Analiza działań premier Beaty Szydło oraz Rządowego Centrum Legislacji pozwala stwierdzić z pełnym przekonaniem: władza nie chce ogłaszać nie tylko wyroków trybunału, lecz także dokumentów, które sama stworzyła.
Kluczowa transparentność / Dziennik Gazeta Prawna
77, 78, 82, 85, 87, 88, 93, 95, 98, 99, 103 i 107. To nie liczby, które padną w najbliższym losowaniu totolotka, lecz ułożone po kolei numery zarządzeń prezesa Rady Ministrów opublikowanych w Monitorze Polskim. Sprawdziliśmy 30 ostatnich aktów sygnowanych przez premiera. Mimo obowiązku publikacyjnego, wynikającego wprost z ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 1484 ze zm.), opublikowano zaledwie 12, a więc ledwie 40 proc.
Artykuł 10 ust. 1 ustawy o ogłaszaniu nie pozostawia wyboru, co powinno być publikowane, a co nie. Stanowi jasno: w Dzienniku Urzędowym RP Monitor Polski ogłasza się m.in. zarządzenia prezesa Rady Ministrów wydane na podstawie ustawy (czyli w praktyce wszystkie, gdyż premier może je wydawać tylko w sytuacjach, gdy przewiduje taką możliwość ustawa).
Na bakier z konstytucją
Za publikację aktów prawnych w Dzienniku Ustaw oraz Monitorze Polskim odpowiada Rządowe Centrum Legislacji. Jednak w odpowiedzi na nasze pytanie o powód nieopublikowania jednego z zarządzeń („Niezorganizowana walka z terroryzmem”, DGP 143/2016) stwierdziło ono, że nie można go obarczać odpowiedzialnością, gdyż dokumentu do ogłoszenia w ogóle nie otrzymało. Rzecznik rządu po naszym tekście – a chodziło o niepublikowanie zarządzeń wprowadzających stany alarmowe przed szczytem NATO oraz z okazji Światowych Dni Młodzieży – stwierdził natomiast, że nic złego się nie stało, gdyż zarządzenie obowiązuje nawet mimo braku publikacji.
To prawda. Zgodnie z art. 93 konstytucji zarządzenia premiera mają charakter wewnętrzny i obowiązują jednostki organizacyjne podległe organowi wydającemu te akty. Formalnie obowiązują więc od chwili dostarczenia ich służbom zobowiązanym do podporządkowania się tym aktom, a nie ogłoszenia w dzienniku urzędowym. Ale – zdaniem ekspertów – premier Szydło i tak łamie prawo, w tym w szczególności art. 54 konstytucji.
– Prawo do pozyskiwania informacji jest prawem konstytucyjnym. Tym bardziej więc jeśli prezes Rady Ministrów jest zobowiązany do publikowania aktu prawnego, musi to uczynić. W przeciwnym razie dopuszcza się deliktu konstytucyjnego – wskazuje radca prawny Jerzy Kozdroń, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu.
Jego zdaniem bez znaczenia jest to, do kogo formalnie adresowane jest zarządzenie. Prawo do zapoznania się z nim przysługuje na mocy ustawy o ogłaszaniu wszystkim obywatelom.
– Bez trudu wskażemy przecież zarządzenia premiera, które mogą w praktycznym wymiarze ingerować w prawa i wolności obywatelskie – argumentuje mec. Kozdroń. Na przykład te, które dotyczą szczegółowych zasad kontroli wykonywanych przez służby.
Zastrzeżenia do sposobu działania władzy mają także przedstawiciele organizacji pozarządowych. Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon uważa, że niepublikowanie zarządzeń świadczy o braku szacunku dla obywateli. Politycy muszą bowiem informować społeczeństwo o podejmowanych działaniach. Temu ma służyć m.in. obowiązek ogłaszania aktów prawnych.
Liczne wpadki
Nie jest jednak tajemnicą, że niska skuteczność publikacyjna rządu wynika również z problemów związanych z funkcjonowaniem RCL.
– Nie wiem, jak jest teraz, ale gdy byłem wiceministrem, bywało na linii resort – RCL gorąco. Na podstawie przykładu zarządzeń widzę, że najpewniej niewiele się zmieniło – wskazuje Jerzy Kozdroń, który był w latach 2013–2015 sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Chodzi przede wszystkim o sytuacje, gdy ustawa musi wejść w życie najpóźniej konkretnego dnia. Dzieje się tak często w związku z tym, że inne przepisy z danym dniem tracą moc – nie można więc dopuścić do powstania luki.
– Bywało tak, że kilka razy dziennie musiałem dopytywać, dlaczego jeszcze akt nie jest opublikowany – opowiada Kozdroń.
Nieład w RCL i kancelarii premiera widać do dzisiaj. Jeden z przykładów opisał niedawno w czasopiśmie „Lege Artis” jego redaktor naczelny Olgierd Rudak. Otóż kilkanaście dni temu w Monitorze Polskim pojawiło się zarządzenie nr 99 prezesa Rady Ministrów z 20 lipca 2016 r. Dzień później opublikowano zaś zarządzenie nr 98. To jeszcze nie musi dziwić – nie ma obowiązku ogłaszania zarządzeń zgodnie z kolejnością ich wydawania. Problem w tym, że zarządzenie nr 98 jest datowane na 21 lipca 2016 r. Kolejność numerowania aktów prawnych została więc pomylona, a RCL podczas publikacji nie zwróciło na ten fakt uwagi.
– Patrząc na to, co się dzieje w publikatorach, śmiem twierdzić, że w KPRM nie umieją zliczyć do stu lub posługiwać się kalendarzem – podsumowuje zamieszanie Olgierd Rudak.
Ale służba legislacyjna szwankuje też na niższym poziomie: na nasz wniosek o udostępnienie informacji publicznej skierowany do RCL w październiku 2015 r. otrzymaliśmy odpowiedź... w marcu 2016 r. Dla przypomnienia: ustawowy termin na udostępnienie informacji wynosi 14 dni.