Rozmawiamy z MARIUSZEM KORPALSKIM, radcą prawnym - Groźba wystawienia bankowego tytułu egzekucyjnego powoduje, że dłużnicy opcyjni boją się procesować z bankami. Zamiast dochodzić swoich praw wybierają upadłość.
● Z jednej strony namawia pan swoich klientów, którzy czują się oszukani kontraktami opcyjnymi, do procesowania się z bankami, a z drugiej - chwali pan ich wnioski o upadłość. Dlaczego?
- Jeszcze chętniej widziałbym postępowania naprawcze, gdyż zawsze lepsza jest jakakolwiek procedura restrukturyzacyjna niż dzika egzekucja na podstawie bankowego tytułu egzekucyjnego. Przecież na takiej podstawie majątek przedsiębiorcy może zostać zajęty z dnia na dzień.
● Ale czy wszyscy kontrahenci banków, o których pan mówi, poddali się egzekucji na podstawie BTE? Przecież wobec przedsiębiorców, których nie wiąże tego rodzaju cyrograf, sprawa powinna być otwarta.
- I jest, ale ci, którzy pierwotnie nie podpisali stosownych oświadczeń, od grudnia ubiegłego roku do marca 2009 r., prowadząc negocjacje z bankami, zgodzili się na grożące ruiną klauzule. Przeważnie potrzebowali kredytu obrotowego, więc banki, z którymi podpisali wcześniej umowy opcyjne, postawiły warunek. No i podpisali załączniki mówiące o poddaniu się egzekucji na podstawie BTE. Bo przecież gdyby ich bank nie pożyczył im pieniędzy, to inny, widząc, że firma ma kłopoty z opcjami, też nic by im nie dał. Poza tym w grę wchodzą niekiedy kredyty na spłatę zadłużenia z opcji. I tak nie chcąc zwady z bankami, zostali ich niewolnikami. A przecież egzekucja prowadzona przez bank jest gorsza niż postępowanie naprawcze czy upadłościowe.
● Czy w takim razie postępowanie naprawcze przeżywa renesans?
- Było ono rzadko stosowane w praktyce, ale widzę, że obecnie firmy wszczynają tę procedurę. Bo to są trzy miesiące spokoju (tak stanowi ustawa), które firma dostaje, żeby dogadać się z wierzycielami, kiedy jest zagrożona niewypłacalnością. Do tej pory, kiedy przedsiębiorca był wypłacalny, to niczym się nie przejmował. Kiedy zaś stawał się niewypłacalny - ogłaszał upadłość. Teraz firmy mające problemy z opcjami walutowymi nie są nawet pewne, czy te należności uznać. Dlatego prowadząc negocjacje, myślą o wszczęciu postępowań naprawczych. Liczą, że przyhamuje to zapał banku do natychmiastowego wystawienia BTE. Oczywiście jest to przede wszystkim działanie psychologiczne. Wymierny efekt jest tylko taki, że przez trzy miesiące nie można prowadzić egzekucji. Potem - albo się strony porozumiały i jest ugoda, albo nie, i wszystko wraca do punku wyjścia.
● Co w takim razie mogłoby przynieść realne rozwiązanie problemu?
- Jestem gorącym zwolennikiem ustawowego stępienia ostrza BTE. Są to wreszcie przepisy proceduralne, więc jeśli powstał jakiś stosunek prawny, a potem, pomiędzy np. chwilą zawarcia umowy a dochodzeniem z niej roszczeń zmieniają się przepisy, to nie powinno być mowy o działaniu prawa wstecz. Tak samo by było, gdybym miał fakturę i przed wniesieniem przeze mnie pozwu zmieniłyby się przepisy o postępowaniu nakazowym. Sądzę, że na gruncie postępowania cywilnego ustawodawca ma o wiele większe pole manewru niż w razie rozpatrywania propozycji unieważniania umów.
Procesy wszczynane przez przedsiębiorców powołujących się np. na klauzulę mówiącą o nadzwyczajnej zmianie stosunków się nie toczą, bo ryzyko utraty majątku z dnia na dzień jest zbyt duże. A skoro bank może się BTE posłużyć, to jest to znakomita zapora przeciw wszelkim pozwom. I właśnie dlatego uważam, że zlikwidowanie jej dałoby przedsiębiorcom realną możliwość obrony.



● Ale czy w takich przypadkach już dziś nie można wnieść powództwa przeciwegzekucyjnego? Żądać wstrzymania egzekucji?
- Można. O tym też mówię klientom, ale same kontrakty opcyjne, podobnie jak kredytowe (firmy pożyczają pieniądze na spłatę zadłużenia z opcji) są tak sformułowane, że w każdej chwili bank może postawić w stan natychmiastowej wymagalności należności przedsiębiorcy. O możliwości wypowiedzenia umowy kredytowej też praktycznie decyduje tylko uznanie banku. I oczywiście wolno dowodzić, że tak sformułowane prawo instytucji finansowej jest nieskuteczne. Najpierw jednak bank przyśle do niepokornego przedsiębiorcy komornika. A przecież BTE miały - teoretycznie - powodować rozwój gospodarczy, bo banki miały bez obaw udzielać kredytów i przedsiębiorcom, i konsumentom. Niechże więc BTE dotyczy tylko kredytów i wszyscy będą zadowoleni.