Jeśli do wyłącznej władzy ministra sprawiedliwości będzie należało powołanie każdego prezesa sądów powszechnych wszystkich szczebli i jego odwołanie, to wymiar sprawiedliwości zostanie całkiem podporządkowany bieżącej polityce.
Myślę, że po ubiegłotygodniowej publikacji złożonego przez posłów partii rządzącej projektu nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych wszystko jest jasne. Żaden PR nie jest już potrzebny. Kompletnie jałowe wydają się mowy o przywracaniu sądów obywatelom, koniecznej reformie wymiaru sprawiedliwości, której domaga się naród. Kto ma większość w parlamencie, ten może sobie darować tego rodzaju komunikaty. Chodzi już tylko o monowładztwo ministra sprawiedliwości. O nieskrępowaną niczym władzę czynnego polityka nad konstytucyjną trzecią władzą.
Jeśli, jak planuje grupa posłów inicjatorów projektu, wejdzie on w życie 1 lipca 2017 r., to będzie to historyczna data końca trójpodziału władzy w Polsce.
W zdaniach tych nie ma cienia przesady. Jeśli do wyłącznej władzy ministra sprawiedliwości będzie należało powołanie każdego prezesa sądów powszechnych wszystkich szczebli i jego odwołanie w oparciu o mgliste i niedookreślone kryteria, jeśli prezesem danego sądu będzie mógł zostać również sędzia sądu niższej instancji, przy całkowicie upolitycznionej Krajowej Radzie Sądownictwa, oznacza to w praktyce podporządkowanie sądowego wymiaru sprawiedliwości bieżącej polityce.
W projekcie nowelizacji upublicznionym na stronach Sejmu znajdują się rozwiązania żywcem przeniesione z ustawy o prokuraturze w zakresie sposobu powoływania na funkcyjne stanowiska szefów prokuratur poszczególnych szczebli.
Do tej pory nie mógł zostać prezesem sądu okręgowego bądź apelacyjnego kandydat, który nie uzyskawszy koniecznej większości na zgromadzeniach sędziowskich, nie przeszedł swoistej weryfikacji przed Krajową Radą Sądownictwa. Praktyka pokazywała, że jeśli wynik głosowania zgromadzenia sędziów danego okręgu bądź apelacji był negatywny dla kandydata, KRS nie wyrażała zgody na jego powołanie. Nowelizacja znosi wpływ na wybór prezesów zgromadzeń sędziowskich, jak i Krajowej Rady Sądownictwa. Divide et impera będzie w tym zakresie należało wyłącznie do ministra sprawiedliwości będącego przecież jednocześnie zwierzchnikiem hierarchicznie podporządkowanych prokuratorów. Zupełnie jak w prokuraturze, co nie jest przypadkiem.
Sama zaś przewidywana w nowelizacji możliwość arbitralnego podwyższania przez ministra sprawiedliwości dodatków funkcyjnych dla wybranych prezesów do komentowania się po prostu nie nadaje. Podobnie zresztą jak uzurpowana przez prokuratora generalnego (będącego politykiem i ministrem sprawiedliwości) możliwość wydawania prezesom poleceń w zakresie wewnętrznego nadzoru administracyjnego. Na marginesie zaznaczę jedynie, że definicji ustawowej pojęcia „wewnętrznego nadzoru administracyjnego” nie ma, co oznacza zupełną dowolność w wyznaczaniu jego granic i nieustanne spory w tym przedmiocie.
Kompletnie niezrozumiała jest ta część noweli, która w praktyce umożliwia prokuratorowi realny wpływ na to, który sędzia będzie rozpoznawał konkretną sprawę karną, z pominięciem losowego przydziału. Wystarczy, że zostanie wniesiona w dniu, w którym sędzia ma dyżur. Niekonsekwencja projektodawcy w tym zakresie jest wprost porażająca: do tej pory resort przejawiał olbrzymią aktywność w sprawie obiektywnych kryteriów przydziału spraw do referatów sędziowskich, łącznie z propozycją ich przydziału komputerowego.
Zastanawia mnie tylko jedno. Czy naprawdę społeczeństwo, chociażby intuicyjnie, nie wyczuwa, że rozmontowanie niezależności sądów i niezawisłości sędziów obróci się w konsekwencji przeciwko niemu? Nie trzeba mieć pogłębionej wiedzy, by przewidzieć, iż pozbawieni gwarancji niezawisłości sędziowie w sporze między państwem a obywatelem staną się jedynie urzędnikami, których los zależy od kaprysu zwierzchnika, który w roli prokuratora generalnego będzie po zaopatrzeniu w prawa procesowe jedną ze stron rozgrywanego przed sądem sporu w konkretnych sprawach.
Co będzie dalej, nikt już nie jest chyba w stanie przewidzieć. W tym smutnym czasie pomysł pisania wyroków w Ministerstwie Sprawiedliwości nie wydaje się wcale aż tak absurdalny....