- Nawet biorąc pod uwagę zapowiedzi szerszego wykorzystania dozoru elektronicznego, to i tak, lekko licząc, będziemy wkrótce potrzebować ok. 110 tys. miejsc w zakładach karnych - mówi w wywiadzie dla DGP prof. Stefan Lelental, Uniwersytet Łódzki, specjalista w dziedzinie prawa karnego wykonawczego.
Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało gruntowną reformę Służby Więziennej. W jej ramach zostanie zlikwidowanych kilkanaście mniejszych zakładów karnych, które będą zastąpione przez duże, nowoczesne ośrodki. Choć lista placówek do zamknięcia nie jest jeszcze znana, wiadomo, że największe szanse na to mają zakłady karne zlokalizowane w małych, starych budynkach położonych w centrach miast. Nowe więzienia mają już powstawać poza aglomeracjami.
Prof. Stefan Lelental, Uniwersytet Łódzki, specjalista w dziedzinie prawa karnego wykonawczego / Dziennik Gazeta Prawna
Na pewno takie rozwiązanie jest bardziej racjonalne z punktu widzenia prowadzenia nadzoru. Zabezpieczenie zakładu znajdującego się na obrzeżach jest łatwiejsze, a co za tym idzie tańsze. Jednak najistotniejsze jest, czy w wyniku zapowiadanej reformy ogólna liczba miejsc w zakładach karnych wzrośnie czy nie? A to będzie można ocenić wtedy, gdy będzie wiadomo, które zakłady karne zostaną zlikwidowane, i ile miejsc będą miały te, które je zastąpią.
Według resortu liczba miejsc w więzieniach na pewno nie spadnie.
Ale to za mało. Miejsc w zakładach karnych powinno być znacznie więcej niż to wynika z obecnej normy 3 mkw. na skazanego. Przypominam, że jesteśmy zobligowani do dostosowania przepisów do standardu 4 mkw. na osadzonego. Ale to nie wszystko. Skazany powinien odbywać karę w odpowiednim zakładzie karnym, a nie po prostu w takim, w którym jest akurat miejsce. Odpowiednim, czyli w takim, w którym zostanie poddany adekwatnym środkom oddziaływania. Tymczasem zakłady karne funkcjonują jako oddzielne jednostki, ale też jako oddziały aresztów śledczych. A te mają inne cele niż zakłady karne, więc nie spełniają warunków do tego, by realizować cel wykonywania kary pozbawienia wolności. On nie polega na tym, by odizolować skazanego od społeczeństwa od jednej daty do drugiej, lecz by w tym okresie był poddawany odpowiednim środkom oddziaływania. Np. powinien mieć możliwość nauczenia się takiego zawodu, który po opuszczeniu więzienia pozwoli mu wyjść na prostą i zapobiegnie powrotności do przestępstw. Tak więc zwiększenie liczby miejsc w zakładach karnych będzie konieczne. Tylko powtarzam, tych miejsc dla osadzonych powinno być 10 a nawet 15 proc. więcej niż liczba osób faktycznie przebywająca w zakładach karnych. I to rozmieszczonych nie na 3 lecz 4 mkw na osobę.
Dziś w zakładach karnych przebywa ok. 75 tys. osób, co oznacza zaludnienie na poziomie 90 proc. Jednak biorąc pod uwagę zapowiadane i właśnie wchodzące w życie zmiany w kodeksie karnym, może się okazać, że więźniów zacznie szybko przybywać. Ok. 1,5 tys. osób rocznie mogą stanowić pijani sprawcy wypadków, wobec których nie będą mogły zapaść wyroki w zawieszeniu, łatwiej będzie też trafić za kratki alimenciarzom.
Do tego niebawem zaczną się deportacje obywateli polskich skazanych w innych krajach UE, których już nie trzeba będzie pytać o zgodę na transport do Polski. To w dłuższej perspektywie może oznaczać przyrost nawet kilkunastu tysięcy skazanych. Stale też wzrasta liczba osób skazywanych na 25 lat oraz na karę dożywotniego pozbawienia wolności. To kolejne kilkaset miejsc, które na ćwierć wieku są w zasadzie wyłączone. A przecież trzeba by doliczyć jeszcze tych, którzy nie odbywają kary, bo się nie zgłosili, albo nie zostali doprowadzeni. Takich jest ok. 30–35 tys. Nawet biorąc pod uwagę zapowiedzi rozszerzenia zakresu wykorzystania dozoru elektronicznego, to i tak, lekko licząc, potrzeba ok. 110 tys. miejsc. Proszę też zważyć, że art. 77 par. 2 kodeksu karnego daje sądom możliwość orzeczenia surowszych ograniczeń warunkowego zwolnienia i to będzie problem.
Może nawet już jest. 10 lat temu, w latach 2006–2007, na warunkowe zwolnienie wychodziło ok. 22 tys. skazanych. W ubiegłym roku skorzystało z takiej możliwości niespełna 11,5 tys.
Teoretycznie sąd może wyznaczyć surowsze ograniczenia do skorzystania przez skazanego z warunkowego zwolnienia w szczególnie uzasadnionych przypadkach. W praktyce jest z tym rozmaicie. Tymczasem warunkowe zwolnienie jest środkiem readaptacji społecznej skazanych. Pamięta pan głośną sprawę zabójstwa pracownika biura poselskiego PiS w Łodzi? W chwili skazania sprawca miał 64 lata. Sąd na podstawie art. 77 par. 2 orzekł, że będzie się mógł ubiegać o warunkowe zwolnienie po 30 latach, czyli w wieku 94 lat. Załóżmy, że dożyje i skorzysta z warunkowego zwolnienia, to jeszcze obligatoryjnie trzeba będzie objąć go 10-letnim okresem próby z dozorem kuratora. Jaki to ma sens? Reasumując, na pewno dobrze byłoby zbudować kilka czy kilkanaście zakładów karnych. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że jeśli stale będzie zaostrzana polityka karna, to te placówki będzie trzeba budować ciągle. Najważniejsza jest racjonalność polityki karnej, natomiast w ostatnich latach projekty zmian w prawie karnym powstają pod wpływem chwili, emocji. Wystarczy, że dojdzie do jakiegoś bulwersującego opinię publiczną zdarzenia, by minister zapowiadał zmianę prawa. A to nie surowość kary, a jej nieuchronność decyduje o powodzeniu. Wiadomo o tym od 1764 r. (kiedy to Cesare Beccaria opublikował traktat „O przestępstwach i karach”), choć może nie wszystkim.