Od kilku lat systematycznie informatyzujemy nasz wymiar sprawiedliwości. W każdym sądzie gołym okiem widać już skok cywilizacyjny. Mamy już elektroniczne wokandy. Nie wszędzie działające (bo często popsute), ale mamy. Mamy także od jakiegoś czasu elektroniczne protokoły rozpraw. Na razie głównie na papierze, ale gdzieś we Wrocławiu jest jakiś projekt pilotażowy. I tego się trzymajmy. Jest nieźle, a będzie jeszcze lepiej. Na sali rozpraw stenotypistka już nie zagłusza samego sędziego, adwokata i świadka. Sędzia ma dziś na sali nawet laptopa. Jest też internet. Elektroniczny dostęp do ksiąg wieczystych. Strony mają do dyspozycji elektroniczne postępowanie upominawcze i e-sąd. Na informatyzacji nie można oszczędzać.
Jednak skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Sędzia w stołecznym sądzie twierdzi, że obowiązująca ustawa nie obowiązuje, bo tak wynika z jej komputera. Zapewne jednak nie było w sądzie dogłębnych szkoleń z obsługi komercyjnych baz danych. Zabrakło na to czasu. Poza tym sędzia miała przed sobą tylko jeden program informacji prawnej, a na rynku są co najmniej trzy. Prezes zaoszczędził, tylko czy w słusznej sprawie? Czy rzeczywiście sędzia, który chce wiedzieć więcej, musi zafundować sobie pozostałe programy z własnej kieszeni?
Bez komercyjnych programów informacji prawnej żaden prawnik nie jest w stanie poruszać się po skomplikowanym, zmiennym systemie prawnym. Sędzia, prokurator, adwokat czy urzędnik każdy dzień swej pracy rozpoczyna od uruchomienia programu, który dzięki jednemu kliknięciu oferuje dostęp do ujednoliconych ustaw, orzecznictwa i poglądów doktryny. Mimo tych wszystkich zalet programy to jednak tylko narzędzia do interpretacji prawa. Ryzyko błędu przy posługiwaniu się nimi maleje, gdy mamy do dyspozycji więcej niż jeden.
Czy państwa polskiego nie stać na to, aby zaoferować każdemu sędziemu dostęp do każdego z komercyjnych programów? Inaczej zadam pytanie – czy nie stać nas na to, aby w razie wątpliwości sędzia mógł sprawdzić przepis i orzecznictwo wszędzie, gdzie się da? Przecież nie chodzi tylko o komfort pracy sędziego. Także o jego powagę.