Dwa tygodnie temu podzieliłem się na tych łamach nadzieją, że obecny rok będzie czasem pogłębionej refleksji nad naszym sądownictwem, przede wszystkim nad pozycją ustrojową sędziego. Może tak się stanie? Oby. Są nawet pewne tego symptomy. Nieoczekiwanie uwagę polityków, mediów i szerszej opinii publicznej przyciągnął fragment ustnego uzasadnienia wyroku sądu I instancji w głośnej sprawie dr. G.
Spotkałem się ze zdaniem, że gdyby nie ten jeden kontrowersyjny (jednak nie dla mnie) fragment uzasadnienia, w którym mowa była o skojarzeniach z metodami stalinowskimi w śledztwie, wyrok w tej sprawie przeszedłby bez echa. Jestem przekonany, że tak by się mimo wszystko nie stało.
Nawet gdyby bowiem sędzia zachował w pełni tzw. polityczną poprawność, jakaś inna kwestia na tle tej sprawy w nie mniejszym stopniu zogniskowałaby zainteresowanie i wywołała falę krytyki z różnych stron – sprawa dr. G. jest bowiem wielowątkowa i ma tyle poziomów, że długo jeszcze będziemy do niej wracać.
Z kolei dokładnie tydzień temu miała miejsce w Senacie bardzo interesująca, zorganizowana przy udziale Krajowej Rady Sądownictwa, konferencja poświęcona modelowi dojścia do urzędu sędziego. W jej trakcie przedstawiono opracowane w Krajowej Radzie Sądownictwa założenia do projektu ustawy o asesorze sądowym.
Stanowisko asesora zostało usunięte z naszego sądownictwa wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 24 października 2007 r. – w Dzienniku Ustaw ogłoszono go 4 listopada. Niejako odpowiedzią ustawodawcy na to orzeczenie stała się ustawa o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, w której w art. 2 znalazł się przepis nakładający na tę szkołę zadanie szkolenia... asesorów sądowych (ust. 1 pkt 1).
Powie ktoś – no tak, w chwili wejścia w życie tej ustawy (3 kwietnia 2009 r.) asesorzy sądowi mieli jeszcze orzekać przez pełne dwa miesiące, wyrok trybunału wchodził w życie bowiem z półtorarocznym odroczeniem, a i sama ustawa przewidywała w art. 68 ustanie orzekania przez asesorów z dniem 5 maja 2009 r. – więc nic dziwnego, że w tym okresie istniał nadal ustawowy obowiązek ich szkolenia.

Trybunał asesora wykreślił, ale politycy przywracają, bo bez asesora wymiar sprawiedliwości funkcjonować nie może. Bo nigdy tak nie było, żeby asesora nie było

Tak mogłoby się wydawać, ale tak nie jest, bo oto 9 listopada 2012 r. w Dzienniku Ustaw pod pozycją 1230 znalazło się obwieszczenie marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z 13 września tegoż roku w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu ustawy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, z załącznikiem w postaci ujednoliconego tekstu tej ustawy, gdzie czytamy, że zadaniem Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury jest, jak gdyby nigdy nic... szkolenie asesorów sądowych (art. 2 ust. 1 pkt 2).
Ustawa o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury była nowelizowana wcześniej osiem razy, nie sądzę zatem, żeby nikt nie dostrzegł tej niedorzeczności – raczej wszystko wskazuje na to, że ktoś postanowił wziąć tu coś na przeczekanie. Trybunał Konstytucyjny sobie, a my tam lepiej wiemy, jak być powinno. Asesora nam wykreślili, ale my go i tak wcześniej czy później przywrócimy, bo przecież bez asesora wymiar sprawiedliwości funkcjonować nie może. Bo nigdy tak nie było, żeby asesora nie było.
Ogłoszenie projektu założeń do ustawy o asesorze doskonale wpisuje się w często stosowaną w naszym kraju praktykę wchodzenia legislacyjnym oknem tam, skąd wyrzucili nas trybunalskimi drzwiami. Nieraz już zdarzało się, że ustawodawca przechodził do porządku dziennego nad wyrokami Trybunału Konstytucyjnego, forsując ponownie rozwiązania czy instytucje, które dopiero co zostały przez orzeczenie TK wyeliminowane.
Taka legislacyjna gra w ciuciubabkę nigdy ostatecznie na dłuższą metę nie popłacała – mam więc nadzieję, że tym razem stara dobra zasada „trzeba zmienić wiele, by wszystko pozostało po staremu” nie znajdzie mimo wszystko zastosowania.