Rozmawiamy z notariuszem LECHEM BORZEMSKIM, prezesem Krajowej Rady Notarialnej - Panie prezesie, w tym roku na aplikację dostało się wyjątkowo dużo osób. Czy to rzeczywiście wielki kłopot dla notariatu?
DARIA STOJAK
LECH BORZEMSKI*
W ubiegłym roku dostało się na aplikację 302 aplikantów. W tym roku – 1073. Przecież nikt nie uwierzy w tak gwałtowny wzrost poziomu kandydatów! Wiadomo, że celowo ułożono tak proste pytania, żeby zarzucić samorządy kandydatami na aplikacje. Biorąc pod uwagę dotychczasowych aplikantów oraz osoby, które zdały egzamin w tym roku, liczba aplikantów notarialnych zrównała się niemal z liczbą notariuszy w Polsce. Nie można tego uznać za zjawisko normalne. Oczywiście będziemy się starali robić wszystko, aby jak najwięcej osób, które zdały egzamin, mogło odbywać zajęcia teoretyczne i praktyczne. Granica będzie jedna: możliwość rzetelnego wyszkolenia. Niestety w tej chwili naprawdę zdolni kandydaci, z którymi chcielibyśmy współpracować, giną w tłumie osób, niejednokrotnie o niskim poziomie wiedzy, dla których aplikacja jest tylko kolejnym punktem w CV, a nie drogą do zawodu notariusza. To powoduje nie tylko marnotrawienie sił i środków na szkolenia, ale w konsekwencji ogólne obniżenie poziomu merytorycznego przyszłych notariuszy.
Skąd w ogóle problemy ze znalezieniem potencjalnych patronów? Przecież nie istnieją limity co do liczby osób, jaką notariusz może przyjąć pod patronat?
Do tego roku w zasadzie wszyscy aplikanci znajdowali zatrudnienie lub możliwość odbycia rzetelnej praktyki w kancelariach notarialnych. Jednak po przekroczeniu pewnej granicznej liczby szkolonych, aplikacja zaczyna być swoistą fikcją. Nie każdy notariusz, czy to z powodu niewystarczającego doświadczenia, czy braku osobistych predyspozycji, może być patronem aplikantów. Nie ma wprawdzie liczbowo wyznaczonego limitu aplikantów przypadających na jednego patrona, ale określa go zdrowy rozsądek i specyfika zawodu notariusza.



Większość tegorocznych aplikantów odbywać będzie tzw. aplikację pozaetatową, która niejednokrotnie będzie fikcją. Gdzie młodzi ludzie nauczą się praktyki?
Aplikant notarialny oprócz zajęć seminaryjnych po prostu musi pracować w kancelarii, na co dzień ucząc się wykonywania tego zawodu bezpośrednio od swojego patrona. Do tej pory nigdy nie traktowaliśmy poważnie możliwości szkolenia aplikantów w kancelarii raz w tygodniu – to żadne szkolenie. Sytuacja szkolenia aplikantów wygląda obecnie w sposób absurdalny. Samorządy zawodowe, które odpowiedzialne są za organizację i merytoryczną jakość szkolenia, nie mają w praktyce żadnego wpływu na liczbę i poziom przyszłych aplikantów.
Aplikantów po zdaniu egzaminu czeka jeszcze asesura – czy jest ona potrzebna?
Podczas asesury kandydat na notariusza może rzeczywiście sprawdzić swoje predyspozycje. Także patron może w praktyce zweryfikować przydatność określonej osoby do zawodu notariusza. Asesor wiele czynności w kancelarii wykonuje samodzielnie: rozmawia z klientami, udziela informacji, a pod nieobecność notariusza może być jego zastępcą i dokonywać czynności notarialnych. Nie bez znaczenia jest to, że na tym etapie najlepiej można ocenić stosunek asesora do klienta oraz jego postawę etyczną – w zawodzie notariusza cechy absolutnie kluczowe. Ponadto asesor, inaczej niż aplikant, w imieniu patrona kieruje pracownikami kancelarii i wykonuje niejednokrotnie wiele czynności związanych z organizacją jej pracy. Uczy się zatem być pracodawcą i przedsiębiorcą. Dotychczasowy system szkolenia jest kompletny i racjonalny. Daje też wymierne efekty.



Jakie ma pan na to dowody?
Dowodem są młodzi, wszechstronnie wykształceni notariusze, którzy rzadko popełniają błędy zawodowe. A to jest dla obywateli najważniejsze. Każdy, kto wydaje na mieszkanie, dom czy działkę oszczędności całego życia, chce mieć gwarancję ważnej umowy i bezpieczeństwa swoich pieniędzy. Również przedsiębiorcy chcą mieć gwarancję skuteczności i legalności transakcji. Temu zadaniu notariatu powinien być podporządkowany tryb szkolenia i zasady naboru do zawodu.
Dalsze ograniczenie co do liczby aplikantów mogłoby spowodować, że w przyszłości zabraknie rejentów. Przecież teraz też liczba notariuszy nie jest zbyt duża?
Ustalenie rozsądnego limitu miejsc na aplikację notarialną nie jest żadnym zamykaniem drogi do zawodu. Przeciwnie – otwiera ją dla tych, którzy się uczą, i daje możliwość utrzymania w pełnym wymiarze godzin aplikacji etatowej, która jako jedyna sensownie przygotowuje do zawodu. Należy także patrzeć na realne zapotrzebowanie na nowe kancelarie notarialne. W Niemczech czy we Francji sieć i liczba kancelarii są ściśle określone przez państwo. Liczba notariuszy i ich rozmieszczenie są dostosowane do potrzeb państwa i obywateli. Tak też powinno być w Polsce.
Zapytam wprost: czy liczba notariuszy w naszym kraju jest wystarczająca?
Odpowiadam w ten sposób: czy ktoś ma jakiekolwiek trudności z dostępem do notariusza? Oczywiście, że nie. W Polsce to notariusze czekają na klientów, nie odwrotnie. A z roku na rok liczba notariuszy rośnie, gdyż – niezależnie od osób kończących aplikację – zostają nimi także przedstawiciele innych zawodów prawniczych.
* Lech Borzemski
były rzecznik Krajowej Rady Notarialnej, prowadzi kancelarię we Wrocławiu