W kilkunastu ustawach i rozporządzeniach regulujących funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej znajduje się ponad 60 przepisów, które są bublami prawnymi. Najwięcej można ich znaleźć w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej.
Przepisy w ogóle niestosowane i wzajemnie się wykluczające to tylko niektóre przykłady absurdów prawnych, jakie znajdują się w ustawach zdrowotnych. Z raportu przygotowanego przez Polskie Towarzystwo Prawa Medycznego (PTPM) wynika, że stosowanie ich może wręcz uniemożliwić prowadzenie działalności np. przez zakłady opieki zdrowotnej. Inne natomiast w sposób bezprawny różnicują publiczne i prywatne podmioty lub pozbawiają pacjentów bezpłatnego dostępu do świadczeń zdrowotnych.
- Większość absurdów, archaizmów i niespójności wynika z tego, że ustawy regulujące działanie systemu lecznictwa są wciąż nowelizowane, a nie przygotowywane na nowo - mówi Jerzy Friediger, przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie i członek zarządu PTPM.

Za dużo nowelizacji

Przykładem ustawy, która ma fundamentalne znaczenie dla działania placówek medycznych, a także ich pracowników jest ustawa z 30 sierpnia 1991 r. o zakładach opieki zdrowotnej (tj. Dz.U. z 2007 r. nr 14, poz. 89 z późn. zm.). Była ona prawie 40-krotnie nowelizowana. Przedstawiciele środowisk medycznych twierdzą, że również z tego powodu są trudności w jej stosowaniu. Kolejne zmiany tej ustawy to raczej nieudane próby dostosowania jej przepisów do zmieniających się warunków na rynku usług medycznych - podkreślają dyrektorzy szpitali.

Prawo do świadczeń

Z raportu Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego wynika, że w przypadku co najmniej 13 przepisów ustawy o ZOZ można mówić o ich wzajemnym wykluczaniu się. Utrzymuje ona np. wciąż rejonizację świadczenia usług medycznych (art. 28 ust. 4), która nie obowiązuje już od kilku lat. Natomiast zgodnie z warunkami kontraktowania świadczeń zdrowotnych, świadczeniodawcy nie mogą odmówić pacjentowi przyjęcia go ze względu na miejsce zamieszkania poza rejonem, w którym zlokalizowane są konkretne przychodnie, szpital czy gabinet.
Kolejnym przykładem przepisu, który nie ma w praktyce żadnego uzasadnienia, jest art. 33 ust. 4 ustawy o ZOZ. Stanowi on, że mimo uprawnień do bezpłatnych świadczeń zdrowotnych publiczny zakład opieki zdrowotnej ma prawo pobierać opłatę za udzielone usługi od osoby, która znajduje się w stanie nietrzeźwym (co jest jedynym powodem udzielenia jej pomocy). Natomiast jak podkreślają autorzy raportu, przepis ten nie może być podstawą prawną do pozbawienia pacjenta (nawet w stanie nietrzeźwym) prawa do korzystania ze świadczeń zdrowotnych, jakie mu przysługują z tytułu objęcia obowiązkowym ubezpieczeniem zdrowotnym. Umożliwia to interpretację, z której wynika, że taka opłata może być pobrana od osoby nietrzeźwej, jeżeli jedynym powodem udzielania jej pomocy było zdarzenie spowodowane nietrzeźwością, jeżeli nie jest ona w ogóle ubezpieczona.

Akcja zdrowe prawo

W tej samej ustawie jest przepis (art. 23 ust. 2), zgodnie z którym pacjent niewymagający dalszego leczenia, a pozostający w szpitalu, począwszy od terminu określonego przez kierownika zakładu powinien ponosić koszty swojego pobytu niezależnie od uprawnień do bezpłatnych świadczeń.
- Zdarzają się takie sytuacje, że rodzice nie godzą się na wypisanie dziecka ze szpitala, chociaż lekarze nie są w stanie mu pomóc. Kierownik jednak nie ma uprawnień, aby mimo to wyłączyć prawo do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych - mówi Marcin Mikos, sekretarz Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego.
Raport opracowany przez PTPM został przygotowany w ramach akcji Zdrowe Prawo. Wysłano go m.in. marszałkom Sejmu i Senatu, ministrowi zdrowia oraz przewodniczącemu sejmowej Komisji Przyjazne Państwo.