Być może uchylone właśnie zakazy stadionowe dla kibiców Legii były wydane pochopnie. Być może skrzywdzono ludzi. Być może. Tyle że dziwnym trafem właściciele klubu dotąd szermowali hasłami oczyszczenia polskiej piłki z bandytyzmu i konieczności wychowania zupełnie nowej klasy kibiców.
Teraz nagle wycofują się ze swoich deklaracji. I to niemal w przededniu otwarcia nowego stadionu. W obliczu realnej groźby, że przedłużający się protest fanów sprawi, iż piękny obiekt będzie świecił pustkami. Wówczas okazałoby się przecież, że pół miliarda złotych zainwestowane przez miasto w budowę stadionu poszło w błoto. Jak by to brzmiało tuż przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi?
To pewnie dlatego w imię wspólnego dobra nagle w sprawę zaangażowali się partyjni koledzy prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ogłoszono amnestię i wszyscy są szczęśliwi. Właściciel zarobi, władze miasta mają alibi, a kibice się cieszą, bo wrócą do dopingowania.
Niesmak jednak pozostał. Trudno o lepszy przykład, jak bledną idee i ile warte są wzniosłe deklaracje ludzi polityki i biznesu, gdy w grę zaczynają wchodzić duże pieniądze.