Aresztowany przedsiębiorca, dziś bankrut, żądał od Skarbu Państwa 48 mln zł odszkodowania. Sąd Najwyższy stwierdził, że może dostać jedynie zasądzone mu już wcześniej 153 tys. zł.
SN orzekł, że nie ma bezpośredniego związku między niesłusznym aresztowaniem Kubali a jego niepowodzeniami gospodarczymi. Stwierdził, że Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, który zasądził powodowi 153 tys. zł, i tak był dla niego łaskawy.
– Wyliczając odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie, wziął pod uwagę dochód, jaki przedsiębiorca mógłby osiągnąć ze sprzedaży samochodów, które na skutek aresztu odebrał mu generalny importer, bez pomniejszania o koszty utrzymania powoda, jego rodziny i firmy – powiedziała sędzia sprawozdawca, Barbara Skoczkowska.
Problem w tym, że z zasądzonego odszkodowania Marek Kubala nie zobaczy ani złotówki, bo pieniądze trafiły w ręce komornika. Nie wystarczą jednak na spłatę wszystkich jego długów, które wynoszą dziś około 14 mln zł.
Sprawa Kubali zaczęła się od jego aresztowania w grudniu 2000 r. Mężczyzna spędził w areszcie 17 dni. Zarzucono mu zaniżanie cen używanych samochodów, które sprowadzał do Polski w latach dziewięćdziesiątych. Na skutek tego Kubala miał narazić Skarb Państwa na straty z tytułu cła i podatków. Prokuratura nie potrafiła tego skutecznie udowodnić. W 2011 r. sprawa się przedawniła.
Wtedy Kubala zaczął walczyć o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie. Doszło do niego, gdy rozpoczął już inną działalność – prowadzenie autoryzowanego salonu samochodowego. Ten wkrótce upadł. Generalny importer wypowiedział mu umowę, a banki zażądały spłaty zaciągniętych kredytów. Zdaniem Kubali przyczyną tego było jego widowiskowe aresztowanie.
Od Skarbu Państwa żądał odszkodowania z uwzględnieniem ewentualnych korzyści i strat, do których nie doszłoby, gdyby mu szkody nie wyrządzono. Liczył więc nie tylko na marżę z tytułu odebranych samochodów, ale także na wynagrodzenie za upadek firmy, utratę zdrowia i dobrego imienia. Łącznie chciał dostać 48 mln zł.
Kolejne instancje uważały jednak, że należy mu się znacznie mniej, niż żąda. Najpierw Sąd Okręgowy w Świdnicy zasądził mu 90 tys. zł odszkodowania. Następnie Sąd Apelacyjny we Wrocławiu podwyższył je do 153 tys. zł.
Kubala złożył apelację do Sądu Najwyższego. Przekonywał, że jego obecna sytuacja ekonomiczna jest skutkiem niesłusznego aresztowania. Przypominał, że przez 10 lat zamiast prowadzić działalność, walczył o niewinność. Stracił dobre imię, a jedyne co rosło, to jego długi – zwłaszcza odsetki od wypowiedzianych przez banki kredytów.
W czwartek Sąd Najwyższy orzekł jednak, że zasądzone przez Sąd Apelacyjny odszkodowanie musi Kubali wystarczyć. Sędzia Barbara Skoczkowska wyjaśniła, że z analizy dokumentów wynika, iż jego firma znajdowała się w spirali kredytowej jeszcze przed aresztowaniem, a przedsiębiorca już wtedy nie uiszczał należności na rzecz zakładu ubezpieczeń społecznych ani urzędu skarbowego. Stwierdziła też, że nie sposób doszukać się bezpośredniego związku pomiędzy aresztowaniem a zerwaniem umów kredytowych przez banki i umowy dealerskiej przez generalnego importera samochodów. Zdaniem sądu przyczyną wypowiedzenia umów, a tym samym upadku firmy, były zachowania Kubali.
Przykładowo: przedsiębiorca miał naruszyć dobre imię importera poprzez sprzedaż aut, które nie były jego własnością, składać nieprawdziwe oświadczenia wobec klientów i partnerów biznesowych, a także pobierać od klientów zaliczki na poczet transakcji, mając świadomość, że nie zdoła się z nich wywiązać. Sąd zwrócił uwagę, że nieprawidłowości te zostały potwierdzone prawomocnymi wyrokami i że to one, a nie aresztowanie przyczyniły się do niepowodzeń gospodarczych przedsiębiorcy.
Sprawa Marka Kubali może trafić jeszcze tylko do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 13 lutego 2017 r., sygn. akt V KK 305/16