Sejm nie może w kółko kręcić się na jałowym biegu wokół kolejnych naiwnych pomysłów legislacyjnych - twierdzi Ewa Łętowska.
Czy trzeba aż zmieniać ustawę, by sędziowie rejestrowi mogli sprawdzać, czy kandydat na prezesa zarządu spółki jest karany za przestępstwa gospodarcze? Czy nie wystarczy poprawić systemu elektronicznego, którym obecnie dysponują sądy?
Słysząc, co się dzieje wokół Amber Gold, pomyślałam, że zaraz zacznie się wołanie o pilne uchwalenie nowych praw i że z pewnością z ust polityków będą padać propozycje zakazów i zaostrzeń kar, a także nawoływanie o nowe instrumenty inwigilacyjne. No i wykrakałam. Nie dość blamażu z chemiczną kastracją pedofilów, spraw dopalaczowych, gdzie ewidentnie naruszono prawo, operując aktem o charakterze generalnym, do czego nie było podstawy prawnej, i gdzie trzeba było się po cichutku wycofać? Czy nie wystarczy pohukiwania w sprawie gier hazardowych?
Proponuję najpierw sporządzić rzetelną analizę i dowiedzieć się, gdzie prawo, które jest, zawiodło. I dlaczego. Bo może to nie przepisy są złe, ale np. program komputerowy używany przez sądy rejestrowe? Albo może pojawił się błąd człowieka – konkretnego prokuratora lub sądu? A jak już się zrobi tę analizę, to dopiero wtedy można zacząć mówić o zmianach prawa i nowych ustawach. Nie wcześniej. Nie powinno się zapowiadać, że jutro, pojutrze będzie nowelizacja. To niepoważne. Sejm nie może w kółko kręcić się na jałowym biegu wokół naiwnych pomysłów legislacyjnych. Ani posłowie, ani obywatele na taki despekt nie zasługują.
Czy przyznanie bankom i innym komercyjnym instytucjom finansowym automatycznego wglądu do rejestru skazanych, umożliwienie im żądania informacji o sposobie płacenia podatków i zobowiązań wobec ZUS przez ich klientów uważa pani za dopuszczalne?
Pomysł z rozszerzeniem uprawnień informacyjnych banków jest po prostu groźny. Może też budzić zastrzeżenia konstytucyjne. Podobne zakusy zostały już zresztą ukrócone przez Trybunał Konstytucyjny. Wkraczanie w sferę autonomii informacyjnej obywateli musi być proporcjonalne (mówi o tym art. 31 ust. 3 konstytucji). A propozycje Związku Banków Polskich (chodzi mi o wgląd banków, które są prywatną jednostką gospodarczą, a nie władzą publiczną, w zasoby ZUS, urzędów skarbowych itd.) tej cechy nie mają.
Nie mogę się zresztą oprzeć wrażeniu, że politycy dają się wpuszczać w ślepy zaułek przez zainteresowanych stworzeniem wrażenia, że banki za nic nie odpowiadają, bo brak im – rzekomo – narzędzi prawnych. Bankowcy chętnie mówią w takiej sytuacji, że nie uzyskali jeszcze tego, co jakoby konieczne do zarządzania ryzykiem po to, by zdjąć z siebie odpowiedzialność. Zresztą proszę zwrócić uwagę, że Amber Gold nie był bankiem, a i tu, niejako przy okazji, zgłaszają się banki i wysuwają żądania legislacyjne, które poszerzyłyby ich uprawnienia...
Jaka jest pani zdaniem przyczyna tak uprzywilejowanej pozycji instytucji finansowych?
Władza gospodarcza jest równie opresyjna jak polityczna. Mamy – klasyczne, znane – narzędzia chroniące nas przed zakusami polityków. Nie opanowaliśmy jednak jeszcze sztuki trzymania w ryzach władzy gospodarczej w warunkach rynkowych. A i tu jest wiele współzależnych narzędzi. Konieczna jest na przykład przejrzystość, i to rzetelna, a nie udawana. Takie udawanie to np. badanie świadomości ryzyka u klienta (co zapewniają nam implementowane już dyrektywy MiFID), odróżnianie informacji od reklamy... Zakaz i kara to pozór narzędzia. Mam wobec tego propozycję: nie szukajmy panaceum. Oceniajmy jednak wnikliwie wszystkie istniejące i proponowane narzędzia i eliminujmy to, co przeszkadza w ich funkcjonowaniu. Krok po kroku.