Nie uda się naprawić polskiego sądownictwa polubownego bez uczciwej weryfikacji wszystkich stereotypów. Niestety, konfrontacji z rzeczywistością nie wytrzymuje wiele potocznych opinii.
Tylko niewielki procent przedsiębiorców wyciąga przed szkodą rękę po pomoc prawnika, wynika z badań PBS DGA. Ten rok nie był pod tym względem wcale wyjątkowy. Ta tendencja utrzymuje się niezmiennie od kilku lat. Do profesjonalnej pomocy prawnej garnie się nie więcej niż jedna czwarta przedsiębiorców. Pozostali wybierają chałupnicze sposoby dorywczego doradztwa prawnego. A to rady głównego księgowego, a to podpowiedzi kolegi prezesa lub znajomego dyrektora. Nie jest to niestety dobry trend. Jego ofiarą padają przede wszystkim umowy, kontrakty, transakcje, jednym słowem – podstawowe narzędzia obrotu gospodarczego. Kancelarie prawnicze sygnalizują, że tak źle skonstruowanych umów, które są w rękach naszych przedsiębiorców, dawno nie było. Wielu prawników właśnie w tym dopatruje się małej popularności arbitrażu gospodarczego wśród naszych przedsiębiorców. Po prostu przygotowywane po amatorsku umowy nie zawierają postanowień o przekazywaniu sporów do właściwości sądów polubownych.

Drogie i powolne

Ale nasz arbitraż nie tylko z tego powodu przegrywa z sądownictwem powszechnym. Dzisiejszy arbitraż padł ofiarą własnych zachwytów i mitów. Mitów szybkiego rozstrzygania sporów i odformalizowania, mitu niskich kosztów, a także dużej kompetencji arbitrów. Nie da się naprawić naszego sądownictwa polubownego bez uczciwej weryfikacji tych stereotypów i potocznych opinii. Konfrontacji z rzeczywistością nie wytrzymuje przede wszystkim twierdzenia o niskich kosztach. Otóż sąd polubowny nie jest wcale sądem tanim. Przykładowo, jeśli spór toczy się o dziesięć milionów, to opłata w sądzie polubownym może przekroczyć nawet 150 tys. zł. Opłaty w sprawach majątkowych przed sądami powszechnymi nie mogą natomiast przekraczać 100 tys. zł. W praktyce opłaty te wynoszą 5 proc. wartości przedmiotu sporu, a w postępowaniu grupowym nawet 2 proc. Są więc nieporównywalnie niższe niż opłaty, które trzeba zostawić w arbitrażu.
Innym mitem jest szybkość postępowania arbitrażowego. Przeciętnie spory trwają tam rok – półtora. Ale tak jest tylko wtedy, gdy strony akceptują zawartą ugodę. Jednak w sytuacji, gdy spór o uchylenie orzeczenia arbitrażowego przenosi się do sądu powszechnego, na uzyskanie tytułu egzekucyjnego trzeba czekać dłużej niż przed sądem cywilnym.

Zero poufności

Również poufność, która jeszcze do niedawna uchodziła za jeden z filarów sądownictwa polubownego, przegrywa dzisiaj z wszędobylskim internetem. Postulaty szerszego zastosowania internetu przed sądami polubownymi wcześniej czy później sprawią, że również i ten filar stanie się fikcją.
Reform naszego arbitrażu nie można opierać na pokutujących mitach. By zakończyły się one sukcesem, musi nastąpić rzetelne przewartościowanie dotychczasowych zalet. Nic tak nie pomaga reformowaniu, jak prawidłowa diagnoza. Nasz arbitraż na taką diagnozę wciąż czeka.