. W przypadku gdy nie podejmą odpowiednich działań, Komisja może skierować sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Pryncypialny upór
Od jesieni 2015 r., gdy władzę w Polsce przejęło Prawo i Sprawiedliwość, rośnie liczba kwestii spornych na linii Bruksela – Warszawa.
Najważniejsze z nich dotyczą kwestii obowiązkowego przyjmowania uchodźców, czemu rząd Beaty Szydło się kategorycznie sprzeciwia, oraz tego, czy przeprowadzane przez obecne władze zmiany w wymiarze sprawiedliwości oraz te przygotowywane w mediach naruszają unijne zasady państwa prawa. Do tego dochodzi spór o wycinkę drzew w Puszczy Białowieskiej, która, zdaniem ministra ochrony środowiska Jana Szyszki, jest jedyną metodą na uratowanie jej przed epidemią kornika drukarza.
Polski rząd uważa, że we wszystkich spornych sprawach ma rację i pryncypialnie zamierza walczyć o udowodnienie tego. Problem w tym, że w Unii Europejskiej o tym, kto ma słuszność, decydują nie tylko argumenty merytoryczne, lecz także nieformalne sojusze.
– Nie zgadzam się, że należy za wszelką cenę unikać konfrontacji z Komisją Europejską. Spór – tak, ale dobrze przygotowany, tylko tam, gdzie to dla nas kluczowe, gdzie możemy pozyskać sojuszników i gdzie możemy wygrać. Poza tym trzeba się odwoływać do dyskursu, który obowiązuje. Interesy narodowe są kluczową determinantą w działaniu wszystkich państw członkowskich, ale są podane w europejskim opakowaniu. Sukcesy w Unii odnoszą te kraje, które potrafią przedstawić interesy narodowe jako interesy ogólnoeuropejskie. Jest w tym sporo hipokryzji, ale takie są po prostu warunki gry – mówi nam Paweł Musiałek, ekspert ds. zagranicznych Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Skazani na spór
Przykładem takiego pryncypialnego uporu jest sprawa uchodźców. Komisja Europejska zagroziła sankcjami Polsce, a także Węgrom i Austrii, bo jako jedyne nie przyjęły ani jednej osoby. Tymczasem w pełni z podjętych zobowiązań wywiązały się tylko dwa kraje. Niektórym wystarczyło kilka osób, by uniknąć konsekwencji.
– Dużym problemem polskiej debaty publicznej jest to, że my toczymy spór na temat tego, czy należy wchodzić z Unią w konflikty, czy nie należy. To jest źle postawione pytanie, bo w wielu dziedzinach na spór jesteśmy skazani. Ale trzeba dobrze wybrać pola konfliktu, przede wszystkim tak, by ich nie było zbyt dużo, bo wtedy może do nas przylgnąć wizerunek kraju awanturniczego, z którym nie warto wchodzić w sojusze. Jest zagrożenie, że Polska zostanie uznana za takiego twórcę problemów – ostrzega Paweł Musiałek.
Konfliktowa natura
Dwa lata temu nie było jeszcze tematu wyjścia z Unii Europejskiej Wielkiej Brytanii, która dość skutecznie hamowała zapędy integracyjne, strefa euro jeszcze nie wyszła na dobre z kryzysu, a bankructwo Grecji było realne.
Dziś nowy prezydent Francji Emmanuel Macron próbuje odbudować francusko-niemiecki motor integracji kosztem państw spoza strefy euro. A kraje Europy Środkowo-Wschodniej, nie chcąc przyjmować uchodźców czy wprowadzając niekiedy kontrowersyjne zmiany w prawie, same dają argumenty swoim przeciwnikom. Na dodatek Francja zaczęła nasz region rozgrywać choćby w kluczowej dla Polski sprawie pracowników delegowanych. Dziś nie możemy być pewni poparcia Grupy Wyszehradzkiej. Wprawdzie Węgry zapowiadają, że zablokują ewentualną próbę nałożenia sankcji na Polskę z powodu domniemanego łamania zasad państwa prawa, ale to też jest podyktowane raczej ich własnymi interesami niż bezinteresowną przyjaźnią.
– Na dziś konsekwencji prowadzonej przez polski rząd konfrontacyjnej polityki nie ma, ani negatywnych, ani pozytywnych. Na razie wszystkie zasadnicze dyskusje, które odnoszą się do polskich interesów, czy mówimy o funduszach, czy o przyszłości Unii, nie zostały rozstrzygnięte. Jesteśmy na początku tej dyskusji i dopiero za jakiś czas okaże się, czy ta konfliktowa natura dobrej zmiany przyniosła jakieś złe owoce dla Polski. Jeśli tego nie chcemy, to spory musimy prowadzić mądrze – podsumowuje ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. ⒸⓅ