Musimy dostosować formy i metody nauczania do wzorców, które obowiązują na świecie – zapowiada prof. Tomasz Giaro , który przejmuje stery na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
prof. Tomasz Giaro / Media
Prawo? Wybrałem ten kierunek studiów przypadkowo. Miałem zamiar złożyć papiery na architekturę, ale kolega odwiódł mnie od tej decyzji i zasugerował studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Wówczas dziekanem na wydziale był prof. Zbigniew Resich, który wspierał studentów – sportowców. A ja wtedy trenowałem szermierkę – tłumaczy swój wybór prof. Tomasz Giaro. Floret porzucił jednak już na początku studiów. Stwierdził bowiem, że treningi i wyjazdy na mecze nie idą w parze z nauką. Do dziś myśli o tym sporcie z sympatią. Ale wyczynów naszych szermierzy na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro woli nie komentować. Z rozrzewnieniem wspomina natomiast czasy, gdy Polacy, oprócz Węgrów i Rosjan, należeli do ścisłej światowej czołówki.
W jego rodzinie nie było tradycji prawniczych. On uważa jednak, że to lepiej, bo nikt nie próbował nim sterować z tylnego siedzenia.
Do studenckich czasów powraca z sentymentem. – Na roku wszyscy się znaliśmy, a egzaminy odbierali niemal wyłącznie profesorowie. To były zupełnie inne czasy – wspomina dziekan Giaro. Na studiach był prymusem. Jak sam podkreśla, duża w tym zasługa jego ojca, który trzymał go twardą ręką. – Pamiętam, że po zaliczonym na czwórkę egzaminie chciałem iść do Hybryd (klub studencki – red.) i poprosiłem go o pieniądze. Na co on mi odpowiedział: „Za to, że nie zdałeś egzaminu?”. Tak traktował wszystkie oceny poniżej piątki – relacjonuje.
Po obronie dyplomu zdecydował się zostać na uczelni. Nie ciągnęło go do zawodu sędziego, adwokata czy prokuratora, bowiem – jak tłumaczy – naciski polityczne kładły się wówczas na tych profesjach zbyt dużym cieniem.
Swoje zainteresowania naukowe od początku skupiał na prawie rzymskim. Dlaczego? – Właśnie ono było apolityczne, a przy tym międzynarodowe – wyjaśnia prof. Giaro. W późniejszym okresie jego działalność naukowa zaczęła jednak wychodzić poza pierwotne zainteresowania. Zajął się bowiem rolą prawa rzymskiego w historii oraz jego wpływem na całe regiony kontynentu, m.in. na Europę Wschodnią. I w tym kierunku konsekwentnie realizował się, pracując jako profesor w Instytucie Europejskiej Historii Prawa im. Maxa Plancka we Frankfurcie nad Menem. Podczas szesnastoletniego pobytu w Niemczech wykładał również na Uniwersytecie Johanna Wolfganga Goethego we Frankfurcie nad Menem, na Uniwersytecie Justusa Liebiga w Gießen oraz na Freie Universität w Berlinie. Wyjechał, bo – jak tłumaczy – lata 90. XX wieku nie były w Polsce czasem przychylnym dla nauki. – Zmiany ustrojowe, jakie zaczęły zachodzić po 1989 r., spowodowały, że większość uczonych prawników zaczęła przechodzić do praktyki. I nasz wydział stał się pod tym względem nieco osierocony. W Niemczech można było wówczas pracować dużo wydajniej, przede wszystkim dlatego, że warsztat pracy był lepiej zorganizowany – tłumaczy profesor.
Sam przyznaje, że jako obcokrajowiec nie mógł liczyć na nic więcej aniżeli posada profesora. Nie starał się więc przebijać szklanego sufitu, tylko wrócił do kraju bezpośrednio na macierzysty uniwersytet.
I już kilka lat później został laureatem „polskiego Nobla”, jak określa się Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Wyróżnienie przyniosła profesorowi praca pt. „Roemische Rechtswahrheiten. Ein Gedankenexperiment”, dotycząca kryterium prawdy jako narzędzia kształtowania normy prawnej. – To dla mnie ważna nagroda, bo przyznawana przez niezależną instytucję, a nie przez kolegów z uniwersytetu – podkreśla.
Na UW piastował wiele funkcji. Był m.in. prodziekanem wydziału prawa ds. współpracy z zagranicą i kadry naukowej, kierownikiem studiów doktoranckich, a także pomysłodawcą i twórcą Zakładu Europejskiej Tradycji Prawnej. Teraz jako dziekan będzie kierował całym wydziałem. Zastąpi na tym stanowisku prof. Krzysztofa Rączkę, który o swoim następcy mówi w samym superlatywach. – Jest osobą uczciwą, lojalną, pracowitą i dobrze zorganizowaną, a do tego wybitnym uczonym – komplementuje.
Profesor Giaro ma już konkretne plany na swoją kadencję. Chce przede wszystkim przybliżyć wydział do standardów międzynarodowych. – Musimy dostosować formy i metody nauczania do wzorców, które obowiązują na świecie – deklaruje. – Z dużą rezerwą podchodzi się u nas np. do studiów LLM. Mówi się, że to anglosaski wymysł. Należy zmienić ten tok myślenia. W futbol też nie będziemy grać, bo to angielski wynalazek? – pyta retorycznie. Krytycznie odnosi się również do obowiązującego w naszym kraju systemu stopni naukowych. Mówi, że jest feudalny i nie weryfikuje rzeczywistych osiągnięć. Z kolei Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów Naukowych przyrównuje do Państwowej Komisji Cen funkcjonującej w PRL, która bynajmniej nie podniosła jakości towarów. Reformowanie szkolnictwa wyższego zostawia jednak politykom, a sam skupia się na zmienianiu WPiA UW. Przyznaje jednak, że ruszenie skostniałego systemu nie będzie prostym zadaniem.
W wolnych chwilach chętnie wyjeżdża w góry. Do czasu kontuzji kolana był aktywnym snowboardzistą.