Przedsiębiorcy uważają, że decyzji ważnych dla całych działów gospodarki nie mogą podejmować jednoosobowo prezesi urzędów regulacyjnych. Chcą, by rozstrzygały kolegia. Nie mają racji.
Przedsiębiorcy narzekają na zniewolenie, jakiemu są poddani przez regulatorów rynku. Chodzi im konkretnie o urzędy: Komunikacji Elektronicznej, Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Regulacji Energetyki. Model, według którego urzędy te działają, jest zdaniem przedsiębiorców wręcz niebezpieczny dla gospodarki. Utyskiwania zgłaszane są pod szyldem troski o konkurencję na rynku, o wolnorynkową swobodę.
Nie jest to pierwsza ani zapewne ostatnia potyczka naszych przedsiębiorców z regulatorami rynku. Jednakże ta potyczka w odróżnieniu od wcześniejszych, bardziej personalnych sporów, przybrała formę systemową. Przedsiębiorcy postanowili uderzyć w prawne fundamenty, na których opiera się nasz system ochrony konkurencji i konsumentów, czyli w system indywidualnych decyzji prezesów. Chcą, by tak ważne dla naszego rynku rozstrzygnięcia, jak na przykład przydział częstotliwości, koncesji czy licencji, były podejmowane kolegialnie. Taki system, zdaniem pracodawców, daje większe gwarancje neutralności i transparentności. Minimalizuje też prawdopodobieństwo błędnych decyzji, które z powodu odszkodowań kosztują gospodarkę miliony. By ten system zmienić, trzeba wprowadzić także szybką ścieżkę odwoławczą. Ścieżka sądowa, która od kilkunastu lat weryfikuje działalność regulacyjną urzędów, nie daje gwarancji skuteczności. Jest kręta, niewydolna, niefachowa, a na prawomocne rozstrzygnięcia trzeba nieraz czekać całymi latami.
Jednak koronnym argumentem dla przedsiębiorców nie są nawet przykłady błędnych decyzji prezesów, ale unijne urzędy. Otóż nigdzie w Unii tak istotne dla rynku postanowienia, które często przesądzają o przyszłości całych sektorów i branż, nie są podejmowane jednoosobowo. W Hiszpanii, Francji, Niemczech, a nawet w Anglii zamiast pojedynczych urzędników decydujący głos mają ciała kolegialne, rady dyrektorów, komitety i komisje składające się z sześciu, siedmiu, a nawet dziewięciu osób.
Czy w naszych warunkach tak rozbudowane gremia mogą być gwarancją sprawności postępowania regulacyjnego? A z kolei czy odwołanie złożone np. do odpowiedniego ministra, a nie do sądu, zapewni ostatecznym rozstrzygnięciom niezbędny obiektywizm i niezależność? To wątpliwe. Bezkrytyczne przyjmowanie unijnych rozwiązań nie zawsze wychodziło naszym reformom na zdrowie. Oddanie decyzji regulacyjnych w ręce dyrektoriatów i komitetów nie musi przełożyć się na transparentność i sprawność procedur. Przecież odmawiając zgody na połączenie sklepów internetowych Empik.com oraz Merlin.pl, prezes UOKiK nie kierował się własną intuicją, ale korzystał z wyliczeń przygotowanych przez niezależnych analityków. Dlatego jeśli już miałbym gdzieś szukać transparentności, to szukałbym jej w sądach, a nie w upolitycznionych resortach. Doświadczenie ostatnich kilkunastu lat pokazuje, że organy kolegialne w naszej administracji nie zawsze są w dobrej formie. Ich poczynania bardziej nawiązują do powiedzenia: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, niż do europejskiej ekstraklasy.