Stanowisko Naczelnego Sądu Administracyjnego, wyrażone 5 lipca 2017 r. przez jego rzecznika, w sprawie sędziowskiego statusu prof. Romana Hausera na nowo ożywiło nieco już przygasły spór o status trzech osób wybranych w 2015 r. do Trybunału Konstytucyjnego przez Sejm ubiegłej kadencji.
Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że „prof. Roman Hauser nie zrzekł się stanowiska sędziego Trybunału Konstytucyjnego”, jednak nie sprawuje on jednocześnie funkcji sędziego NSA i sędziego TK, gdyż „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwałą z dnia 25 listopada 2015 r. (M.P., poz. 1131) stwierdził, że uchwała Sejmu RP z dnia 8 października 2015 r. w sprawie wyboru sędziego Trybunału Konstytucyjnego (dot. Romana Hausera), opublikowana w Monitorze Polskim z dnia 23 października 2015 r. poz. 1038 jest pozbawiona mocy prawnej”. W ten sposób NSA odwołał się do jednego z dwóch stanowisk, jakie zarysowały się podczas toczącego się sporu o TK.
Sejm czy przysięga
Przypomnijmy, nieco tylko upraszczając – zgodnie z pierwszą koncepcją to „Sejm tworzy sędziego TK”, a złożenie przysięgi sędziowskiej przed prezydentem jest „tylko” dopełnieniem sejmowego rozstrzygnięcia; zgodnie z drugą – złożenie owej przysięgi stanowi „zakończenie procedury wyboru sędziego TK”, w związku z tym właśnie w tym momencie osoba wybrana przez Sejm uzyskuje sędziowski status. Konsekwencje przyjęcia jednego z tych stanowisk są niebagatelne, jeśli bowiem „Sejm tworzy sędziego TK”, to osoba wybrana korzysta, od momentu wyboru, z pełni praw zagwarantowanych konstytucyjnie dla sędziego TK. W takiej sytuacji o jakiekolwiek zmianie decyzji przez Sejm oczywiście nie może być już mowy. Jeśli natomiast dopiero złożenie przysięgi sędziowskiej „czyni sędziego”, to osoba wybrana, a jeszcze niezaprzysiężona, nie nabywa pełni praw. W tym przypadku trudno jest więc z równą kategorycznością twierdzić, że Sejm w żadnej sytuacji (bezwzględnie) nie może zmienić swojej uprzedniej decyzji (np. pod wypływem nowych, istotnych okoliczności).
W tym momencie nie ma oczywiście potrzeby (ani miejsca) przytaczania dyskusji, jaka przetoczyła się w polskiej przestrzeni publicznej na temat obu tych koncepcji, dość powiedzieć jedynie, że stanowisko NSA w sposób jednoznaczny opiera się na tej drugiej. Taki też pogląd wyraziłem w opinii prezentowanej w artykułach red. Małgorzaty Kryszkiewicz: „NSA akceptuje nowy skład TK” oraz „NSA przecina spór o sędziów dublerów” (Dziennik Gazeta Prawna z 3 sierpnia 2017 r.). Na tym właściwie mogłaby zakończyć się cała sprawa, gdyby nie oświadczenie rzecznika NSA wydane już po publikacji tychże artykułów. To tezy zawarte w tym dokumencie skłoniły mnie do ponownego zabrania głosu. Z prawniczego punktu widzenia muszą one budzić zastrzeżenia.
Nie sposób oczywiście kwestionować stwierdzenia, zgodnie z którym odpowiedź udzielona dziennikarce Dziennika Gazety Prawnej dotyczyła statusu sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego prof. Romana Hausera. Nie mogło być inaczej, skoro tylko wobec tego sędziego mogła pojawić się wątpliwość co do jego sędziowskiego statusu (tj. czy nie łączy on funkcji sędziego NSA i TK). Wobec dwóch pozostałych osób wybranych w 2015 r. i niezaprzysiężonych przez prezydenta takich wątpliwości być nie mogło, gdyż nie są one sędziami NSA. Z tych samych względów m.in. NSA nie mógł zająć „w tej sprawie żadnego ogólnego stanowiska”. Naczelny Sąd Administracyjny musiał bowiem rozstrzygnąć „tylko” status osoby wybranej przez Sejm na stanowisko sędziego TK, a jednocześnie będącej sędzią NSA. W tym sensie jest to stanowisko konkretne (dotyczące wyłącznie jednej osoby). Zważywszy jednak, że dwie pozostałe zostały wybrane w ten sam sposób przez Sejm VII kadencji oraz że wobec każdej z nich obecny Sejm podjął jednobrzmiące uchwały stwierdzające brak mocy prawnej tego wyboru, to trudno nie traktować stanowiska NSA bardziej generalnie. Jeśli bowiem wybór przez izbę niższą parlamentu „czyni sędziego TK”, to takie stwierdzenie dotyczy każdej osoby wybranej, w rezultacie każdy wybrany jest sędzią TK, a jeśli także/następnie jest on sędzią NSA, to dla pełnienia tej funkcji winien on zrzec się stanowiska w TK. Inaczej mówiąc, zrzeczenie się w takiej sytuacji funkcji sędziego TK jest logiczną konsekwencją przyjęcia koncepcji, że to „Sejm czyni sędziego TK”.
W tej kwestii zaprezentowane we wspomnianych artykułach stanowisko dr. Ryszarda Balickiego jest spójne; uznanie, że niezaprzysiężenie owych trzech sędziów TK jest działaniem nielegalnym, prowadzi tego autora konsekwentnie do krytycznej oceny stanowiska NSA (tak NSA przecina spór o sędziów dublerów). Jeśli natomiast osoba wybrana na sędziego TK, pełniąc funkcję sędziego NSA, nie zrzekła się funkcji sędziego TK, a jednocześnie o niełączeniu przez nią funkcji w TK i NSA decyduje uchwała Sejmu stwierdzająca brak mocy prawnej wyboru, to tym samym („siłą rzeczy”) takie stanowisko opiera się na koncepcji „przysięga sędziowska czyni sędziego TK”. Przy czym jest dla mnie oczywiste, że NSA, rozstrzygając konkretny przypadek jednego ze swoich sędziów, nie musi (a nawet nie powinien) czynić owych bardziej generalnych ustaleń. Nie powinien jednak także ich dezawuować, twierdząc, że są nieuprawnione, gdyż po pierwsze nie jest to jego rola (jego ustalenia dotyczą konkretnego przypadku), a po drugie nie stanowią one nadinterpretacji owego konkretnego stanowiska NSA, a przeciwnie – jak starałem się wykazać – stanowią one jego „naturalną” konsekwencję.
Nie było nadinterpretacji
W końcu w żadnym razie nie sposób zgodzić się z tezą ww. oświadczenia, zgodnie z którą NSA „nie oceniał ani legalności uchwał podjętych przez Sejm RP, ani ich skuteczności”. W takim stanowisku jest bowiem rażąca niekonsekwencja. Nie sposób jednocześnie twierdzić, że uchwała Sejmu jest nielegalna i nieskuteczna (w wersji łagodniejszej – że jej legalność nie była badana) oraz że skutkiem tej samej uchwały jest brak „jednoczesnego sprawowania funkcji sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego i sędziego Trybunału Konstytucyjnego”. Jeśli więc NSA zastosował ww. uchwałę, to tym samym musiał wcześniej dokonać oceny jej legalności i skuteczności. Przecież NSA nie mógłby zastosować nielegalnie podjętej uchwały.
Analizowana treść ww. oświadczenia prowadzi do jeszcze jednego wniosku. Jeśli – jak się tam twierdzi – prof. Roman Hauser nigdy nie zrzekł się (tj. w związku z wyborem na stanowisko sędziego TK) piastowanego stanowiska sędziego NSA, to tym samym w momencie wyboru przez Sejm VII nie mógł jeszcze być sędzią TK. Wówczas bowiem byłby jednocześnie sędzią dwóch organów władzy sądowniczej, co jest niedopuszczalne. W efekcie wskazany przez rzecznika NSA stan faktyczny również mógłby wskazywać na trafność koncepcji „przysięga czyni sędziego TK” (wybrany przez Sejm sędzia NSA nie musiał zrzekać się swojej funkcji, bo jeszcze nie był sędzią TK).
W konkluzji stwierdzić należy, że stawiany w oświadczeniu zarzut, jakoby ww. artykuły prasowe stanowiły „nieuprawnioną nadinterpretację” stanowiska NSA, nie został udowodniony, a przeprowadzona analiza prowadzi do zgoła przeciwnych wniosków.