Co kilka lat – wraz z ogłaszaniem kolejnej Diagnozy Społecznej prof. Janusza Czapińskiego i jego współpracowników – z niepokojem słucham o tragicznym poziomie zaufania społecznego w Polsce. Jego deficyt rzutuje na niedorozwój społeczeństwa i bierność obywateli. Sprawia, że nie ufając nikomu, żyjemy byle jak. Straszne.

Ale my dziś odczarowujemy ten brak. Doniesienia są więcej niż optymistyczne: władza ufa ludziom, ludzie ufają władzy, wszyscy kąpiemy się we wzajemnym zaufaniu. Dowód? Prawa jazdy. Jak to możliwe, że od niemal dwóch lat brakuje przepisu, który pozwalałby starostom odbierać uprawnienia do kierowania, a mimo to liczba wypadków na drogach spada? Wszystko dzięki zaufaniu właśnie. Kiedy policjant odbiera punktowiczowi prawo jazdy i grozi, że ten już go nie zobaczy aż do ponownego egzaminu – kierowca wierzy, że to prawda, i przestaje jeździć. Starosta zaś, do którego taki zatrzymany dokument trafia, ufa, że kierowca nie zajrzy do ustawy. I nie przyjdzie po zwrot prawka, mimo że mu się należy.
Również ustawodawca ufa, że nawet jeśli coś sknoci, nikt tego nie zauważy. A jak zauważy, to nikomu nie powie. Trochę więc nadwerężamy dziś tę dobrą atmosferę. Piszemy: nie ufaj, sprawdzaj. Marne wyniki kolejnej diagnozy bierzemy na siebie.