Rozmawiamy z JACKIEM SADOWYM, prezesem Urzędu Zamówień Publicznych - W sprawach gospodarczych opłata sądowa może wynosić nawet 100 tys. zł, a w zamówieniach publicznych tylko 3 tys. zł. Tak niska kwota zachęca do skarżenia orzeczeń niezależnie od tego, czy rzeczywiście istnieje do tego podstawa.
● Z jakiego powodu Urząd Zamówień Publicznych w tym roku opracował dwie odrębne nowelizacje prawa zamówień publicznych?
– Od jesieni ubiegłego roku pracowaliśmy nad nowelizacją związaną z dostosowaniem naszego prawa do nowej dyrektywy odwoławczej. Wraz z pogarszającą się sytuacją gospodarczą na świecie zaczęliśmy poszukiwać rozwiązań, które pomogłyby sprostać wyzwaniom z tym związanym, które złagodziłyby negatywne skutki recesji. Zamówienia publiczne to jeden z instrumentów, dzięki któremu można wpływać na gospodarkę, stąd też obok dużej nowelizacji przygotowaliśmy pakiet rozwiązań o charakterze antykryzysowym. Skierowaliśmy go na szybką ścieżkę legislacyjną.
● Czy nie spowoduje to chaosu w systemie zamówień publicznych?
– Szczególna sytuacja wymaga szczególnych rozwiązań. Zgodzę się, że nie jest dobra sytuacja, gdy mamy do czynienia ze zbyt częstą zmianą prawa. Stabilność prawa jest bardzo ważną wartością, o którą należy dbać. Jednak obecna sytuacja jest dość szczególna i musimy na nią szybko reagować.
● Stawianie wykonawcom warunków w zakresie zatrudniania osób niepełnosprawnych czy bezrobotnych może raczej zaszkodzić firmom w czasach kryzysu. Ze względu na pilny tok prac nad pakietem antykryzysowym zmian tych nie konsultowano z organizacjami przedsiębiorców i pracodawców?
– Były prowadzone konsultacje z Krajową Izbą Gospodarczą oraz KPP Lewiatan. Organizacje te pozytywnie odniosły się do projektu nowelizacji przedstawionego przez urząd, bowiem zawiera ona wiele rozwiązań korzystnych dla przedsiębiorców. Rzeczywiście jednak zgłosiły swe wątpliwości do rozwiązań prospołecznych.
● Nowelizacja antykryzysowa wprowadza też bardzo wysokie opłaty za skargę do sądu. Przedsiębiorcy będą musieli niekiedy zapłacić nawet 5 mln zł. Dlaczego zaproponowano takie radykalne rozwiązanie?
– Nowelizacja zmienia stawkę opłaty sądowej z 3 tys. zł na 5 proc. wartości kontraktu, jednak nie więcej niż 5 mln zł. Wpisy od I instancji, czyli odwołania, wynoszą teraz od 7,5 tys. do 20 tys. zł. Za skargę, czyli II instancję, strony płacą natomiast jedynie 3 tys. zł. Należy sobie zadać pytanie – dlaczego w sprawach gospodarczych opłata może wynosić nawet 100 tys. zł, a dzisiaj w zamówieniach tylko 3 tys. zł. W obecnie obowiązującym stanie prawnym tak niska opłata wręcz zachęca do skarżenia orzeczeń, niezależnie od tego, czy faktycznie istnieje ku temu podstawa.
● Ale czy rzeczywiście jest taki problem, skoro skarg było w ubiegłym roku ok. 270?
– Nastąpił spadek liczby wnoszonych skarg i to cieszy. Skoro jest mniej skarg, to znaczy, że wszystkie strony postępowania zgadzają się z orzeczeniem Krajowej Izby Odwoławczej. Natomiast wcale nie uważam, że tych skarg jest aż tak mało. Proszę zwrócić uwagę, że w 2008 roku było ich jednak ok. 270, co stanowi blisko 20 proc. wszystkich wydanych orzeczeń przez KIO. Po ostatnich zmianach wniesienie skargi nie blokuje już możliwości zawierania umowy, ale mimo wszystko powoduje, że zamawiający znajduje się w niekomfortowej sytuacji. Przykładowo, w postępowaniu na budowę stadionu wrocławskiego wniesiono skargę do sądu i zamawiający wstrzymał się z podpisaniem umowy z wybranym wykonawcą, mimo iż miał do tego prawo.
● Po posiedzeniu rządu zaproponowano też, aby firmy wnosiły wadium już w momencie zadawania pytań. Skąd taki pomysł, skoro w chwili zadawania pytań wielu przedsiębiorców nie zdecydowało się jeszcze, czy złoży swą ofertę?
– Prawo zadawania pytań przez wykonawców jest co do zasady dobrym prawem, które niejednokrotnie pozwala uniknąć wielu problemów obu stronom na kolejnych etapach postępowania. Dziś problemem jest nie tyle liczba zadawanych pytań, ile to, że zadawane są przed upływem terminu składania ofert, co zmusza zamawiających do jego przedłużania, a tym samym przedłużania procedury udzielania zamówień publicznych. Stąd też przygotowano rozwiązanie, które miało nie tyle wyeliminować prawo zadawania pytań, ile sprawić, by były one zadawane na odpowiednio wczesnym etapie procedury.



● Sprzeciwia się pan wprowadzeniu wadium już w momencie zadawania pytań?
– Przyjęte rozwiązanie wymaga być może głębszej analizy, która niewątpliwie jeszcze nastąpi podczas prac legislacyjnych.
● Do tego jest ryzyko, że zakwestionuje to Komisja Europejska?
– Nie chciałbym tego przesądzać, w tej chwili trwają konsultacje z Komisją Europejską w tym zakresie, od wyników których w dużym stopniu zależeć będzie ostateczne brzmienie przepisu.
● Duża nowelizacja zmierza do zlikwidowania protestu. Czy będzie to kolejne ograniczenie praw wykonawców?
– Likwidacja protestu nie oznacza ograniczenia praw wykonawców. Przy postępowaniach o wartości niższej niż progi unijne protest nie znika, lecz zostaje zastąpiony informacją kierowaną przez wykonawcę do zamawiającego. De facto mamy więc to samo, tylko inaczej nazwane. Zamawiający będzie mógł uwzględnić uwagi wykonawcy i powtórzyć czynności. Przy większych postępowaniach spór od razu będzie trafiał przed KIO. Jedynie przyjęcie tego rozwiązania pozwoli zaoszczędzić ok. 20 dni w całej procedurze.
● Znacząco zostaną rozszerzone kompetencje KIO. Czy należy z tego powodu zwiększyć skład Izby?
– Dostrzegam skutek wprowadzenia zmian w postaci zwiększenia obciążenia pracą KIO, stąd też w ocenie skutków regulacji wskazałem na to, iż potrzebne będzie rozszerzenie składu Izby o kolejne 10 osób.