Jest wiele powiatów, którym wystarczy w zupełności oddział zamiejscowy większego sądu. Tylko że wtedy nie będzie stanowiska prezesa.
Kiedy w latach 1991 – 1998 toczyła się publiczna dyskusja nad koncepcją usamorządowienia powiatów, istniejących od 1975 r. w formie już tylko niezespolonej administracji rządowej, co rusz powracała w sporach na tym tle kwestia relacji przyszłej mapy powiatowej do terytorialnej organizacji sądownictwa. Powiat był bowiem od swego zarania związany w Polsce z terenem właściwości sądów, czego reliktem jest powiestka – wezwanie do sądu. Ale kto to jeszcze pamięta? Spory na tym tle osiągały wówczas taką temperaturę, że kiedy ostatecznie przesądzono o niepokrywaniu się właściwości terytorialnej sądownictwa powszechnego z siatką powiatów i województw, ówczesny przewodniczący nadzwyczajnej komisji ds. reformy administracyjnej podał się na znak protestu do dymisji. Całkiem niepotrzebnie, ponieważ ścisły początkowo funkcjonalny związek sądownictwa i administracji ulegał już od XVIII wieku w Europie stopniowemu rozluźnianiu. Jeszcze na początku XIX wieku sądy załatwiały wiele spraw typowo administracyjnych, a i dzisiaj jest w nich u nas prowadzona cała masa różnego rodzaju rejestrów, mających niewiele albo wręcz niemających nic wspólnego z działalnością orzeczniczą. A przecież sądy powołane są głównie do rozstrzygania sporów i karania przestępców. Siła przyzwyczajeń jest jednak tak wielka, że do dziś nasze wydziały prawa mają dodatek „i administracji”, mimo że na świecie już dawno kształcenie dla administracji biznesu i administracji publicznej prowadzone jest na odrębnych dla tych dziedzin specjalistycznych studiach, dalece wykraczających poza dyscypliny ściśle prawnicze. Ale nasza chata musi być, jak wiadomo, z kraja...

Wielokrotnie pytano mnie po sformowaniu obecnego rządu, co sądzę o powołaniu na stanowisko ministra sprawiedliwości nieprawnika. Wszyscy poprzedni, a było ich od 1989 r. dziewiętnastu, byli prawnikami – odpowiadałem. – A co im się w reformowaniu sądownictwa dotychczas naprawdę udało?

Nic więc dziwnego, że zapowiedź likwidacji pewnej liczby sądów rejonowych spotkała się z żywiołową reakcją Polski powiatowej. Wytoczono bardzo ciężkie działa w obawie przed jakimikolwiek zmianami w tej przestrzeni organizacji życia państwowego, dopatrując się w zapowiedzi likwidacji niektórych sądów rejonowych swego rodzaju wstępu do likwidacji powiatów w ogóle. Ostatecznie – jak się wydaje – zwycięża idea przekształcania mniejszych sądów rejonowych w wydziały zamiejscowe sądów większych i to jest koncepcja absolutnie racjonalna. Z punktu widzenia obywatela chodzi zawsze przecież o dostęp do sądu, rozumiany jako dostęp do sędziego, a nie do administracji, która im mniej widoczna, tym lepiej dla wymiaru sprawiedliwości w ogóle. Doprawdy nie ma żadnego sensu, by w czteroosobowym sądzie, a takich jest sporo, splendoru dodawał mu prezes wraz całą przysługująca mu świtą. Na pewno dobrze to wygląda, kiedy na trybunie z okazji święta państwowego staje obok starosty powiatowego i burmistrza także prezes sądu, ale trzeba też wiedzieć, że przewodniczących wydziałów zamiejscowych tradycyjnie tytułuje się w naszym pięknym kraju też prezesami. Dla licznie zgromadzonej więc z takiej okazji publiczności nadal będzie miło brzmieć przy powitaniu różnych oficjeli słowo „prezes sądu”, tymczasem generalnie mniej wydamy z kasy państwowej na wymiar sprawiedliwości, który wcale do najtańszych na tle innych państw nie należy. Nie sposób nie zauważyć, że wprowadzenie sądów elektronicznych już postawiło w zupełnie innym świetle właściwość miejscową sądów I instancji, a przecież cała zabawa z e-światem, także w sądownictwie, dopiero się rozkręca. Powiaty zaś współcześnie czerpią swoją siłę z zupełnie innych źródeł niż codzienność sądownictwa. Ale o tym może przy innej okazji.