Według części polityków ułaskawienie przed uprawomocnieniem się wyroku to tylko ominięcie zbędnego etapu. Tak naprawdę to zaprzeczenie normom, a więc podważenie istoty prawa w rozumieniu naszej kultury.
Dr Artur Kotowski, Europejska Wyższa Szkoła Prawa i Administracji w Warszawie / Dziennik Gazeta Prawna
Temperaturę publicznego dyskursu podgrzało rozpoznawane przez Izbę Karną Sądu Najwyższego zagadnienie prawne przedstawione siedmioosobowemu składowi tego sądu przez skład zwykły (trzyosobowy) co do dwóch pytań prawnych: równoznaczności pojęcia prawa łaski z art. 139 konstytucji de facto z pojęciem abolicji indywidualnej oraz skutków procesowych aktu zastosowanego niezgodnie z zakresem uprawnienia przewidzianego w konstytucji. Ustaliwszy, że przekazane przez skład zwykły Sądu Najwyższego pytanie prawne odpowiada podstawom do dokonania abstrakcyjnej wykładni prawa, zgodnie z właściwymi przepisami ustawy o Sądzie Najwyższym powiększony skład podjął uchwałę (sygn. I KZP 4/17), w której sentencji udzielił następujących odpowiedzi:
I. prawo łaski, jako uprawnienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej określone w art. 139 zdanie pierwsze Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu (osób skazanych). Tylko przy takim ujęciu zakresu tego prawa nie dochodzi do naruszenia zasad wyrażonych w treści art. 10 w zw. z art. 7, art. 42 ust. 3, art. 45 ust. 1, art. 175 ust. 1 i art. 177 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej;
II. zastosowanie prawa łaski przed datą prawomocności wyroku nie wywołuje skutków procesowych.
Warto zauważyć, że Sąd Najwyższy w ustnych motywach rozstrzygnięcia (uzasadnieniem pisemnym jeszcze nie dysponujemy) odwołał się do szerokiej argumentacji konstytucyjnej. Wywodził, że zasada trójpodziału władzy (art. 10 konstytucji) nakłada na sądy obowiązek wydania rozstrzygnięcia co do istoty sprawy, przez co należy rozumieć wyrok prawomocny. Sprawowanie wymiaru sprawiedliwości (czyli w przypadku sprawy karnej wydanie orzeczenia merytorycznego co do winy) jest zaś wyłączną kompetencją sądów (art. 175 ust. 1 i art. 183). Sąd Najwyższy stanął więc na stanowisku, że akt łaski wydany przez zapadnięciem prawomocnego rozstrzygnięcia nie wywołuje skutków procesowych, bowiem „sprawowanie wymiaru sprawiedliwości” rozumiane jako proces aktów decyzyjnych wydawanych w toku postępowania o różnym charakterze nie zostało jeszcze zakończone przez uprawomocnienie się orzeczenia.
Warto też wskazać przynajmniej na część argumentacji strony przeciwnej. Zgodnie z oświadczeniem Kancelarii Prezydenta akt łaski z art. 139 konstytucji uznano za wyłączną prerogatywę głowy państwa, o zakresie niepodlegającym kontroli podejmowanej ad casum, w ramach jakiejkolwiek procedury sądowej z zakresu wymierzania sprawiedliwości. Zabrakło w tej wypowiedzi słów poszanowania dla zapadłego orzeczenia Sądu Najwyższego, nawet w wyniku zaprezentowania odmiennej argumentacji. Wypowiedzi niektórych polityków oscylowały natomiast wokół tego, że spór o zakres normy kompetencyjnej prawa łaski winien być rozstrzygany przez Trybunał Konstytucyjny, jako że materia przynależy do spraw ustrojowych i że wątpliwości co do stosowania norm konstytucyjnych winien wyjaśniać sąd konstytucyjny. Należy jeszcze przytoczyć argumenty prezentowane niejako w tle od czasu wydania przez prezydenta aktu łaski wobec Mariusza Kamińskiego (16 listopada 2015 r.). Argumentowano, że niezależnie od aspektu tej decyzji w świetle moralnym czy politycznym, stosując argumentację a maiori ad minus, prezydent może wydać akt łaski wobec osoby skazanej wyrokiem nieprawomocnym, skoro przysługuje mu kompetencja do wydania aktu łaski do osoby skazanej wyrokiem prawomocnym. W świetle tej argumentacji przekroczenie uprawnienia prezydenta i wkroczenie w proces wymierzania sprawiedliwości odbyłoby się jedynie wówczas, gdyby prezydent wydał akt łaski na wcześniejszym etapie procesu karnego niż zakończone postępowanie rozpoznawcze, zatem na etapie postępowania przygotowawczego bądź w trakcie trwania postępowania przed sądem I instancji. Z istoty rzeczy także wówczas, gdyby wydano orzeczenie inne niż skazujące albo w inny sposób pogarszające sytuację prawną podsądnego.
Dokonując ważenia zasad konstytucyjnych, Sąd Najwyższy stanął na straży pryncypiów – ochrony samego procesu sprawowania wymiaru sprawiedliwości definiowanego przez pryzmat wyniesionej z konstytucji zasady trójpodziału władzy jako wartości o statusie samodzielnym, nie zaś pomocniczym.
Nie wnikając głębiej w treść samego rozstrzygnięcia SN, które od chwili wydania (31 maja) doczekało się już wielu komentarzy natury fachowej, także dogmatycznoprawnej, warto się skupić na motywach samego poglądu o szerszym bądź węższym sposobie rozumienia prawa łaski jako właściwej abolicji w trakcie postępowania albo po jego prawomocnym zakończeniu. Jedna i druga argumentacja skłania do wniosku o formułowaniu wykładni prawa w oparciu o dwa skrajnie różne paradygmaty poznawcze, które wyznaczają światopogląd prawnika.
W kontynentalnej kulturze prawnej za sprawą austriackiego filozofa prawa Hansa Kelsena (przez niektórych uważanego za najbardziej wpływowego, a z pewnością jednego z najwybitniejszych filozofów prawa XX w.) zaczęto rozróżniać prawo jako zespół wypowiedzi o charakterze normatywnym osobny od innych rodzajów norm, a przede wszystkim od sfery bytu (faktu). Tworząc tzw. czystą teorię prawa (pogardliwie nazywaną kiedyś normatywizmem), Kelsen wskazał, że tworzona przezeń teoria jest „teorią prawa pozytywnego w ścisłym tego słowa znaczeniu” (H. Kelsen, „Czysta teoria prawa”, Warszawa, 2014, s. 55). Choć sprzeciwiał się nazywaniu swojej teorii filozofią, opisał to, jak pojmujemy (czym jest) prawo, tworząc zespół wypowiedzi w pełni odpowiadający metodologii tworzenia danej formuły filozoficznej. Filozofia Kelsena wywodzi się od Kanta. Wprowadza podział rzeczywistości na przestrzeń bytu/empirii (sein) i powinności (sollen). To największa różnica względem pozytywizmu prawniczego (zakładającego, że prawo jest pewną relacją społeczną) i największa względem wszelkich niedemokratycznych koncepcji prawa. Filozofia Kelsena zakłada konieczność budowy wypowiedzi normatywnych jedynie w oparciu o fakty normatywne, a nie fakty jako takie (empiryczne). Wykładając zatem treść prawa obowiązującego, nie uznaje się za prawdziwe (relewantne) te wypowiedzi (argumenty), które wskazują na sferę empirii (faktu) bądź z niej się wywodzą.
Przełóżmy te rozważania na grunt rozumienia prawa łaski z art. 139 Konstytucji RP: tracą moc wszelkie argumenty wskazujące na to, że „prezydent i tak może ułaskawić skazanego” (bo argument ten przynależy do sfery faktu, a nie normy) albo że i tak to zrobi, choćby po uprawomocnieniu. W tym sensie wykładając prawo (powinność), sąd nie może baczyć na to, co i tak się stanie w danej sprawie (używać argumentu ad casum), bowiem takie rozumowanie mieszałoby sferę faktu i powinności.
Upowszechnienie normatywizmu stanowi też – jak sądzę – o tym, że współcześnie oczekiwania społeczne rozmijają się niekiedy z tym, jak przebiega rozumowanie prawnicze i jakie zapadają rozstrzygnięcia w wyniku argumentacji i interpretacji prawniczej budowanej za jego pośrednictwem. Najczęściej bowiem argumenty sądów budowane w oderwaniu od sein – faktu – są domeną tzw. spraw trudnych. To też istotna różnica między powstawaniem znaczeń normatywnych w prawnych kulturach kontynentalnej i anglosaskiej (w której w pewnym uproszczeniu sędzia może sam tworzyć normy na bazie stanu faktycznego). Społeczeństwo lub politycy oczekują określonego wyniku sprawy przeświadczeni, że rozstrzygnięcie zostanie zbudowane na faktach przy udziale przepisów prawa, podczas gdy doświadczony prawnik funkcjonujący w kulturze prawa stanowionego od sfery bytu (faktu) usiłuje się oderwać, tak aby wypracować rozstrzygnięcie spełniające kryteria sprawiedliwości i słuszności, ale definiowane jako autonomiczne od doświadczeń, poglądów czy wpływów ideologii, postawy światopoglądowej itp.
Można oczywiście sformułować pytanie: czy tak być powinno? Albo dlaczego tak jest? Otóż tym, co historycznie spowodowało triumf podejścia prezentowanego przez Kelsena w czystej teorii prawa, jest oderwanie prawa od bieżących uwikłań różnej natury – ocen wypływających ze społeczeństwa, ideologii, polityki itp. Dla sądów jest to użyteczne narzędzie realizacji bezstronności i niezależności w procesie orzekania. Nie jest oczywiście tak, że doświadczony sędzia nie bada skutków faktycznych swego rozstrzygnięcia. Nie, jest dokładnie odwrotnie. Odróżnia się jednak kwestie dotyczące podstawy prawnej (wykładni prawa) od przesłanek faktycznych rozstrzygnięcia (wyniku sprawy). Widać to doskonale w sprawie aktu łaski. Sąd formułuje uniwersalny pogląd prawny, natomiast czym innym jest faktyczny dalszy bieg tej sprawy (i zgłaszane kwestie wpadkowe dotyczące uprzedniego wycofania środka odwoławczego przez samego skazanego, konieczność podjęcia rozstrzygnięcia przez skład zwykły Sądu Najwyższego itp.).
Mieszaniem sfery prawnej i empirycznej jest także formułowanie przez polityków oceny co do kompetencji sądu do zajmowania się tą sprawą. W sferze czysto normatywnej orzeczenie sądu jest faktem, którego nie można ignorować, nawet z pozycji siły państwowej. Sądy, parafrazując słynne powiedzenie, „nie mają dywizji”, mają jedynie racje normatywne. Dywizje są w dyspozycji polityków.
Przed Sądem Najwyższym od kilku miesięcy trwa demonstracja, w której na jednym z transparentów wywieszone jest hasło „sądy niezawisłe od rozumu”. Jak mniemam, chodzi tu o (sformułowany obraźliwie) zarzut „wolności od doświadczenia”. Tragizm tego sporu wynika z tego, że wykładnia prawa właśnie tak musi być przeprowadzana w państwie, które mieni się demokratycznym i opisanym przez normy prawne.
Nie jest oczywiście tak, że doświadczony sędzia nie bada skutków faktycznych swego rozstrzygnięcia. Nie, jest dokładnie odwrotnie. Odróżnia się jednak kwestie dotyczące podstawy prawnej (wykładni prawa) od przesłanek faktycznych rozstrzygnięcia (wyniku sprawy). Widać to doskonale w sprawie aktu łaski.