Zdanie egzaminu na aplikację prawniczą nie oznacza, że wszyscy muszą rozpocząć szkolenie w tym samym roku. Być może jest to okrutna prawda, ale taka jest rzeczywistość - mówi LECH BORZEMSKI, prezes Krajowej Rady Notarialnej.
ROZMOWA
ARKADIUSZ JARASZEK
LECH BORZEMSKI*
Panie prezesie, samorządy notarialne ograniczają dostęp do zawodu. Nie chcą na przykład dopuścić do szkolenia tych aplikantów, którzy nie znajdą sobie patrona. Kto odpowiada za ten bałagan?
Nie można jednoznacznie odpowiedzieć, kto zawinił. Oczywiście nie zawinili młodzi ludzie, którzy wykorzystali sytuację, zdali egzamin i dostali się na aplikację. Zupełnie czym innym jest kształcenie kandydatów do wolnych zawodów jak adwokatura czy radcowie prawni, a czym innym jest kształcenie przyszłych sędziów i prokuratorów. Dzisiaj bardzo dużo mówi się o dostępie do zawodów prawniczych, ale bez echa przechodzi system naboru na aplikacje sądową i prokuratorską.
Porozmawiajmy jednak teraz o aplikacji notarialnej?
Tak, ale pragnę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Od tego roku funkcjonuje Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury, do której obowiązuje ścisły limit miejsc i dostają się tylko najlepsi kandydaci. Kształci się jedynie tyle osób, ile jest potrzebnych później wymiarowi sprawiedliwości i prokuraturze. Nikt nie zamierza kształcić na pusto i marnować publicznych pieniędzy. Można powiedzieć, że w jakimś sensie jest to zamknięcie dostępu do zawodu sędziego i prokuratora.
Czy chce pan przez to powiedzieć, że przy naborze na aplikację notarialną powinien obowiązywać limit miejsc?
Notariat jest bliżej wymiaru sprawiedliwości, bowiem notariusze pełnią funkcje publiczne, a w związku z tym system szkolenia na aplikacji powinien być bardziej zbliżony do tego, jaki jest w sądach i prokuraturze, niż do tego, jaki jest w zawodzie adwokata i radcy prawnego. Takie rozwiązania obowiązują w Unii Europejskiej. Naszym zdaniem nieuchronne jest wprowadzenie rozsądnego limitu miejsc przyjęć na aplikacje. Limit ten może być np. określany przez ministra sprawiedliwości lub ustalany jako procent wszystkich osób wykonujących zawód. Nie jest to żadne ograniczanie dostępu do zawodu. Jeżeli rzetelnie przeprowadzimy państwowy egzamin konkursowy, to na aplikacje dostaną się osoby najlepsze, które chcą być notariuszami.



Czy to znaczy, że w tym roku na aplikacje dostały się same prawnicze niedorajdy?
Przez dwa ubiegłe lata na aplikację notarialną dostawało się około 300 osób. Była to znaczna liczba, jednak notariat postarał się, by wszystkie te osoby znalazły patrona i mogły rozpocząć szkolenie. Ten rok był jednak wyjątkowy. Na aplikacje dostało się aż 1071 osób. Tak skokowy wzrost jest zastanawiający. Nie wierzę w nagły przypływ geniuszu zdających. Wyniki egzaminu były skutkiem obniżenia liczby punktów, których uzyskanie gwarantowało pozytywny wynik egzaminu. W tym roku po raz pierwszy, aby dostać się na aplikację, zdający musieli poprawnie odpowiedzieć jedynie na 2/3 pytań. Jeżeli na poważnym egzaminie drastycznie obniżono porzeczkę, to mamy taki efekt, że w tym roku na aplikację dostało się bardzo dużo osób, które w ogóle na to nie liczyły i nie przygotowywały się do egzaminu. Z pewnością są wśród nich i takie, które w ogóle nie wiążą swojej przyszłości z wykonywaniem zawodu notariusza, jak np. osoby zajmujące się obrotem nieruchomościami.
Chce pan usprawiedliwić w ten sposób izby notarialne, które nie chcą dopuścić do szkolenia osób, które nie znalazły patrona?
Musimy odróżnić obowiązek przeprowadzenia szkolenia, od którego nigdy się nie uchylaliśmy, od niemożności wykonania tego obowiązku. Istnieje obowiązek odśnieżania ulic w Warszawie, który nie jest wykonywany jak pada śnieg, bowiem miasto nie ma takich możliwości. Podobnie jest z tegorocznymi aplikacjami. Jeżeli w tym roku mamy trzy razy więcej aplikantów niż w latach ubiegłych, a liczba wszystkich aplikantów przekroczyła liczbę kancelarii notarialnych i powoli zbliża się do liczby notariuszy, to nikt nie powinien się dziwić, że pojawiają się problemy ze znalezieniem patronów. Uczciwie zdecydowaliśmy więc, że osoby, które nie mają patrona, nie będą musiały ponosić opłaty za aplikację i rozpoczną ją w późniejszym terminie.
Czy to oznacza, że jeżeli ktoś nie znajdzie patrona, to nie rozpocznie aplikacji?
Panie redaktorze, problem nie dotyczy dużej grupy osób. Do tej pory już ok. 850 osób znalazło patronów. W najgorszym przypadku wszystkie te pozostałe osoby będą mogły rozpocząć szkolenie w przyszłym roku. Jest to jednak wariant najczarniejszy. Pamiętajmy jednak, że tuż po wynikach egzaminu jeden z przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości powiedział, że zdanie egzaminu nie oznacza, że wszyscy muszą rozpocząć aplikacje w tym samym roku. Być może jest to okrutna prawda, ale niestety taka jest rzeczywistość.



Jest coś jednak jeszcze gorszego, w zamian za objęcie patronatu notariusze każą aplikantom pracować w kancelariach przez cały tydzień za darmo. Czy nie jest to najzwyklejsze wykorzystywanie przez notariuszy przymusowej sytuacji?
Chcę powiedzieć wyraźnie: przepisy jasno określają, że aplikant niezatrudniony w kancelarii ma obowiązek do uczestniczenia w praktyce tylko raz w tygodniu. Może oczywiście przychodzić częściej, jeżeli chce, a notariusz wyrazi zgodę. Jednak jakiekolwiek nakładanie na takich aplikantów obowiązku przychodzenia do kancelarii 3–4 razy w tygodniu i uzależnianie od tego objęcia aplikanta patronatem jest sprzeczne z przepisami i godne ubolewania. Jeżeli takie rzeczy się zdarzają, to proszę nas o tym informować. Z całą pewnością w takich sytuacjach będziemy interweniować. Jeżeli pojedyncze osoby próbują wykorzystywać dla własnych celów tę trudną sytuację, to z pewnością takie praktyki nie uzyskają akceptacji samorządu. Notariusze nie mogą wykorzystywać młodych ludzi.
Czy to oznacza, że aplikanci pozaetatowi także mają obowiązek uczęszczania na praktyki do sądów raz w tygodniu? Pojawiają się bowiem izby, które wymagają od aplikantów pozaetatowych uczestniczenia w praktykach przez cztery dni w tygodniu.
Nie wiem. Odpowiedź na to pytanie powinna znajdować się w rozporządzeniu ministra sprawiedliwości o przebiegu aplikacji notarialnej. Niestety takiej informacji tam nie znajdziemy. Notariat nie ma prawa do dokonywania wykładni obowiązujących przepisów. Wydaje się, że powinny one uczęszczać na praktyki raz w tygodniu. Tak naprawdę jednak z niczego to nie wynika. Być może potrzebne jest spotkanie przedstawicieli izb z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości w celu wypracowania jednolitego rozwiązania. Nasz samorząd jest w tej sprawie bezradny.
Co zrobi notariat, jeśli w przyszłym roku sytuacja powtórzy się?
Powiem wprost, nie będziemy mieli szans, żeby rzetelnie przeprowadzić szkolenia. Dlatego już teraz chcemy wprowadzić zmiany, np. poprzez określenie limitów przyjęć na aplikacje. Jeżeli zmiany te nie zostaną wprowadzone, to instytucja notariatu dobrnie do końca. Będzie to niepowetowana strata dla państwa.
* Lech Borzemski
prezes Krajowej Rady Notarialnej