To racjonalny pomysł, by szczegółowe zasady wyboru I prezesa SN uregulować w ustawie. Jednak próba podważenia dotychczasowych decyzji prof. Gersdorf spali na panewce – oceniają konstytucjonaliści.
Czym się zajmuje I prezes Sądu Najwyższego / Dziennik Gazeta Prawna
Złożony w czwartek przez grupę 50 posłów PiS do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie przepisów regulujących procedurę wyłonienia kandydatów na I prezesa SN wywołał żywe reakcje w środowisku konstytucjonalistów. Opinie co do jego podstaw prawnych są bardzo podzielone; jedni uważają, że są całkowicie chybione, inni chwalą wnioskodawców za przeprowadzenie logicznego wywodu. Pojawiły się również głosy, że wniosek ma jedynie podłoże polityczne i ma przygotować grunt pod wyczekiwaną od dłuższego czasu „reformę” Sądu Najwyższego.
Polityczne tło
Choć przedstawiciel wnioskodawców poseł Arkadiusz Mularczyk zapewnił, że chodzi wyłącznie o rozwianie pojawiających się wątpliwości prawnych, inicjatywa jest uważana za próbę wywarcia nacisku na stojącą obecnie na czele SN prof. Małgorzatę Gersdorf. Ona sama również odebrała to jako atak personalny.
– Dzieje się to w stulecie odrodzenia Sądu Najwyższego oraz w ogóle niezależnego sądownictwa w Polsce. Obawiam się, że doprowadzi to do zburzenia tego, co udało nam się zbudować po zaborach – mówiła w piątek podczas zorganizowanej w Katowicach konferencji na temat stosowania przez sędziów rozproszonej kontroli zgodności prawa z konstytucją.
Inicjatywa posłów nie znalazła uznania również w oczach rzecznika prasowego SN Michała Laskowskiego. – Tryb wyboru kandydatów na prezesa SN obowiązuje już od 15 lat i do tej pory nikt co do niego nie zgłaszał wątpliwości. W ocenie sędziów SN, którzy brali udział w procedurze wyłonienia prof. Gersdorf na kandydata na prezesa SN, wszystko przebiegło zgodnie z prawem i nie ma żadnych podstaw, aby te wybory kwestionować – ocenił.
Pojawiły się również domysły, że krok posłów PiS ma związek z faktem, że już niedługo SN będzie musiał zająć się procedurą wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK. Pytanie prawne w tej sprawie skierował bowiem do niego warszawski sąd apelacyjny.
– Jestem sędzią, a nie politykiem, więc nie chcę tego oceniać. Jednak zbieżność tych okoliczności może dawać do myślenia, czy nie jest to przypadkiem próba wywarcia nacisku na I prezes SN i zdyskredytowania jej – stwierdził sędzia Laskowski.
Podstawy prawne
Co więc tak naprawdę kwestionują posłowie? Chodzi przede wszystkim o art. 16 par. 1 pkt 1 i 3 ustawy o Sądzie Najwyższym (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1254). Zgodnie z tymi przepisami Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN uchwala regulamin wyboru kandydatów na stanowisko m.in. I prezesa SN oraz dokonuje wyboru dwóch kandydatów na to stanowisko, a także przedstawia ich prezydentowi. Posłowie PiS stawiają tezę, że ustawodawca zwykły popełnił błąd, pozwalając, aby to w akcie podstawowym, wewnętrznie wiążącym ustalono szczegółowe zasady wyboru kandydatów na I prezesa SN. Ich zdaniem zagadnienie to powinno być uregulowane w ustawie. Jak bowiem podkreślają, kwestia ta nie jest sprawą wewnętrzną SN, mimo że dotyczy wyboru wewnętrznego organu sądu.
„Powierzenie rozstrzygającej kompetencji w procedurze powoływania I prezesa SN podmiotowi zewnętrznemu (prezydentowi – przyp. red.) sprawia, że procedura ta nie może być przedmiotem aktu wewnętrznie wiążącego. Taki akt bowiem może obejmować tylko kwestie wewnętrzne, niekształtujące uprawnień czy zobowiązań dla podmiotów niepodlegających organizacyjnie Sądowi Najwyższemu” – czytamy w uzasadnieniu wniosku.
O tym, że teza ta jest uzasadniona, przekonany jest dr Marcin Wielec z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Stoi on bowiem na stanowisku, że akty prawne dotyczące sądownictwa muszą się cechować szczególną starannością.
– Wybór kandydatów na I prezesa SN to kwestia o randze ustrojowej i publicznoprawnej. Dlatego powinna być regulowana w formie ustawy, a przynajmniej rozporządzenia – uważa. Zwraca przy tym uwagę na przepisy prawa o ustroju sądów administracyjnych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1647 ze zm.), które regulują wybór kandydatów na prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego. Kwestia ta została w art. 44 ujęta szczegółowo: kandydatów na prezesa wybiera Zgromadzenie Ogólne Sędziów NSA spośród sędziów NSA, którzy w tajnym głosowaniu uzyskali kolejno największą liczbę głosów. Obradom zgromadzenia w części dotyczącej wyboru kandydatów na prezesa przewodniczy najstarszy wiekiem sędzia uczestniczący w tym posiedzeniu.
– Widać więc diametralną różnicę w podstawie prawnej i w sposobie wyboru kandydatów na stanowisko I prezesa Sądu Najwyższego i prezesa NSA. Wybór tego drugiego ma prawidłowo przyjętą formułę prawną mieszczącą się w katalogu powszechnie obowiązujących źródeł prawa, czyli w ustawie – tłumaczy dr Wielec.
O tym, że wniosek posłów nie jest całkowicie pozbawiony podstaw prawnych, przekonany jest również dr hab. Marek Dobrowolski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
– Wniosek jest spójny, zawiera kilka ciekawych tez, w tym mówiącą o tym, że regulamin dotyczący wyboru kandydatów na I prezesa SN ma charakter normatywny. Posłowie, do czego przecież mieli prawo, swoim wnioskiem zwrócili więc uwagę na kilka istotnych kwestii, które od tej pory nie były podnoszone. Choć oczywiście obecnie trudno jest przesądzać, czy ich argumenty znajdują uznanie w oczach sędziów TK – mówi konstytucjonalista.
Inne zdanie ma dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak bowiem podkreśla, procedura, którą kwestionują posłowie, jest uregulowana w sposób wręcz modelowy.
– Konstytucja w art. 183 ust. 3 stanowi jedynie, że I prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. Tak więc ustrojodawca pozostawił ustawodawcy zwykłemu dookreślenie szczegółowego trybu wyłaniania tych kandydatów – zauważa dr Zaleśny.
Ustawa o SN doprecyzowuje więc, że kompetencja ta przysługuje zgromadzeniu ogólnemu, a także zawiera podstawę do uregulowania w regulaminie szczegółowego trybu przeprowadzenia wyboru. – Tu nie ma więc żadnej kontrowersji – kwituje dr Zaleśny.
Podobnie uważa dr hab. Sławomir Patyra z UMCS w Lublinie.
– Procedura wyłaniania kandydatów na I prezesa SN jak najbardziej mieści się w granicach konstytucji. Jeżeli więc posłowie uważają, że lepiej by było, aby to jednak ustawa w całości regulowała te kwestie, to nie powinni kierować wniosku do TK, a po prostu podjąć odpowiednią inicjatywę legislacyjną i doprowadzić tym samym do zmian w ustawie o SN. Zwłaszcza że przecież autorami wniosku są posłowie partii mającej większość w parlamencie – zauważa konstytucjonalista.
Chybiony pomysł
Wniosek posłów wywołał tak żywe reakcje także dlatego, iż znalazło się w nim żądanie wydania przez TK tzw. wyroku aplikacyjnego. Jest to orzeczenie, w którego sentencji trybunał stwierdza nie tylko niezgodność bądź zgodność z ustawą zasadniczą zakwestionowanego przepisu, lecz także rozstrzyga o skutkach prawnych takiego orzeczenia dla sytuacji, które miały miejsce, zanim jeszcze został on wydany. W tym konkretnym przypadku chodzi natomiast o stwierdzenie, że wszystkie akty prawne oparte na niekonstytucyjnych regulacjach są nieskuteczne. Mówiąc wprost: posłowie chcą, aby TK podważył skuteczność decyzji podejmowanych przez prof. Gersdorf.
Prawnicy nie kryją przerażenia.
– Trudno mi sobie wyobrazić konsekwencje takiego wyroku – przyznaje szczerze sędzia Michał Laskowski. Zaznacza przy tym, że nawet gry polityczne prowadzone przez posłów powinny być zgodne z racją stanu.
Wydanie przez TK wyroku zakresowego mogłoby bowiem doprowadzić do destabilizacji systemu prawnego. I prezes SN posiada bowiem wiele istotnych kompetencji. Odgrywa m.in. kluczową rolę w procedurze wyboru sędziów SN (patrz: grafika).
– I prezes SN jest również, z mocy konstytucji, przewodniczącym Trybunału Stanu. A nie należy zapominać o tym, że dwa tygodnie temu TS, po raz pierwszy od dziewięciu lat, odbył posiedzenie – zauważa dr Zaleśny.
Dotyczyło ono Emila Wąsacza i jego odpowiedzialności w sprawie prywatyzacji PZU, TP S.A. oraz Domów Towarowych Centrum. Trybunał Stanu odroczył posiedzenie do 31 marca.
Konstytucjonaliści są jednak zgodni – to bardzo mało prawdopodobne, aby TK przychylił się do wniosku posłów w tym zakresie.
– Jeżeli TK rzeczywiście dopatrzyłby się naruszenia ustawy zasadniczej, to jego wyrok mógłby wywoływać skutki jedynie na przyszłość. Mamy przecież domniemanie konstytucyjności, co oznacza, że dopóki TK nie zakwestionuje swoim wyrokiem jakichś przepisów, nie ma podstaw do ich podważania, a tym samym do podważania czynności podejmowanych na ich podstawie. To teza dobrze ugruntowana w orzecznictwie TK – tłumaczy Marek Dobrowolski.
– Lex retro non agit (prawo nie działa wstecz – przyp. red.). W tym przypadku ta zasada również znajdzie zastosowanie. Tak więc ewentualne zakwestionowanie przez TK przepisów regulujących procedurę wyłaniania kandydatów na I prezesa SN powinno zaskutkować jedynie zmianami legislacyjnymi, które na nowo ukształtowałyby tę kwestię już w ustawie o SN. I w takim wypadku wybory nowego I prezesa SN musiałyby już być przeprowadzone na ich podstawie – komentuje prof. Patyra.
Z kolei dr Zaleśny ocenia, że żądanie posłów nie ma umocowania w przepisach prawa. – To podważenie legalizmu w działaniu organu władzy, czyli I prezesa SN oraz legalizmu działania prezydenta, który przez kilkanaście lat nie kwestionował wyboru kandydatów, którzy byli mu przedstawiani. Tym samym potwierdzał więc, że wszystko odbywało się zgodnie z prawem i z najwyższą starannością – kwituje konstytucjonalista.
Samodzielne badanie przez sędziów konstytucyjności prawa to nie rebelia
Do takiego wniosku doszli uczestnicy konferencji, która odbyła się w piątek w Katowicach. Jej tematem przewodnim był kryzys sądownictwa konstytucyjnego i rozproszona kontrola zgodności prawa z konstytucją. Udział w wydarzeniu wzięli m.in. prof. Małgorzata Gersdorf, I prezes Sądu Najwyższego, prof. Marek Safjan, sędzia Trybunału Sprawiedliwości UE, prof. Ewa Łętowska, sędzia TK w stanie spoczynku i prof. Tadeusz Ereciński, sędzia SN. Uczestnicy podkreślali, że to ustrojodawca dopuścił możliwość stosowania przez sędziów podczas orzekania rozproszonej kontroli konstytucyjności norm. Ustawa zasadnicza bowiem mówi wprost, że sędziowie podlegają ustawom oraz właśnie konstytucji. Tak naprawdę więc w naszym porządku prawnym ten sposób oceny konstytucyjności prawa istniał zawsze obok tego scentralizowanego, dokonywanego przez Trybunał Konstytucyjny. Teraz jedynie kwestia ta nabrała innej rangi – z uwagi na sytuację, w jakiej znalazł się TK. Chodzi tutaj przede wszystkim o dopuszczenie do orzekania trzech sędziów, którzy zostali wybrani na miejsca już obsadzone.
Debatujący podkreślali jednocześnie, że sędziowie muszą dokonywać takiej oceny z pełną rozwagą i ostrożnością, a także poczuciem odpowiedzialności, jaka będzie na nich spoczywać. Istnieje bowiem groźba poważnych rozbieżności w orzecznictwie. Zwrócono również uwagę na to, że sędziowie do tej pory byli raczej odwodzeni od samodzielnego dokonywania interpretacji norm prawnych pod kątem ich zgodności z ustawą zasadniczą. A to ze względu na autorytet, jakim do niedawna cieszył się TK. Teraz jednak może się okazać, że nie będzie innego wyjścia, a sędziowie muszą być na to gotowi.