Przez ostatnie dziesięć lat na temat polityki narkotykowej nie mówiono prawie wcale. A jeżeli już, to jedynie w kontekście straszenia dilerami czy skutkami sięgania po nielegalne środki. Gdy z tej perspektywy spojrzeć na inicjatywę rządu, popartą w ostatni piątek przez Sejm, jest ona wielkim sukcesem.
Polityka narkotykowa trafiła wreszcie na pierwsze strony gazet, choć inną kwestią jest to, w jakim stylu. Dominują niestety szkodliwe stereotypy i głosy polityków, na ogół niemających większego pojęcia o materii, na której temat formułują zdecydowane sądy.
Same zmiany, choć konieczne, nie są żadną rewolucją, a nazywanie ich legalizacją narkotyków to demagogia. Narkotyki są wszechobecne, dilerów skazuje się niewielu, za to 20 tys. osób rocznie trafia przed oblicze prokuratora pod zarzutem posiadania niewielkich ilości środków odurzających. 9 tys. z nich otrzymuje wyrok więzienia. Czyni to z Polski niechlubnego lidera w karaniu konsumentów narkotyków, a samo karanie stanowi wygodne alibi dla polityków przed podejmowaniem realnych działań na rzecz stworzenia systemu pomocy dla osób używających narkotyków szkodliwie. Leczenie zastąpiono karaniem, a profilaktykę straszeniem zakazami. Polskę za zaniedbania w dziedzinie pomocy uzależnionym piętnuje ONZ, o czym media i politycy dyskretnie milczą.
Nowelizacja niewiele tutaj naprawia. Prokuratorzy będą musieli zbierać informacje o zatrzymanych z narkotykami, a gdy ich ilości są niewielkie, będą mogli (ale nie musieli) odstąpić od ścigania. Ma to zaoszczędzić czas, pieniądze, a przede wszystkim służyć obywatelom – w założeniu nie będziemy już skazywać na karę pozbawienia wolności osób będących okazjonalnymi konsumentami.
Termin „nieznaczna ilość narkotyków” stał się w Sejmie kością niezgodny. Posłowie PiS twierdzą, a z nimi część komentatorów, że przepis ten wykorzysta mafia, gdyż dilerzy będą mieć przy sobie jedynie niewielkie ilości narkotyków. Jest to myślenie zupełnie nietrafne, i gdyby jego logikę odwrócić, oznaczałoby to spadek ilości sprzedawanych w Polsce nielegalnych środków. A więc sukces. Sam termin jest nieostry i powinien zostać dookreślony – tworzenie znamion odpowiedzialności czy ścigania w ten sposób narusza zasady państwa prawa. Czy zajmą się tym sądy? Taką szansę miał niedawno Sąd Najwyższy, ale sędziowie postanowili umyć ręce. Samą zaś konsumpcję narkotyków uznali za czyn zabroniony.
Co ważniejsze jednak, o czym krytycy rządowej nowelizacji nie wspominają, zmiany nie wpłyną w jakiś większy sposób na działanie policji. Nadal każdy zatrzymany z narkotykami trafiać będzie do izby zatrzymań, a jego mieszkanie będzie przeszukiwane. Stanowi to jaskrawe nadużycie prawa ze strony organów ścigania, czym jednak nikt się nie przejmuje. Walka z konsumentami narkotyków wydaje się priorytetem i dlatego sami konsumenci traktowani są jako obywatele drugiej kategorii.
Szkoda, że nowelizacja nie poszła dalej i nie zniosła kar za posiadanie niewielkich, dokładnie określonych ilości narkotyków. Takie rozwiązania obowiązują niemal we wszystkich krajach UE, podobnie było też w Polsce do 2000 roku. Politykom zabrakło jednak odwagi i przede wszystkim rzetelnej wiedzy.
Bez winy są organizacje pozarządowe i eksperci, którzy od kilku lat intensywnie pracowali nad reformą. Słuchano ich w niewielkim stopniu. Mimo to niemal wszystkie środowiska eksperckie zajmujące się narkomanią zmiany popierają. Stwarza to nadzieję, że polska polityka narkotykowa systematycznie będzie się zmieniać na lepsze. Przegłosowana w piątek ustawa jest pierwszym krokiem w tym kierunku.