Miało być tak łatwo. Wybucha afera hazardowa. Opozycja próbuje przykleić rząd do szemranej branży automaciarzy. Ten chce się uwiarygodnić i pod hasłami troski o dobro młodzieży i rodzin niszczonych przez nałóg hazardu pisze własny scenariusz – wydaje wojnę automatom.
Szykuje rygorystyczny projekt ustawy zakładający likwidację salonów i punktów z jednorękimi bandytami. Ruszają zmasowane kontrole. Nagle okazuje się, że automaty certyfikowane przez resort finansów są nielegalne. Następują konfiskaty. Jacek Kapica ogłasza sukces. Cięcie. Tutaj kończy się władza rządu.
Co dalej? Komisja Europejska bada, czy ustawa jest zgodna z unijnym prawem. Jeśli nie – grozi nam wysoka kara. Sądy przyznają, że celnicy nie mieli prawa rekwirować automatów. Zanosi się na pół miliarda złotych odszkodowania. I kto za to zapłaci? Jak u Piwowskiego: „Pan, pani, społeczeństwo”. Ale nie urzędnik, celnik, Jacek Kapica czy Donald Tusk.
Najgorsza jest bezkarność urzędników, za którą stoi siła władzy polityków. Na szczęście nie sięga ona tak daleko. Ale jej zasięg jest wprost proporcjonalny do swobody podejmowania decyzji. Im więcej koncesji, tym dalej sięgają ręce tych, którym do skuteczności nie potrzeba przepisów. Mogą działać wbrew nim.