Schorowany pan Jan wchodzi kilka razy dziennie na trzecie piętro. W jego budynku nie ma windy, za którą i tak musi płacić. Jego znacznie młodszy sąsiad z pobliskiego budynku korzysta, razem ze swoim małym pieskiem, z nowoczesnej windy.
Przynajmniej wie, za co płaci kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Takie są realia w polskich spółdzielniach mieszkaniowych. To czysty Mrożek - twierdzą spółdzielcy. Jednak prezesi i zarządy akceptują nienormalne sytuacje. Powołują się na solidaryzm społeczny. Nie ma co liczyć na zmianę ich opinii. Tylko rzetelne kalkulacje kosztów utrzymania spółdzielczych molochów zlikwidują absurdalne rozwiązania. Ale mogą je wywalczyć tylko sami spółdzielcy. I do tego trzeba ich zachęcać.