- Policja spisywała dane osobowe obecnych na miejscu, a następnie podzieliła się nimi z przedsiębiorstwem, które domaga się zapłaty za szkodę - mówi w wywiadzie dla DGP doktor Piotr Kładoczny, członek zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, w której nadzoruje merytorycznie programy prawne i interwencyjne. Wykładowca WPiA UW.
Czy obrońcy Puszczy Białowieskiej łamią prawo?
Tego oczywiście nie wiemy. Jeśli zajdzie taka potrzeba, ustali to sąd. Wydaje się, że działają ze szlachetnych pobudek, natomiast nawet najszlachetniejsze motywy nie zawsze wystarczają, żeby kogoś obronić, jeśli złamie przepisy.
Zgłaszają się jednak do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka po pomoc. Co się im zarzuca?
Na razie wiemy o żądaniach odszkodowania, które są do nich wysyłane przez pełnomocnika w imieniu Zakładu Transportu i Spedycji Lasów Państwowych w Giżycku. Żeby była do tego podstawa, też trzeba by ustalić, czy działali bezprawnie. W dodatku nie można mówić „hurtowo” o wszystkich obrońcach puszczy. Były tam przecież także osoby, które nie blokowały wycinki, tylko stały gdzieś obok, kibicując najaktywniejszym.
Na jakiej podstawie wyliczono kwotę tego odszkodowania?
Żądanie jest oparte na przepisie art. 415 kodeksu cywilnego, który mówi o tym, że jeżeli ktoś wyrządził ze swojej winy szkodę, jest zobowiązany do jej naprawienia. Zakład Transportu i Spedycji Lasów Państwowych wyliczył tę szkodę w ten sposób, że przemnożył domniemany czas przestoju przez kubaturę drewna, jakie można było według niego pozyskać, i cenę metra sześciennego takiego drewna. Widziałem dokument, w którym domagano się 15 300 zł – za jeden dzień. Nie potrafię natomiast zweryfikować, czy rzeczywiście było 15 godz. przestoju, ile można pozyskać drewna w ciągu godziny ani jaka byłaby jego cena rynkowa. Odpowiedzialność odszkodowawcza jest solidarna, zatem jeśli ktoś by się zdecydował zapłacić żądaną kwotę, to roszczenie byłoby zaspokojone. Oczywiście potem mogłoby nastąpić z jego strony żądanie regresu od innych blokujących.
W piśmie, o którym mowa, znajduje się także wezwanie do negocjacji.
Wiem również, że na miejscu wręcza się przebywającym w Obozie dla Puszczy mandaty na podstawie art. 51 kodeksu wykroczeń, który mówi o zakłócaniu spokoju i zachowaniach gorszących w miejscu publicznym. Tego samego, z którego korzysta się np. przy karaniu za zakłócanie ciszy nocnej. Czy do fundacji zgłaszają się również osoby, którym próbowano wręczyć taki mandat?
Nic o tym nie wiem. Jeśli tak było, to pytanie brzmi, czy te osoby przyjęły mandaty. Jeżeli próba ukarania mandatami miała miejsce, a osoby protestujące ich nie przyjęły, to sprawa najpewniej zostanie skierowana do sądu.
A na czym będzie polegać wasza pomoc?
Zobaczymy przede wszystkim, czy sprawy te w ogóle trafią do sądu. Na razie informujemy osoby, które się zgłaszają, o ich prawach. Z naszego punktu widzenia bardzo ważna jest jeszcze inna sprawa. Wiemy, że policja spisywała dane osobowe obecnych na miejscu, a następnie podzieliła się nimi z przedsiębiorstwem, które domaga się zapłaty za szkodę. Czy była do tego uprawniona? Zwłaszcza w odniesieniu do osób, które nic szczególnego nie robiły.
Już nie tylko UNESCO domaga się zaprzestania wycinki Puszczy Białowieskiej. Komisja Europejska przekazała tę sprawę do rozpoznania Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Czy to zmienia sytuację prawną obrońców puszczy?
Oba te fakty bardzo wspomagają obrońców puszczy. Jeśli się okaże, że działają oni w ważnym interesie społecznym, to może to stanowić bardzo ważny element ich obrony. To by znaczyło, że działali w granicach prawa.

Z Warszawy do lasu

Obóz dla Puszczy był reakcją na wprowadzenie do Puszczy Białowieskiej ciężkiego sprzętu służącego do wycinki drzew. Wcześniej prowadzona głównie w Warszawie akcja protestacyjna przeciwko wycinaniu drzew i w sprawie poszerzenia granic Białowieskiego Parku Narodowego na cały obszar Puszczy Białowieskiej po stronie polskiej w dużej części przeniosła się do samej puszczy pod koniec maja. Od tego czasu w obozie stale przebywa kilkadziesiąt osób, sprzeciwiając się wycince. Ważne przy tym, że obozowisko powstało na terenie prywatnym za zgodą właściciela, nie ma więc mowy o naruszeniu prawa własności czy bezprawnego zajęcia terenu (art. 342 k.c. – Nie wolno naruszać samowolnie posiadania, chociażby posiadacz był w złej wierze).