Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada usprawnienie postępowań cywilnych i przeciwdziałanie ich przeciąganiu. Jednym ze sposobów ma być poszerzenie przesłanek, które umożliwią zasądzenie kosztów procesu od strony, która celowo go przedłuża.
Co prawda obecnie sąd też może to robić, ale na podstawie przepisów, które w ocenie resortu się zdezaktualizowały. – Trzeba więc je dostosować do współczesnego otoczenia prawnego – tłumaczy Milena Domachowska z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Już dziś art. 103 kodeksu postępowania cywilnego stanowi, że niezależnie od wyniku sprawy sąd może nałożyć na stronę obowiązek zwrotu kosztów wywołanych jej niesumiennym lub „oczywiście niewłaściwym postępowaniem”. Dotyczy to zwłaszcza kosztów powstałych wskutek uchylenia się od wyjaśnień lub złożenia wyjaśnień niezgodnych z prawdą, zatajenia lub opóźnionego powołania dowodów, a także odmowy poddania się mediacji. Jak mówi Marcin Łochowski, sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie, w praktyce jest to martwa regulacja.
– W życiu nie widziałem, żeby art. 103 k.p.c. został zastosowany. Zawarte w nim przesłanki są tak skonstruowane, że użycie tego przepisu jest praktycznie niemożliwe – mówi.
– Poza tym strona, która zakłada, że przegra proces, i tak będzie obciążona jego kosztami – dodaje sędzia Maciej Plaskacz z Sądu Rejonowego w Grudziądzu.
Tymczasem sytuacje, w których strony nadużywają swoich uprawnień procesowych tylko po to, by przewlec postępowanie, nie należą do rzadkości. – Widoczne jest to zwłaszcza w sprawach gospodarczych. W co czwartej któraś ze stron robi wszystko, by przedłużać postępowanie – przyznaje sędzia Łochowski, który wskazuje, że sankcje za opóźnienie w płatnościach są zbyt małe. Z powodu niższych odsetek ustawowych niż tych wynikających z kredytu bankowego przedsiębiorcom opłaca się więc nie płacić kontrahentowi, a potem przewlekać proces przez 3–4 lata.
W postępowaniach cywilnych plagą jest też składanie pism procesowych, które nie spełniają wymogów formalnych. Są np. niepodpisane lub nie zawierają niezbędnego załącznika. Wówczas sąd musi wezwać do uzupełniania wniosku w wyznaczonym terminie. Strona nie odbiera pism albo robi to w ostatnim momencie, potem stosuje liczne skargi czy zażalenia.
– Tymczasem czas płynie, a koszty postępowania rosną. Ktoś, kto dobrze zna procedurę, może wykorzystując przysługujące mu uprawnienia, przeciągać procesy przez wiele lat. Dlatego bardzo dobrze, że resort zamierza to ukrócić, choć trzeba pamiętać, że w żadnym państwie jeszcze nie stworzono takiego systemu, który byłby w stanie całkowicie to zjawisko wyeliminować – mówi dr Jarosław Świeczkowski z Uniwersytetu Gdańskiego.
Zdaniem sędziego Plaskacza brakuje generalnej klauzuli nadużycia prawa procesowego. – Gdyby istniała, wówczas czynność stanowiąca przejaw takiego nadużycia nie wywoływałaby żadnych skutków – tłumaczy.
Z kolei sędzia Łochowski wskazuje, że aby sędziowie mogli skutecznie przeciwdziałać graniu na zwłokę, musieliby mieć narzędzia, które pozwolą na pewną swobodę w ocenie zachowania strony. – Pytanie, czy w sytuacji braku zaufania do sądów ustawodawca będzie chciał takie narzędzie sędziom dać – kwituje Łochowski.