W poniedziałek wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiedział start programu „od cyfrowej do papierowej Polski”, którego jednym z istotniejszych elementów jest informatyzacja administracji publicznej. Kierować nią będzie szefowa resortu cyfryzacji Anna Streżyńska.
Z jednym wyjątkiem. Do informatyzacji sądów został powołany specjalny pełnomocnik rządowy – sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Michał Wójcik. Wygląda więc na to, że będziemy mieć dwie niezależne informatyzacje – całego państwa i osobno wymiaru sprawiedliwości. Uzasadnienie projektu rozporządzenia w sprawie ustanowienia odrębnego pełnomocnika do spraw informatyzacji tego obszaru było raczej lakonicznie. Potrzebę jego powołania argumentowano „wagą zadania, jaką jest zapewnienie dalszej informatyzacji wymiaru sprawiedliwości oraz jego charakterem”. I to w zasadzie wszystko.
Rząd nie wziął natomiast pod uwagę argumentów Ministerstwa Cyfryzacji, które przeciwstawiało się temu rozdziałowi zadań. A racje te wydawały się dużo bardziej przekonujące. Łącznie z tym, że rozporządzenie jest niezgodne z ustawą o działach administracji rządowej (Dz.U. z 2015 r. poz. 812 ze zm.), zgodnie z którą dział informatyzacji obejmuje sprawy informatyzacji administracji publicznej oraz podmiotów wykonujących zadania publiczne. Z kolei zgodnie z ustawą o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne (Dz.U. z 2014 r. poz. 1114 ze zm.) przepisy ustawy stosuje się także do sądów. Ergo – informatyzacja sądów podlega również resortowi cyfryzacji.
Jednak to nie kwestie prawne są tu najważniejsze. Dużo gorsze jest to, że uczyniono wyłom, który sprawi, że sądownictwo może być informatyzowane na odmiennych od reszty państwa zasadach. To zaś prowadzi do powrotu „Polski resortowej”, gdzie każdy minister sam decydował, jak i co informatyzować. A przypomnę, że właśnie brak koordynacji był głównym zarzutem formułowanym podczas tzw. audytu rządów PO–PSL. Wytykano, że każdy resort realizował własne koncepcje informatyzacji, wydatki bywały dublowane, a pieniądze marnotrawione. Ba, niektóre z zakupionych systemów nigdy nie zostały wdrożone. Wszak gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.
Dlatego tak istotna wydawała się zaproponowana przez nowy rząd centralizacja tych procesów. To Ministerstwo Cyfryzacji miało diagnozować realne potrzeby, proponować rozwiązania i koordynować wydatki. Teraz zaczyna się to rozmywać. Pełnomocnik ds. informatyzacji wymiaru sprawiedliwości może mieć przecież zupełnie inne pomysły niż Anna Streżyńska. A dzięki swej pozycji ma zagwarantowaną autonomię w podejmowaniu decyzji.