Komentarz tygodnia
Miło mi się na sercu zrobiło i poniedziałek jakoś słoneczniejszy się wydał, jak usłyszałem w radiu Patryka Jakiego, wiceministra sprawiedliwości. Zapytany przez dziennikarza RMF, skąd minister Zbigniew Ziobro wziął liczbę 80 podsłuchiwanych prawników i dziennikarzy, bo żadne źródła jej nie potwierdzają odparł, że z gazet. Dobrze jest wiedzieć, że autorytet mediów i prestiż zawodu dziennikarza, który mówiąc delikatnie leci na pysk, jeszcze ma dla kogoś jakieś znaczenie. Zanim państwo sprowadzą mnie na ziemię, przypominając przysłowie o pojedynczej jaskółce i wiośnie, śpieszę z kolejnym przykładem wpływu mediów na resort sprawiedliwości.
Ustawa zakazująca odbierania dzieci z powodu biedy jest reakcją na problem nagłaśniany przez media, ale powstała bez rzetelnego zbadania skali tego zjawiska – piszemy o tym powyżej. Oczywiście, nawet gdy choć raz sędzia na wniosek urzędnika odbiera dziecko tylko z powodu biedy, to jest to o jeden raz za dużo. Jednak czy to powód do zmiany ustawy?
Tak – o ile pomysłodawca jest z góry przekonany do danego rozwiązania, a w liczbach szuka jedynie potwierdzenia dla słuszności tych przekonań. Podobnie resort sprawiedliwości postępował przecież już wcześniej. Tłumacząc zmianę przepisów dotyczących pijanych rowerzystów (przekształcenie czynu z przestępstwa w wykroczenie) wskazywano na rosnącą liczbę osób, które co roku z tego – dość błahego – powodu trafiają do więzienia. W uzasadnieniu przytaczano, że w 2009 r. w zakładach karnych przebywało 13 237 pijanych rowerzystów, w 2010 r. 12 966, a rok później 12 794. Jak już zmieniono przepisy i pijani rowerzyści mogli opuścić zakłady karne, okazało się, że na wolność wyszło tylko... 1069. Reszta co prawda siedziała za jazdę rowerem na podwójnym gazie, ale oprócz tego na koncie miała jeszcze inne przestępstwa.
Żeby było jasne: to dobrze, że już się nie wsadza pijanych kolarzy. Nie widzę też negatywnych skutków wprowadzenia zapisu o tym, że nie wolno obierać rodzicom dzieci tylko z powodów ekonomicznych, nawet jeśli teraz zdarza się to tylko incydentalnie. Jednak bardzo źle, gdy się przy tym manipuluje statystykami. Bo one dają przeogromne pole do popisu i można za ich pomocą uzasadnić najbardziej absurdalne propozycje. Popuśćmy wodze fantazji i załóżmy, że ktoś będzie chciał obierać prawo jazdy za jazdę bez zapiętych pasów. Jak uzasadnić takie zaostrzenie sankcji? Dla chcącego nic trudnego: wystarczy pogrzebać w policyjnych statystykach i na pewno znajdzie się bardzo wiele ofiar wypadków, które pasy miały niezapięte. Założę się, że znajdziemy i takie zdarzenia, w których to właśnie osoby bez pasów były sprawcami. A to, że nie była to bezpośrednia przyczyna wypadku – bo tą stanowiła np. jazda po alkoholu, nadmierna prędkość czy wyprzedzanie na podwójnej ciągłej – to już zupełnie inna sprawa.