Wart ponad miliard złotych nielegalny biznes chroniony jest przez umarzanie postępowań. Skutki odczuwają czekający na leczenie pacjenci.
Wielka skala procederu / Dziennik Gazeta Prawna

Ten, kto raz nielegalnie wywiezie leki z Polski i zostanie złapany, może trafić za kratki na 2 lata. Ci, którzy uczynili z niedozwolonego eksportu zorganizowany proceder, karze nie podlegają. Taką kuriozalną interpretację przepisów prawa farmaceutycznego zaczęli przyjmować prowadzący postępowania. I to mimo że prokurator krajowy polecił im bacznie przyglądać się mafii lekowej.

W nasze ręce trafiło kilka postanowień o umorzeniu dochodzeń. Prokuratorzy przyznają w nich, że leki były nielegalnie wywożone poza granice. Lecz i tak uznali, że wszystko jest w porządku. Dlaczego? W świetle przepisów zabronione jest podejmowanie działalności gospodarczej w zakresie obrotu lekami bez zezwolenia. A – jak czytamy w ustaleniach śledczych – „zgodnie z definicją słowa »podejmować« zawartą w Słowniku języka polskiego oznacza ono »rozpoczynanie danej czynności po raz pierwszy«”.

Innymi słowy, przestępcą jest ten, kto dopiero zaczyna wywóz. Jeśli ktoś już uczynił z niego intratny biznes, co najwyżej zapłaci karę administracyjną stanowiącą namiastkę tego, co zarabia. Postępowanie karne mu nie grozi.

Eksperci są oburzeni stanowiskiem prokuratorów. Mówią wprost, że to szukanie usprawiedliwienia dla przestępczej i szkodliwej dla obywateli działalności. I to przez tych, którzy powinni ją zwalczać.

– Mamy do czynienia z absurdalnymi uzasadnieniami, które nie trzymają się żadnej logiki. To również kolejny negatywny przykład w wyjątkowo brudnej i podejrzanej historii nielegalnego wywozu medykamentów – komentuje poseł PiS Tomasz Latos, wiceprzewodniczący komisji zdrowia.

– Przypomina mi to połączenie sytuacji z „Układu zamkniętego” i „Psów”. Nasi inspektorzy są zastraszani przez bandytów. Natomiast ci, którzy to robią i wywożą leki, są bezkarni. To po prostu nienormalne – wskazuje z kolei rzecznik głównego inspektora farmaceutycznego Paweł Trzciński.

Prokuratura Krajowa na razie nie chce komentować sprawy. Jej rzeczniczka Ewa Bialik zapewniła nas, że zostanie w tej sprawie przeprowadzona analiza. Kiedy się zakończy – nie wiadomo.

Wartość nielegalnie wywożonych leków przekracza miliard złotych rocznie. W związku z procederem w Polsce jest dziś problem z zakupem 185 medykamentów. Choć formalnie ich wywozić nie wolno, zdobycie większości z nich zajmuje pacjentom nawet kilka tygodni.

Nieprecyzyjność ustawodawcy i niechęć prokuratorów do walki z odwróconym łańcuchem dystrybucji powodują, że pozbawianie ludzi dostępu do medykamentów pozostaje bez sankcji karnej
Artykuł 125 ust. 2 ustawy – Prawo farmaceutyczne (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 2142 ze zm.) stanowi, że kto bez wymaganego zezwolenia podejmuje działalność gospodarczą w zakresie obrotu produktami leczniczymi, podlega karze do 2 lat pozbawienia wolności.
Wydawałoby się, że na podstawie tego przepisu można ścigać wszystkich tych, którzy wywożą nielegalnie leki na Zachód. Łańcuszek jest bowiem prosty: gdy tylko inspekcja farmaceutyczna zorientuje się, że ktoś dopuszcza się nielegalnego procederu, odbiera mu zezwolenie. Wówczas wywożący działa bez stosownego dokumentu. Tak samo, gdy nigdy w ogóle o jego wydanie nie wystąpił. Skutek powinien być oczywisty – poniesienie odpowiedzialności karnej na podstawie art. 125 ust. 2 prawa farmaceutycznego.
Cudowna moc sprawcza
Śledczy jednak postępowania jedno za drugim umarzają. Wszystko z powodu jednego słowa: „podejmuje”. Ich zdaniem oznacza to, że ukarać można tylko tego, kto dopiero co rozpoczął nielegalną działalność. Gdyby bowiem ustawodawca chciał stworzyć przepis karny dotyczący wywozu leków, użyłby słowa „wykonuje”. O czym najlepiej świadczy treść art. 127 prawa farmaceutycznego. Przepis ten określa sankcję administracyjną właśnie za wykonywanie zabronionej prawem działalności.
– Faktem jest, że redakcję art. 125 można uznać za niefortunną, ponieważ zamiast „prowadzenia działalności” lub jej „wykonywania” ustawodawca zdecydował się na wpisanie „podejmowania działalności”. Może to utrudniać interpretację. Niemniej jednak celem ustawy z całą pewnością jest penalizowanie faktu prowadzenia obrotu bez zezwolenia. I to niezależnie od tego, czy miałoby to miejsce od samego początku, czy też chodzi o kontynuację po jego utracie – twierdzi adwokat Juliusz Krzyżanowski, współzarządzający praktyką farmaceutyczną w kancelarii WKB Wierciński Kwieciński Baehr. Przepisy, o których mowa, ustawodawca wprowadził nowelizacją z 19 grudnia 2014 r. (Dz.U. z 2015 r. poz. 28). Mecenas Krzyżanowski spostrzega, że w uzasadnieniu do niej projektodawcy posłużyli się pojęciem prowadzenia działalności, a nie podejmowania. To zaś jasno pokazuje ich intencje. Tym samym prokuratorzy, którzy dokonali wykładni językowej i na niej poprzestali, powinni raczej sięgnąć po wykładnię funkcjonalną i systemową.
Podobnie uważają także inspektorzy farmaceutyczni, samorząd aptekarski oraz politycy.
– Nie może być tak, że prokurator zajrzał do słownika i znalazł w nim absurdalny powód do umorzenia postępowania, aby tylko nie ukarać wywożącego leki. Zapewniam, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu zgłoszę sprawę do ministra zdrowia z postulatem przyjrzenia się jej dokładniej – zapewnia nas poseł PiS Tomasz Latos, wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia.
– Niestety widać, że miliardy złotych, które ktoś zarabia na nielegalnym wywozie, mają jakąś cudowną moc sprawczą – dodaje parlamentarzysta.
Dziwne przypadki zaniedbań
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, podkreśla z kolei, że decyzje procesowe śledczych należy postrzegać nie tylko w kategoriach zawiłego sporu prawnego, lecz przede wszystkim konsekwencji dla pacjentów.
– Jeżeli proces wywozu leków nadal będzie tak bezkarny, jak jest dziś, wpłynie to znacząco na bezpieczeństwo pacjentów, którzy będą mieli problem z kupnem potrzebnych im na co dzień medykamentów – zaznacza Tomków.
Przypomina, że w przeszłości niejednokrotnie mieliśmy już do czynienia z proceduralną gimnastyką śledczych. Przykładowo umarzano postępowanie przeciwko osobie, która wywoziła leki warte kilkadziesiąt milionów złotych, ponieważ... przeprosiła i obiecała, że już nigdy tego nie zrobi. O podobnych przypadkach wielokrotnie pisał DGP, co ostatecznie skutkowało tym, że Prokuratura Krajowa postanowiła, że prokuratorzy z centrali szczególnie zainteresują się tą sprawą. A i tak szeregowi śledczy przy wykorzystaniu słownika języka polskiego niweczą starania tak inspektorów farmaceutycznych, jak i Ministerstwa Zdrowia oraz zaangażowanego w sprawę prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego.
Na problem systemowy w prokuraturze zwraca uwagę także rzecznik Głównego Inspektora Farmaceutycznego Paweł Trzciński. Podkreśla on, że GIF jest w stałym kontakcie z Prokuraturą Krajową i trudno jej cokolwiek zarzucić.
– Ale już w wielu prokuraturach regionalnych dochodzi do bardzo dziwnych przypadków zaniedbań, na które również wskazują niejednokrotnie sądy – podkreśla Trzciński. I wyjaśnia, że wojewódzcy inspektorzy zgłaszają, że sędziowie bywają bardzo zaskoczeni argumentacją śledczych, którzy nie chcą walczyć z mafią lekową.
– Mamy wrażenie, że pomimo zainteresowania i coraz lepszej postawy prokuratury na szczeblu centralnym, wciąż istnieją na niższych szczeblach zmowy nie tylko milczenia, lecz także wręcz aktywnego działania, żeby leki dalej mogły być nielegalnie wywożone – kwituje rzecznik GIF.
Nie wiemy, z jakiego słownika korzysta prokuratura. Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN „podejmować” oznacza m.in. przedsięwziąć jakieś działanie. A więc niekoniecznie po raz pierwszy.