- Coroczny wzrost wartości progu kradzieży powoduje zwiększenie liczby takich czynów. A sprawcom opłaca się przeciągać postępowanie, licząc na to, że odpowiedzą za wykroczenie, a nie przestępstwo - mówi Marcin Warchoł.
Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekt, w którym zastępuje granicę kradzieży w postaci 25 proc. najniższej płacy (dziś 500 zł) stałą granicą w wysokości 400 zł. Dlaczego odchodzimy od progu kradzieży wyznaczanego jako ułamek minimalnego wynagrodzenia?
Obecne rozwiązanie to zachęta dla złodzieja. Im bardziej społeczeństwo się bogaci, tym więcej złodziej może ukraść, ryzykując popełnienie tylko wykroczenia. Z punktu widzenia aksjologicznego to jest bardzo złe, że co roku zmienia się zakres społecznej szkodliwości, a także charakter prawny czynu.
A może nie warto rezygnować z parametrycznego ustalania progu, tylko zmienić punkt odniesienia. Zamiast uzależniać wysokość progu kradzieży od poziomu płacy minimalnej, może trzeba było uzależnić to od wskaźnika inflacji? Wówczas wzrost wysokości progu odpowiadałby rzeczywistemu wzrostowi cen towarów i usług.
A co by się w takim razie działo przy deflacji?
Albo próg mógłby być zmniejszany, albo pozostawałby wówczas na tym samym poziomie.
Każde uzależnienie od progu ruchomego jest złe. To byłoby rozwiązanie wadliwe systemowo. Proszę zwrócić uwagę na dane o kradzieży w jednej z sieci handlowych – w lipcu 2014 r., kiedy próg kradzieży wynosił 420 zł, było tam 21 takich zdarzeń, skradziono towary na kwotę nieco ponad 7 tys. zł. Rok później, kiedy próg wynosił już 437,5 zł, suma strat i liczba kradzieży wrosła dwukrotnie. W lipcu 2016 r., gdy granica przepołowienia wynosiła 462,5 zł, było już 66 kradzieży na łączną sumę ponad 22 tys. zł. Widzimy zatem, że krocząca wartość progu powoduje kroczący wzrost zarówno liczby kradzieży, jak i ich wartości. Sprawcy to sobie kalkulują. Co więcej, policja ujawnia, że złodzieje sklepowi tworzą nawet fundusze przeznaczone tylko na płacenie mandatów.
No dobrze, ale czy możemy powiedzieć, że te dane są reprezentatywne?
To są oczywiście losowo wybrane dane, ale pokazują zasadę – wzrost progu powiększa zjawisko kradzieży. Istnienie takiej zależności potwierdzi każdy sprzedawca, w małym sklepiku i w dużej sieci. Ale jest też kolejny problem ze zmieniającą się corocznie wartością przepołowienia – sądy muszą masowo na nowo kwalifikować takie czyny i zmieniać wyroki. Wraz ze wzrostem progu część kradzieży, które były przestępstwami, trzeba zakwalifikować tylko jako wykroczenie. A przecież w chwili kradzieży złodziej popełnił przestępstwo. I tak to odczuł pokrzywdzony. Pomimo tego sprawca ostatecznie poniesie odpowiedzialność za wykroczenie. Dlatego oskarżonym o popełnienie przestępstwa opłaca się wszelkimi sposobami przewlekać postępowania, po to by po zwiększeniu progu od pierwszego stycznia odpowiadać już tylko za wykroczenie. Można powiedzieć, że rodzaj kary zależy od przebiegłości sprawcy. Kolejnym absurdem jest to, że gdy dwie osoby ukradną jednego dnia mienie tej samej wartości, to ta wcześniej skazana odpowie za przestępstwo, a ta, która stanie przed sądem po nowym roku, odpowie już tylko za wykroczenie. Trzeba ponadto rozwiązywać wyroki łączne.
Zatrzymajmy się przy sądach i konieczności corocznej weryfikacji tysięcy wyroków. Ten problem opisywaliśmy wielokrotnie na naszych łamach. Natomiast dlaczego sądy mają rokrocznie zmieniać te wyroki? Owszem – obowiązuje zasada, że stosuje się przepisy łagodniejsze dla sprawcy, lecz czy na pewno da się powiedzieć, że nowa ustawa jest względniejsza? Przepis w grudniu i w styczniu następnego roku jest zawsze ten sam i mówi o tym, że granicą przepołowienia jest 25 proc. minimalnego wynagrodzenia. Czy na pewno sądy muszą zmieniać te wyroki?
Wartość procentowa pozostaje bez zmian, ale wartość kwotowa się zmienia. A znamię w postaci wartości szkody opisujemy kwotowo. Tak to interpretuje orzecznictwo sądów. Ministerstwo czy media mogą mieć odmienne zdanie na ten temat, ale to sądy podejmują decyzję i to one co roku dokonują masowej zmiany orzeczeń.
Jednak gdyby się okazało, że istnienie parametrycznego progu nie musi powodować takich skutków dla sądów, może nie ma sensu wprowadzać granicy w postaci stałej kwoty? Karniści wskazują, że zamrożenie progu na stałym poziomie spowoduje, że za kilka lat granica stanie się nieadekwatna do realiów ekonomicznych i coraz więcej błahych czynów będzie wpadało do kategorii przestępstw.
Zacznijmy od tego, czy można mówić, że w przypadku wykroczenia sprawca traktowany jest łagodniej. Uważam, że to wręcz zaostrza sankcję. Już w latach 60. badania wykazały sporą pobłażliwość w stosunku do sprawców drobnych występków. Dlatego dużą liczbę przestępstw mniejszej wagi przeniesiono wówczas do kodeksu wykroczeń. Po to właśnie, by realnie zaostrzyć odpowiedzialność za te czyny. Kodeks wykroczeń, w przeciwieństwie do karnego, nie przewiduje bowiem możliwości umorzenia postępowania ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu. Choć teoretycznie w kodeksie karnym sankcje są wyższe, to w kodeksie wykroczeń większa jest nieuchronność kary. Wprowadzono także do sądzenia element społeczny w postaci kolegiów do spraw wykroczeń, co odciążyło sądy. Dziś nic z tego nie zostało. Zlikwidowano kolegia, a sądy są zawalone drobnymi sprawami. Więc gdy mnie pan pyta, czy za jakiś czas trzeba będzie podwyższać próg, odpowiem tak: przedefiniowania wymaga cała koncepcja kodeksu wykroczeń.
W jaki sposób?
Poprzez przeniesienie większości wykroczeń porządkowych do postępowania administracyjnego. W kodeksie wykroczeń powinny zostać tylko te o charakterze kryminalnym. Orzekaniem w tych sprawach mogliby się zająć sędziowie pokoju. To jednak pieśń przyszłości. Na razie wprowadzamy elektroniczny rejestr sprawców wykroczeń i osób podejrzanych o te czyny. Dostęp do niego będzie miała tylko policja. Dzięki temu narzędziu ktoś, kto wczoraj ukradł w jednej dzielnicy, dziś w drugiej, a jutro w jeszcze innej, będzie odpowiadać już nie za trzy odosobnione wykroczenia, lecz za jeden czyn ciągły stanowiący już przestępstwo. Obecnie takiej możliwości w ogóle nie ma.
Wracając do przepołowienia. Wskazuje pan, że nieuchronność kary w wykroczeniach jest wyższa niż w przestępstwach. Ale wprowadzając nowy sposób wyznaczania granicy, jednocześnie obniżacie tę wartość z 500 do 400 zł. Tym samym ktoś, kto dziś ukradnie coś o wartości 500 zł, zostanie ukarany na pewno, a po wprowadzeniu zmian postępowanie karne będzie mogło być umorzone już przez prokuratora. Może więc w ogóle trzeba zrezygnować z przepołowienia?
Proszę pamiętać, że teraz mamy inną prokuraturę, która ma wyraźne wytyczne, jak ścigać takie zachowania. Ma oskarżać sprawców, a nie umarzać sprawy. To inna sytuacja niż była wtedy, gdy mieliśmy do czynienia z pewną niemocą decyzyjną prokuratorów. Prokuratury rejonowe zajmowały się bowiem większością spraw i były zawalone wszystkim: od Amber Gold po kradzież batonika. Prokuratorzy, mając na głowie poważne przestępstwa, te drobne siłą rzeczy spychali na dalszy plan.
Zostają jeszcze sądy, a tam wśród kar za drobne kradzieże będące przestępstwami zwykle zapada wyrok w zawieszeniu.
Dlatego trzeba rozbudować katalog kar. Sankcje, które za kradzież przewiduje kodeks karny – od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności – są nieadekwatne do społecznej szkodliwości czynu. Sądy mają z tym problem, bo jak tu dać człowiekowi trzy miesiące pozbawienia wolności za kradzież kilkuset złotych. Dlatego wprowadzenie kilkudniowych kar pozbawienia wolności zmieni nam całą optykę i pomoże rozwiązać ten problem. Jeśli wprowadzone zostaną postulowane przez nas zmiany, to będzie można zrezygnować z konstrukcji czynów przepołowionych.
W ten sposób uniknęlibyśmy wielu z tych problemów, o których właśnie rozmawiamy. Bo przecież zawsze wprowadzając jakiś próg, szczególnie kwotowy, pojawia się pytanie: dlaczego 400 zł, a nie 500 lub 300? Jak określić tę granicę, by była sprawiedliwa i uniknąć oskarżeń o arbitralność?
To zawsze będzie arbitralne. Ale równa kwota jest czytelna i prosta do stosowania. Poza tym statystycznie większość przypadków kradzieży dotyczy mienia o wartości ok. 400 zł. Ustalając próg na tym poziomie, obejmiemy przeważającą większość czynów, które będzie można osądzić w szybszej, prostszej i tańszej procedurze wykroczeniowej.
Jest jeszcze jeden argument przemawiający za likwidacją progu. Niezależnie od tego, czy sprawca ukradnie telefon o wartości 400 zł w elektromarkecie, czy wyciągnie z torebki emerytki w tramwaju, w obydwu przypadkach odpowie za wykroczenie. A przecież waga tych czynów jest nieporównana. Ustalenie tej stałej kwoty nie zawsze odpowiada szkodliwości społecznej czynu.
I to jest kolejny z problemów, które towarzyszą czynom przepołowionym. Przez 10 lat Sąd Najwyższy nie mógł się zdecydować, czy rozbój jest czynem przepołowionym. A to fundamentalna sprawa. Poza tym co ze stroną podmiotową? Przy stałym 400-złotowym progu, jeśli złodziej planuje ukraść rzecz wartą 500 zł, a okaże się, że zrobił to, gdy akurat była przeceniona na 350 zł, to odpowie za wykroczenie czy przestępstwo? A teraz sytuacja odwrotna: ktoś jest przekonany, że kradnie rzecz o wartości 300 zł, a ona w rzeczywistości kosztuje 500? A wracając do pana przykładu z emerytką z tramwaju, to może warto rozważyć powrót do przestępstwa kradzieży szczególnie zuchwałej.
A co gdy złodziej chce po prostu ukraść daną rzecz niezależnie od tego, ile ona kosztuje?
Wówczas o kwalifikacji prawnej czynu decyduje wartość skradzionej rzeczy z momentu kradzieży. Mamy więc trzy różne kierunki interpretacji. Raz wykroczenie, raz przestępstwo, a raz decyduje wartość rzeczy. Pozbycie się progu rozwiązuje te problemy, ale to wymaga systemowych zmian.