W cieniu dyskusji o krzyżach przeszły niezauważone dwa oświadczenia. Jedno wydały władze adwokatury, drugie zaś Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Choć wystąpienia dotyczą odmiennych spraw, mają wspólny mianownik: wolność słowa.
Władze SDP zaapelowały do prezydenta, by nie podpisywał ustawy o ochronie informacji niejawnych, gdyż sprowadza ona konstytucyjne prawo do informacji publicznej do rozmiarów groteskowych. Istotnie, w czasach, kiedy z kosmosu można dojrzeć igłę w stogu siana, pytania o sens rozbudowywania w przepisach tego, co ściśle tajne, poufne czy zastrzeżone, są bardzo wskazane. Zwłaszcza że system ochrony informacji niejawnych został u nas tak pomyślany, że zabrakło w ustawie miejsca i na sądową kontrolę, i na precyzyjne słownictwo.
O tym, jakie informacje zostaną objęte klauzulą tajności, będą decydować urzędnicy w zaciszu swych gabinetów. A do pomocy ustawodawca dał im nieostre i ocenne słownictwo. I tak, rozróżnienie poszczególnych tajemnic zostało dokonane przez ustawodawcę według kryterium szkody. Mamy więc informacje, których ujawnienie może spowodować „wyjątkowo dużą szkodę”, albo takie, które mogą doprowadzić do „szkody nieodwracalnej”. W innym miejscu mówi się o „dużych szkodach” i „dużym uszczerbku dla interesów ekonomicznych”. Tym sposobem dostępu do informacji publicznej będą strzegły określenia, które raz mogą znaczyć bardzo wiele, a innym znów razem mogą nie znaczyć nic. W praktyce wszystko więc będzie zależało od urzędniczego widzimisię.
Drugie oświadczenie jest nie mniej ważne. Wyjątkowość oświadczenia Naczelnej Rady Adwokackiej polega na tym, że jego treść jest przestrogą dla adwokatów, którzy bez umiaru angażują się w wykonywanie swych obowiązków. Władze palestry pogroziły palcem, przestrzegając, że „wszystkie wykroczenia naruszające zasadę rzeczowości, a także braku umiaru i taktu oraz inne zachowania sprzeczne z normami kodeksu etyki adwokackiej będą bezwzględnie ścigane w postępowaniach dyscyplinarnych”. Autorzy oświadczenia zastrzegają przy tym, że nie dotyczy ono konkretnych adwokatów. Skoro tak, musi zapewne dotyczyć wszystkich, którzy przywdziewają togi z zielonymi wypustami. Stąd już tylko krok do próby zamknięcia ust tym adwokatom, którzy z głoszenia prawdy żyją. Bo przecież, jeśli dobrze rozumiem, oświadczenie NRA nie dotyczy tych pełnomocników, którzy zawieruszają dokumenty klientów, którzy przegapiają terminy do wniesienia apelacji czy zażalenia. Oświadczenie dotyczy adwokatów, którzy na rzecz swoich klientów pracują bez umiaru i taktu.
Roli naszej adwokatury w walce o ideały prawdy i wolności wypowiedzi nie sposób przecenić. I oto teraz, kiedy ideały te stały się elementem naszej rzeczywistości, także rzeczywistości prawnej, autorom oświadczenia jakże trudno przychodzi pogodzić się z konsekwencjami takiego stanu rzeczy. Czyż nie o to walczyła palestra, chociażby w latach 80., by każdy adwokat był panem swojego słowa? Więc Naczelna Rada Adwokacka nie powinna się teraz dziwić, że adwokaci zachowują się przed telewizyjnymi kamerami po pańsku, że odrzucają służalczość, uproszczone wersje zdarzeń, że zadają mnóstwo kłopotliwych pytań, na które prokuratorzy nie potrafią odpowiedzieć.
Czytając oświadczenie NRA, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jego autorzy pomylili rolę adwokata z rolą prokuratora. Każdy z nich, wychodząc z tego samego materiału procesowego, opowiada przecież różne historie. Nigdy też nie jest tak, że jedna z nich jest kłamliwa, a druga prawdziwa. Obie są zarówno prawdziwe, jak i kłamliwe, gdyż obie wyrażają tylko tę część prawdy, którą udało się ustalić w trakcie śledztwa i paru godzin procesu sądowego.
Bezprecedensowe oświadczenie władz palestry przypomina mi trochę regulamin rzymskich legionów. Nakazywał on wartownikom trzymanie palca wskazującego na wargach – miało to chronić przed zaśnięciem i wzmagać czujność strażnika. Palec, który NRA kładzie dzisiaj na usta adwokatów, oznacza coś zupełnie innego. Oznacza ustępowanie przed retoryką państwowej administracji. To palec osłabiający adwokacką dociekliwość. To palec, który oznacza cicho sza.