Waldemar Żurek ze Stowarzyszenia Sędziów „Themis” o pełnomocnictwach ustanowionych na podstawie stałych zleceń.
DARIA STOJAK:
Czy sędziowie mają problem ze zbadaniem, czy pełnomocnika łączy ze stroną stały stosunek zlecenia?
WALDEMAR ŻUREK:
W wielu przypadkach sędziom niezwykle trudno zbadać jest, czy w danej sytuacji stosunek stałego zlecenia istnieje, czy też mają oni do czynienia z obejściem przepisów o pełnomocnictwie. Istnieją bowiem wątpliwości, czy na etapie przedstawiania takiej umowy przez pełnomocnika, jako podstawy umocowania, powinni oni przeprowadzać postępowanie dowodowe, np. przesłuchać stronę na okoliczność, kiedy podpisano umowę, i czy stały stosunek zlecenia jest faktycznie wykonywany. Wówczas mogliby stwierdzić, czy umowa została spisana na potrzeby jednego procesu, czy też rzeczywiście jest to stały stosunek zlecenia. Niestety, jest to utrudnione, gdy strony nie ma na rozprawie.
Jak wyglądają takie fikcyjne umowy stałego zlecenia?
Umowa podpisana jest przez stronę i na ogół sformułowana bez zarzutu. Zapisane są w niej czynności powtarzalne, stałe, czasem szczegółowo wymienione i opisane. Dlatego często trudno taką umowę zakwestionować nawet przy świadomości, że może być to obejście prawa. A konstrukcja przepisu niestety możliwość obchodzenia prawa daje. Prawo powinno eliminować tego typu pola do nadużyć.
Kto podejmuje największe ryzyko: sędzia dopuszczający w sprawie fikcyjnego pełnomocnika czy strona?
Strona ryzykuje tym, że ustanawiając pełnomocnika, który nie zawsze jest odpowiednio przygotowany merytorycznie, nie będzie miała dobrej i profesjonalnej obsługi. Niestety, wiele osób podejmuje to ryzyko ze względu na niskie koszty reprezentacji. Konsekwencje tego mogą być poważne, zwłaszcza gdy doradca nie jest ubezpieczony od odpowiedzialności cywilnej.