Nie wiem, na jakim etapie znajdują się prace nad zmianami ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Nie wygląda na to, by były zaawansowane, a w każdym razie nie toczy się w tej chwili na tyle ożywiona debata publiczna, by świadomość szykowanych zmian była powszechna.
A przecież każda poważniejsza zmiana w prawie wyborczym rodzi daleko idące konsekwencje, zaś reformy ogłaszane z zaskoczenia słusznie dają podstawy do oskarżeń o manipulacje, szczególnie jeśli nowelizacja następuje w okresie bezpośrednio poprzedzającym następne wybory.
W jednym z orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego (K 31/06) stwierdzono, że zachowanie co najmniej półrocznego okresu pomiędzy ogłoszeniem zmian w prawie wyborczym a wyborami jest swoistym minimum minimorum, usprawiedliwionym nie w pełni jeszcze ukształtowanym systemem wyborczym. Orzeczenie to zostało wydane sześć lat temu ze świadomością, że nie w pełni odpowiada utrwalonym standardom europejskim. Wiem coś o tym jako współsprawozdawca w tamtej sprawie.
Jeśli już odwołujemy się do standardów elektoralnych, to nie sposób pominąć kodeksu dobrej praktyki w sprawach wyborczych, przyjętego w 2002 roku przez Komisję Wenecką. Komisja Wenecka, czyli Europejska Komisja na rzecz Demokracji przez Prawo, nie jest organem Rady Europy, lecz działającym w ramach Rady Europy ciałem o niekwestionowanym dorobku, olbrzymim doświadczeniu i respekcie.
W kodeksie zwraca się uwagę na trzy elementy prawa wyborczego, których zmiana musi być dokonywana z zachowaniem odpowiednio długiego wyprzedzania. Chodzi o system wyborczy jako taki, podział na okręgi oraz skład komisji wyborczych. Te trzy elementy w ocenie Komisji Weneckiej są często uważane, właściwie lub niewłaściwie, za czynniki decydujące o wyniku wyborów, należy więc unikać nie tylko manipulacji na korzyść partii rządzącej, lecz nawet pozorów manipulacji.
To nie tyle zmiany systemu głosowania są rzeczą złą (kolejny cytat) – zwykle zmienia się na lepsze – ile dokonywanie często zmian lub wprowadzanie ich tuż przed (w ciągu roku) wyborami. Nawet wtedy, gdy nie zamierzono dokonać manipulacji, zmiany będą traktowane jako dokonywane w interesie partii władzy.
Jeśliby mnie zapytano, który standard należałoby stosować w tym przypadku: wypracowany przez Trybunał Konstytucyjny czy wskazany przez Komisję Wenecką, bez wahania odpowiem: ten drugi, właśnie z uwagi na rodzaj organu, do którego będzie się wybierało.
Skoro więc kadencja Parlamentu Europejskiego kończy się z początkiem czerwca 2014 roku, datą graniczną ogłoszenia nowego prawa powinien być koniec maja 2013 roku. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że proponowane zmiany mają polegać na wprowadzeniu m.in. listy krajowej i zmianie liczby okręgów, to uznać je należy za wymienione wyżej elementy istotne, wymagające zachowania rocznego okresu wyprzedzenia.
W warunkach polskich oznacza to też wzięcie pod uwagę ewentualnego orzeczenia TK wydawanego w trybie kontroli uprzedniej z wniosku prezydenta – nie wydaje mi się możliwe, by tak daleko idące zmiany mogły nie wywoływać poważnych kontrowersji. Wnioski w tej sprawie opozycji są więcej niż pewne.

Prawo wyborcze musi być wolne od oskarżeń o manipulację

Merytorycznie rzecz biorąc, wydaje się mało przekonujące wprowadzenie listy krajowej z zachowaniem kilku okręgów lub zasady jednego okręgu wyborczego dla całego państwa. Jeden okręg wiele upraszcza, ale jest niebezpieczny dla zachowania reprezentacji mniejszych ośrodków, zaś lista krajowa jest najlepszą drogą do budowania grupy niekontrolowanego europejskiego establishmentu. Poza tym – źle się w Polsce kojarzy.
Wojciech Onyszkiewicz opowiadał mi w 1989 roku anegdotę: jego ciotka w zaawansowanym już wieku poprosiła go o pomoc przy głosowaniu w trakcie wyborów czerwcowych. Miała przy sobie wszelkie wskazane wówczas przez Jacka Fedorowicza w telewizji akcesoria: okulary, długopis, linijkę. Kiedy przyszło do głosowania na listę krajową, właśnie z użyciem linijki skreślała równiutko po kolei wszystkie nazwiska, zostawiając ku zaskoczeniu siostrzeńca dwa: Kiszczaka i Rakowskiego. Na pytanie zaś, dlaczego ich nie skreśliła, odpowiedziała: tych dwóch to sobie zostawiam na deser...