Pani redaktor Barbara Kasprzycka w tekście „Czy o sądach wolno rozmawiać” (DGP z 26 stycznia 2017 r.) stawia pytanie, które, jak mniemam, ma charakter retoryczny. Oczywiście, że o sądach wolno rozmawiać. Nawet trzeba to robić, a dzisiaj, kiedy Ministerstwo Sprawiedliwości odsłania pierwsze elementy skrojonej z rozmachem reformy sądownictwa, takowa dyskusja staje się obowiązkiem.
W opinii pani redaktor znalazło się kilka ciekawych wątków. Słusznie autorka zauważa na wstępie, że zapisana w konstytucji równowaga między trzema władzami nie ma charakteru idealnego. Właściwie to równowaga ta występuje jedynie w teorii. Prawda, że sędziowie nie są poddawani periodycznej weryfikacji przez suwerena, tak jak dzieje się to w przypadku polityków w drodze powszechnych wyborów. Cóż, taki system obowiązuje w Polsce, można się zastanawiać, czy jest to rozwiązanie optymalne. Osobiście uważam, że powszechne wybory na stanowiska sędziowskie przy budowanym u nas w mozole i wciąż trwającym w powijakach społeczeństwie obywatelskim to nie jest dobry pomysł. Rzecz do dyskusji.
Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu, VII Wydział Karny / Dziennik Gazeta Prawna
Rację ma również pani redaktor, gdy konstatuje, że w rozpoczynającej się debacie na temat konkretnych rozwiązań przygotowywanej reformy sądownictwa narracje będą dwie. Pierwszej „roboczo” nadała twarz ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, drugiej – rysy sędziego Waldemara Żurka, członka KRS.
Istotnie zauważa, iż przy konstytucyjnej, przynajmniej w założeniu, równowadze władz środek ciężkości, choć rzadko, ale jednak, przechyla się czasami na stronę władzy sądowniczej.
Fakt, że do oświadczenia parlamentarzysty i ministra każdy obywatel może zajrzeć bez najmniejszego problemu. I tak powinno być. Natomiast do oświadczenia majątkowego sędziego jeszcze do niedawna nie miał dostępu.
Powiem coś, co z pewnością nie przysporzy mi zwolenników we własnej grupie zawodowej. Zupełnie nie rozumiem wzmożenia, które nastąpiło po wejściu w życie z początkiem stycznia 2017 r. przepisów ujawniających sędziowskie oświadczenia majątkowe. Myślę, że jako korpus sędziowski straciliśmy sporo, gdy czytelnicy DGP i innych tytułów prasowych dowiedzieli się, jakiego przyspieszenia nabrało w środowisku wypełnianie oświadczeń majątkowych, by zdążyć do 6 stycznia. To był przysłowiowy strzał w stopę w wydaniu klasycznym. Ja tego nie zrobiłem, a powodem mojej bezczynności nie było lenistwo. Ja po prostu podzielam, rzekłbym, pewien dysonans poznawczy, polegający w tym przypadku na konsternacji po stronie obywatela, który myśli sobie, że sędziowie tak bardzo walczący, by uznawać ich realnie za trzecią władzę, nie chcą wziąć na siebie pewnych zobowiązań, które ciążą na pozostałych dwóch.
Nie chciałbym na nowo otwierać dyskusji o zasadności upubliczniania oświadczeń majątkowych. Ale powiem szczerze, że argumenty odnoszące się do, w uproszczeniu, względów bezpieczeństwa nie bardzo do mnie przemawiają. Po pierwsze, oświadczenia będą anonimizowane. Po wtóre, jakoś nie chce mi się wierzyć, że osoba, która naprawdę będzie zainteresowana tym, gdzie mieszka sędzia, nie ustali tego faktu przy dołożeniu pewnego wysiłku.
Po krótkiej, spokojnej i rzeczowej dyskusji z kilkoma sędziami macierzystego sądu postanowiliśmy nie wypełniać na kolanie oświadczeń majątkowych i zrobić to w terminie późniejszym, przyjmując do wiadomości fakt ich ujawnienia. W końcu sędziowanie to służba publiczna. Mniejsza z oświadczeniami majątkowymi – to już historia.
Prawda, przez trzydzieści lat nie udało się zbudować ścieżki do zawodu sędziego, która byłaby bardziej transparentna. Ideałem byłby model duński, gdzie w komisjach opiniodawczych zasiadają przedstawiciele lokalnych społeczności czy stowarzyszeń obywatelskich. Tyle tylko, że aktualnie został obrany zupełnie przeciwny kierunek.
Zmiany w KRS powodują bez dwóch zdań upolitycznienie procesu wyłaniania kandydatów na wakujące stanowiska sędziowskie. Nawet pobieżna analiza projektu nowelizacji ustawy o KRS uwidacznia, że w rzeczywistości będzie o tym decydować większość sejmowa. Zupełnie nie podzielam narracji, zgodnie z którą proponowany system uczyni wybór sędziego bardziej demokratycznym, bowiem sędziego będzie wskazywał suweren rękoma swoich przedstawicieli. W dojrzałych demokracjach można sobie wyobrazić takie rozwiązanie. Jednak nie u nas, gdzie wszystko jest upolitycznione do spodu, od stadnin koni poprzez teatry, na spółkach Skarbu Państwa kończąc.
Szanowna Pani Redaktor, przede wszystkim jako obywatel również chciałbym, by zawód ten wykonywali „najlepsi z najlepszych, ludzie z mądrością życiową, którzy zza paragrafów widzą także człowieka i rozumianą po ludzku sprawiedliwość”. Przy czym nieśmiało chciałbym zauważyć, że po wielu latach liniowej pracy na sali rozpraw doskonale wiem, jak różnie owa sprawiedliwość jest definiowana przez każdą ze stron sporu sądowego.
Utarło się, że właściwy nabór na stanowiska sędziowskie daje idea zawodu sędziego jako korony zawodów prawniczych. Od lat mówi się o takim rozwiązaniu. Przez co stało się ono już wydmuszką niezawierającą żadnej treści. Bo nie ma systemu, który zagwarantowałby wybór „najlepszego z najlepszych”. Pomijam już kwestię, że ludzie w tym zawodzie wypalają się z biegiem lat jak zapałki, przywaleni robotą i stresem. Dopóki sędzia będzie rozliczany z liczby , i sprawności, a nie jakości orzecznictwa, będzie chował się za „paragrafy”, które zasłaniają mu, jak wyraziła się pani redaktor, człowieka. Sztuką jest uczynienie z systemu wymiaru sprawiedliwości maszyny, która przy zachowaniu niezależności będzie działać proobywatelsko odporna na naciski i zakusy pozostałych władz. Z pewnością alternatywą na złe zjawisko definiowane przez panią redaktor jako „niezawisłość od nikogo i niczego” nie jest upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości sensu stricte.
Na koniec przesłanie. Chciałbym, by obywatele i dziennikarze nie nabierali się na bijący ostatnio rekordy popularności w lansowanych narracjach przekaz, że działania polityków to bezpośrednia emanacja woli suwerena. Przez co każdy podejmowany przez nich ruch musi być traktowany jako wyraz woli wszystkich obywateli, co samo przez się ma definiować jego słuszność. Na zadane pytanie odpowiadam: z pewnością dyskutujmy.