Na przepisy o naruszeniu dóbr osobistych możemy powołać się na sali sądowej w każdej sytuacji – gdy ktoś zażartuje na nasz temat, zasłoni nam ładny widok z okna lub odbierze jeszcze za życia możliwość bycia pochowanym po śmierci obok krewnych.
Coraz bardziej uświadomione prawnie społeczeństwo korzysta więc z okazji i walczy o swoje. Przez ekspertów zjawisko to nazywane jest już modą, która wcześniej czy później przeminie. Zanim to się jednak stanie, sędziowie muszą się głowić, kto składając pozew, podąża za tą modą, a kto doznał krzywdy. W praktyce może to się okazać nader skomplikowane. Sprawy, które na pierwszy rzut oka wydają zabawne, mogą się okazać bardzo poważne. Tak było w przypadku młodej modelki, której wizerunek został wykorzystany do kampanii reklamowej kosmetyku dla kobiet po czterdziestce. Z jednej strony modelka zgodziła się na sesję i pozwoliła na wykorzystywanie jej twarzy do reklam, z drugiej poszła do sądu i poskarżyła się właśnie na to. Co więcej, sąd przychylił się do jej argumentacji. Dlaczego? Dziewczyna nie wyraziła zgody na wykorzystanie jej fotografii do promocji produktów dla dojrzałych kobiet. Tymczasem w tym zawodzie kategoria wiekowa, do jakiej dziewczyny są zaliczane, ma przełożenie na zarobki. A więc krzywda jest rzeczywista. Jednak dobra osobiste dla wielu pieniaczy stały się pojęciem wytrychem, który w ich wyobrażeniu daje szansę na łatwy zarobek. Korzystając z drogi przetartej przez celebrytów, którzy procesują się z plotkarskimi mediami i wygrywają przyzwoite zadośćuczynienia, szary obywatel nie chce być gorszy i też się skarży. Na wszystko. Zasypywane takimi sprawami sądy mogłyby z tym problemem poradzić sobie same, zwalniając stronę tylko z części opłaty sądowej, a nie z całości. Obowiązek uiszczenia choćby niewielkiej kwoty już na wstępie postępowania odsieje przynajmniej część nadwrażliwych osób.