Wzmocnienie głowy państwa oraz Krajowej Rady Sądownictwa. Wszystko kosztem szefa resortu sprawiedliwości. Tak w największym uproszczeniu można przedstawić różnicę pomiędzy tym, co jest w nowej ustawie o Sądzie Najwyższym, a tym, co proponowali tydzień temu posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Największe zastrzeżenia w pierwotnie przedstawionym projekcie budziło nadanie ogromu uprawnień Zbigniewowi Ziobrze. Zaburzenie wynikającego z art. 10 konstytucji trójpodziału władzy było oczywiste.
„Poseł Zbigniew Ziobro (władza ustawodawcza), pełniący funkcję ministra sprawiedliwości (władza wykonawcza), będzie decydował o tym, kto będzie pełnił służbę w Sądzie Najwyższym i na jakich zasadach (władza sądownicza)” – pisaliśmy w DGP. Szczególnie bulwersujący był projektowany art. 87. Zgodnie z nim w stan spoczynku mieli zostać przeniesieni wszyscy sędziowie SN. Chyba że minister sprawiedliwości zaproponowałby im pozostanie w sądzie. To jawny konflikt, gdyż Zbigniew Ziobro jako prokurator generalny często jest jedną ze stron przed SN.
Reprezentant wnioskodawców Andrzej Matusiewicz (PiS) podkreślał od razu, że partia jest otwarta na propozycje. Teraz politycy opcji rządzącej mówią, że osłabienie pozycji ministra sprawiedliwości jest najlepszym dowodem na to, iż zapowiedź była szczera. Tym bardziej że z wnioskiem o nadanie większych kompetencji prezydentowi i KRS wystąpił – swoim kosztem – sam minister. Już nie on zdecyduje, kto powinien zostać w SN. Regulamin sądowi też będzie nadawał nie minister, lecz prezydent.
Do ustawy o SN postanowiono też włączyć wtorkową prezydencką propozycję. Skoro KRS będzie miała istotny wpływ na obsadę stanowisk w SN, stwierdzono, że trzeba zwiększyć demokratyczny mandat rady. Zasiadający w niej sędziowie będą wybierani w Sejmie większością trzech piątych głosów, a nie zwykłą.
Eksperci przekonują, że zmiany są pozorne. Idea wzmocnienia pozycji KRS byłaby słuszna. To, że reprezentanci sądownictwa – po aprobacie swych decyzji przez głowę państwa – wybieraliby sędziów SN, nie budziłoby sprzeciwu. Rzecz w tym, że na podpis prezydenta czeka ustawa, która całkowicie uzależni radę od polityków. O jej kształcie zdecydują posłowie. Liczne organizacje, dziekani wydziałów prawa, profesorowie obawiają się, że kryteria wyboru sędziów SN będą pozamerytoryczne. – Nawet jeśli to KRS będzie odgrywała większą rolę, a minister sprawiedliwości mniejszą – co to zmieni? Mówimy o KRS w rozumieniu nowej ustawy. Tej, która pozwala osobom wybranym przez polityków zablokować każdą decyzję sędziów – przekonywał na wczorajszych łamach DGP prezes SN Stanisław Zabłocki.
Czyli ustawa po poprawkach nie jest lepsza? – Nadal jest bardzo zła – uważa sędzia Michał Laskowski, rzecznik Sądu Najwyższego. Opozycja oraz tłumy gromadzące się codziennie przed Pałacem Prezydenckim wzywają głowę państwa do zawetowania ustawy o SN. W parlament już nie wierzą. To, jak słyszymy, taran nie do zatrzymania.