RENATA TUBISZ o orzecznictwie arbitrów w zamówieniach publicznych - Druga instancja jest najlepszym sprawdzianem trafności orzeczeń arbitrów. Bez niej trudno jest im wypracowywać jednolite orzecznictwo
EWA GRĄCZEWSKA-IVANOVA:
Po ostatnich zmianach arbitrzy jednoosobowowo rozpatrują odwołania przedsiębiorców. Czy jest pani zwolennikiem tego rozwiązania?
RENATA TUBISZ*:
Tak, oczywiście, to dobry pomysł.
To jedna z najbardziej krytykowanych przez przedsiębiorców i prawników zmian w prawie. Głosy krytyczne w tej sprawie padały nawet ze strony samych arbitrów.
Ustawa daje nam 15 dni na rozpoznanie odwołania wykonawcy, więc takie rozwiązanie ułatwia organizację pracy. Arbitrzy to osoby merytorycznie przygotowane, więc jednoosobowe orzekanie nie ma wpływu na jakość orzecznictwa. Istnieje także możliwość wyznaczania trzyosobowego składu w szczególnie skomplikowanych, precedensowych sprawach.
Ile razy dotąd izba skorzystała z tej możliwości i orzekała w składzie rozszerzonym?
W sumie było to 23 proc. rozpoznanych spraw od 29 stycznia do końca maja, czyli na 261 spraw w 61 były składy trzyosobowe. Decyzja zależy też od samych arbitrów. Przewodniczący zawsze może złożyć wniosek o rozszerzenie składu orzekającego i wtedy nie odmawiam.
Czy arbitrzy są nieprzychylni wykonawcom? Od kilku lat coraz więcej odwołań jest oddalanych, a coraz mniej uwzględnianych?
Taka jest statystyka. Rzeczywiście w 2009 r. na 70 proc. spraw rozpoznanych merytorycznie uwzględniono 30 proc., a 40 proc. oddalono. Daleka jednak jestem od takich ocen orzecznictwa. Arbitrzy są niezawiśli i tyle.
Z jakiego powodu tak wiele spraw jest odrzucanych lub umarzanych?
Przyczyną odrzuceń są błędy formalne wykonawców. Izba ma wówczas obowiązek odrzucić odwołanie. Natomiast umorzenia są często konsekwencją cofnięcia odwołań, a aktualnie również uwzględnienia odwołań przez zamawiających.
Firmy cofały odwołania, m.in. dlatego że izba uchylała zamawiającym zakaz zawarcia umowy przed ostatecznym rozstrzygnięciem protestu. W takiej sytuacji nie ma chyba po co się dalej odwoływać?
Wpływało dużo wniosków o uchylanie zakazu zawarcia umowy przed ostatecznym rozstrzygnięciem protestu. I nie ukrywam, że izba w wielu wypadkach, w 2009 r. gdzieś na poziomie 45 proc., pozwalała zamawiającemu zawrzeć umowę mimo nierozpoznania odwołania. Rozumiem wykonawców, którzy rezygnowali z dalszej walki. Ewentualna wygrana przed KIO służyłaby np. do dochodzenia roszczeń odszkodowawczych przed sądem powszechnym, bo kontrakt już został zawarty.



Ile wniesiono skarg na orzeczenia arbitrów, od czasu gdy podniesiono wpisy?
W ubiegłym roku było 316 skarg na prawie 2000 odwołań, czyli skarżono ok. 15 proc. Natomiast w tym roku wniesiono 116 skarg na ponad 1000 odwołań – od początku roku do końca maja.
Ile skarg wpłynęło na czynności po otwarciu ofert, czyli wtedy, gdy w grę wchodzi nawet 5 mln zł wpis?
Nie wiem.
Czy panią nie martwi to, że dwie instancje w zamówieniach publicznych to praktycznie fikcja, zwłaszcza wówczas gdy trzeba zapłacić 5 mln wpisu?
To wysoka kwota, ale na dzień dzisiejszy takie są obowiązujące przepisy.
Czy arbiter, który jednoosobowo rozstrzyga o wielomilionowych kontraktach, nie chciałby mieć pewności, że jego wyrok został pozytywnie zweryfikowany przez sąd powszechny?
Krajową Izbę Odwoławczą powołano m.in. po to, aby w ramach zawodowego arbitrażu powstała jednolita linia orzecznicza. Chodziło o to, aby w podobnych stanach faktycznych nie zapadały odmienne rozstrzygnięcia. Teraz też pojawiają się sporne kwestie w orzecznictwie. Dyskutujemy o tym we własnym gronie, przy poszanowaniu niezawisłości arbitrów, ale najlepszym sprawdzianem trafności orzeczeń jest druga instancja. Bez skarg izbie trudno wypracować wspólne stanowisko. Z drugiej strony właściwość w tych sprawach sądów okręgowych dla siedziby zamawiającego również nie daje możliwości wypracowania jednolitej linii orzeczniczej kształtowanej wyrokami sądowymi.
Dlaczego przedsiębiorcy tak długo czekają na rozpatrzenie odwołania? W 2009 r. średnio było to aż 30 dni, tymczasem ustawowy termin to 15 dni.
Termin ustawowy jest bardzo krótki. Do tego doszedł jeszcze zwiększony napływ odwołań w 2009 r. i zbyt wąski skład izby. Zwłaszcza od początku tego roku izba podjęła duży wysiłek, aby to zmienić. Na dziś mogę powiedzieć, że jesteśmy w stanie rozpoznawać sprawy w terminie. Od końca marca jest o tyle łatwiej, że przybyło 17 nowych arbitrów i teraz jest nas 38 osób.
Czy 30-proc. wzrost liczby odwołań w 2009 r. to już pieniactwo? Odkąd pamiętam, zawsze takie wzrosty były pretekstem dla ustawodawcy, aby przykręcić śrubę i ograniczyć możliwość wnoszenia odwołań?
Nigdy nie lubiłam porównania wykonawców do pieniaczy. Odwoływanie się to święte prawo przedsiębiorców. Nie jestem też zwolennikiem ograniczania dostępu do arbitrażu czy sądu.
Z jakiego powodu wzrosła liczba odwołań? Kryzys zmusił przedsiębiorców do większego zainteresowania rynkiem zamówień publicznych?
Sektor zamówień publicznych jest mniej ryzykowny. To zresztą naturalne, że wykonawca zawsze szuka pewnego płatnika, czyli budżetu samorządowego czy państwowego. W ubiegłym roku znaczenie miały także przygotowania do Euro 2012.
* Renata Tubisz
prezes Krajowej Izby Odwoławczej
DGP