Wyrok sądu nakazującego ujawnić ekspertyzy, jakimi prezydent dysponował przy podejmowaniu decyzji w sprawie OFE, jest zapewne korzystny ze względu na charakterystyczną dla administracji wszystkich poziomów skłonność do skrywania swoich działań i motywów podejmowanych decyzji.
W demokracji możliwie dużo powinno być jawne, gdyż obywatele powinni mieć możliwie rozległe informacje, aby potem oceniać rządzących, czy to na poziomie gminy, czy to na poziomie państwa. Jednak wyrok ten pozostawia wątpliwość, czy w życiu publicznym nie powinna być dozwolona pewna sfera poufności. Poufności, gdyż nie mamy wahań, że sfera tajna jest dopuszczalna, chociaż tylko w szczególnych okolicznościach.
Po pierwsze, porady ekspertów, o jakie chodziło w cytowanym przypadku, mogą być przecież formułowane w rozmaity sposób. Czasem są to dokumenty pisane ze świadomością, że mogą je czytać nie tylko adresat, lecz także inni, czyli dokumenty spełniające także formalne wymogi tekstu łącznie z klarownością wywodu, gramatyką i stylem. Ale mogą to być notatki dla prezydenta czy dla wójta, mogą to także być rozmowy. Powstaje zatem pytanie, czy należy nagrywać wszystkie rozmowy, jakie prowadzą politycy rozmaitych szczebli, rozmowy, kiedy zadano pytanie o radę. Powstaje też drugie pytanie, a mianowicie: czy wszyscy eksperci zechcą doradzać, jeżeli będą wiedzieli, że treść i forma ich rady mogą zostać publicznie ujawnione. Nie dlatego, żeby się wstydzili, lecz – przeciwnie – dlatego że w sytuacji poufnej można być odważniejszym i zajmować bardziej stanowcze stanowisko, a nie ważyć swoje poglądy, tak by się nie narazić społeczeństwu czy tylko kolegom po fachu. Wreszcie nie zawsze eksperci chcą ujawniać samo doradzanie danej postaci publicznej, gdyż sugeruje to pewien związek czy tendencję polityczną, jakiej nie chcieliby ujawniać.
Po drugie, poufność jest potrzebna, ponieważ ludzie, a w tym politycy na wszystkich szczeblach władzy, mają swoje upodobania i także bywają niechętni innym ludziom lub postawom. Ekspert rzadko działa na odległość, to znaczy zadanie zostaje mu przekazane, on pisze na zlecony temat i dostarcza swoje tezy. Z reguły pozostaje w związku ze zleceniodawcą i dowiaduje się przy tej okazji wiele na temat jego preferencji, które nie muszą – także w procesie demokratycznym – być jawne, bo nie mają istotnego znaczenia, chociaż dla wścibskich lub podłych mogłyby stanowić okazję do komentarza lub nawet krytyki.
Po trzecie, poufność jest niezbędna z powodów, jakie po zaprzestaniu pełnienia funkcji doradcy prezydenta Cartera przedstawił w artykule Zbigniew Brzeziński. Otóż Brzeziński, który jako doradca Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego był superdoradcą, opisywał dwa powody, które sprawiły, że często nie mógł ujawniać swoich nietajnych opinii. Po pierwsze, dlatego że oparte one były bardziej na wyczuciu, intuicji czy też wielu argumentach, ale żaden z nich nie był do końca przekonujący. Inaczej mówiąc, nie zawsze doradzanie jest wynikiem silnej wiedzy czy też niezbitych racji chociażby w poczuciu doradzającego. Po drugie, Zbigniew Brzeziński nie uważał, by ujawnianie jego nietajnych porad było sensowne, gdyż miały one charakter zbyt techniczny i nie nadawały się do czytania, a tym bardziej do zinterpretowania przez ogół społeczeństwa niewprowadzonego na przykład w to, jakie cechy mają rozmaite typy broni czy oddziałów wojskowych lub na jakich krajach i do jakiego stopnia można w polityce zagranicznej lub obronnej polegać. Brzeziński powiada, że zdawał sobie sprawę z tego, że postępował nie całkiem zgodnie z wymogami demokracji, ale inaczej nie mógł.
Jak zawsze we wszystkich sprawach, a w demokracji w szczególności, powinniśmy się domagać, by możliwie wiele było czarno-białych, ale należy też strzec strefy szarej, o ile nie prowadzi to do korupcji czy nadużywania władzy. Czym innym jest demokratyczna kontrola nad rządzącymi, a czym innym nieustające podejrzewanie ich o niecną skłonność do skrywania przed nami najistotniejszych spraw.