- Ograniczając bierne prawo wyborcze wójta, ingeruje się w czynne prawo wyborcze mieszkańców - mówi w wywiadzie dla DGP Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Prawo i Sprawiedliwość zapowiada zamianę przepisów ustawy o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta, poprzez wprowadzenie ograniczenia możliwości pełnienia tych funkcji tylko do dwóch kadencji. Czy takie rozwiązanie byłoby dopuszczalne konstytucyjnie?
Ograniczanie liczby kadencji jest nie tylko ingerencją w bierne prawa wyborcze osoby, która przez to nie będzie mogła się starać o kolejny, np. trzeci wybór na to samo stanowisko wójta czy burmistrza. Jednocześnie jest to ograniczenie czynnych praw wyborczych mieszkańców, którzy z tego powodu nie będą mogli wybrać osoby tylko ze względu na to, że pełniła daną funkcję więcej niż raz. Wprowadzenie takiego ograniczenia jest możliwe, o ile następuje w ustawie i jest niezbędne dla ochrony wartości wyrażonych w art. 31 ust. 3 konstytucji. W tym przypadku taką wartością mógłby być porządek publiczny. Trzeba by więc rozważyć, czy wprowadzenie takiego ograniczenia jest niezbędne w demokratycznym państwie prawnym.
Przyjmijmy na chwilę, że tak. Czy wówczas można stosować nowe przepisy także do osób, które w momencie ich wejścia w życie miały za sobą np. dwie kadencje, co zamykałoby im możliwość starania się o reelekcje?
Gdyby byłoby to działanie w interesie publicznym, to jako takie nie naruszałoby zakazu działania prawa wstecz. Jednak to zagadnienie trzeba rozpatrywać z punktu widzenia konstytucyjnej zasady równości. Możliwe są dwa sposoby jej pojmowania. Otóż zasada ta wymaga, aby wszyscy na starcie mieli te same szanse. To by oznaczało, że musimy wyeliminować wszystkich tych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, którzy pełnili funkcje przez dwie kadencje. W przeciwnym razie okaże się, że niektóre osoby będą zajmować dane stanowisko w sumie przez trzy lub cztery kadencje, oraz takie, które będą mogły je pełnić maksymalnie przez dwie. W ten sposób wprowadzamy nierówność.
Drugie rozumienie zasady równości polega na tym, że na starcie wszyscy są równi i każdy „ma czystą hipotekę” niezależnie od tego, jakie były jego wcześniejsze doświadczenia. Skoro wprowadzamy pewne nowe reguły, których wcześniej nie było, to one powinny być jednolite dla wszystkich. Bo zasada równości wymaga, byśmy wszystkich traktowali jednakowo.
Do którego rozumienia pan by się skłaniał? Czy ograniczenie możliwości pełnienia trzeciej kadencji osobom, które w momencie wejścia w życie nowych przepisów miały już dwie za sobą, byłoby zasadne?
Byłoby zasadne, choć ja tego ocenić nie mogę. To już musi ocenić Trybunał Konstytucyjny. Teraz trudno przesądzić, czy wprowadzenie tego rodzaju ograniczenia jest konieczne w demokratycznym państwie. Ja bym skłaniał się raczej ku odpowiedzi, że nie. Dotychczas przecież nie funkcjonowały żadne limity w tej mierze, a samorząd działał. To od wyborcy zależało, czy będzie głosować na dotychczasowego prezydenta miasta czy nie. Powstaje też problem sprawności działania takiego wójta czy burmistrza podczas sprawowania drugiej kadencji.
Chodzi panu o to, że fakt, iż i tak nie będzie mógł zostać wybrany na kolejną kadencję, będzie działał negatywnie?
Jest takie zagrożenie, dlatego ta kwestia wymaga bardzo wnikliwego rozważenia. Z drugiej strony nie jest powiedziane, że osoba, która przez dwie kadencje była wójtem czy burmistrzem, nie będzie mogła pełnić innych stanowisk w samorządzie, np. starosty. Wówczas będzie oceniana m.in. przez pryzmat sposobu sprawowania swojej poprzedniej funkcji. Reasumując, trzeba wyważyć te wartości: z jednej strony wolna wola wyborców, z drugiej potrzeba zapewnienia rzetelności i sprawności funkcjonowania samorządu, a wszystko to należy zrobić przy zachowaniu zwłaszcza zasady proporcjonalności oraz zasady równości. Ten problem będzie musiał rozwiązać ustawodawca. W fazie prac nad ustawą musi on zapewnić zgodność jej przepisów z konstytucją. A przynajmniej z tym, jak on ją rozumie.