Rynek zamówień publicznych w 2015 r. był o ponad 25 mld zł mniejszy w stosunku do poprzedniego roku.
Jak informował w maju DGP, wartość zamówień udzielonych zgodnie z przepisami przetargowymi spadła ze 133,2 mld zł w 2014 r., do 116,4 mld zł w minionym roku. Dopiero jednak opublikowane w piątek sprawozdanie Urzędu Zamówień Publicznych daje pełen obraz sytuacji, gdyż uwzględnia także wartość zamówień udzielonych z pominięciem procedur ustawowych. Cały rynek był w 2015 r. wart 204,7 mld zł, wobec 230,2 mld zł w roku poprzednim.
Czym tłumaczyć ten spadek? Najbardziej prawdopodobny powód to wydanie, a przynajmniej zakontraktowanie wszystkich dostępnych środków europejskich z puli na lata 2007–2014. Z kolei fundusze na lata 2014–2020 w ubiegłym roku na dobre jeszcze nie ruszyły. Zresztą i ten rok może nie przynieść dużej poprawy. Jak poinformowało ostatnio Ministerstwo Rozwoju, jesteśmy na 20. miejscu w UE, jeśli chodzi procentowe wykorzystanie nowych funduszy unijnych.
Wraz ze spadkiem wartości zmieniła się też struktura rynku. Przez wiele ostatnich lat najwięcej wydawaliśmy na roboty budowlane. To zresztą nic dziwnego, gdyż budowa autostrad, bloków energetycznych czy oczyszczalni ścieków to najdroższe inwestycje. Tymczasem w 2015 r. najwięcej, bo 35 proc., stanowiły wydatki na dostawy (w 2014 r. – 31 proc.). Roboty budowlane pochłonęły 33 proc. (w 2014 r. – 40 proc.), a usługi 32 proc. (w 2014 r. – 29 proc.).
Dane za 2015 r. po raz kolejny dowodzą nieprawdziwości powtarzanego od lat mitu, że to procedury przetargowe spowalniają procedury. Średni czas trwania przetargu poniżej tzw. progu unijnego wyniósł w 2015 r. 35 dni (w 2014 r. dzień krócej). Z kolei postępowania powyżej progu unijnego trwały przeciętnie 85 dni (w 2014 r. o pięć dni dłużej). Pod tym względem od lat Polska znajduje się w czołówce UE.
Niestety nie widać poprawy jeśli chodzi o zainteresowanie przedsiębiorców udziałem w przetargach. Pod tym względem od lat jesteśmy w grupie państw najgorszych w całej UE. Najwięcej postępowań kończy się bowiem złożeniem tylko jednej oferty, a wówczas trudno mówić o konkurencyjności. Przy zamówieniach poniżej progów unijnych w prawie 39 proc. postępowań złożono jedną ofertę; przy tych powyżej progów wskaźnik ten był jeszcze wyższy i wyniósł aż 43 proc. Średnio na jeden przetarg przypada 2,9 oferty (poniżej progu) i 2,65 oferty (powyżej progu). Biorąc jednak pod uwagę, że część ofert jest z różnych względów odrzucana, wskaźnik tych, spośród których rzeczywiście zamawiający mogą wybierać, jest jeszcze niższy. Tymczasem są kraje, w których składa się średnio po 8 ofert.
Dane za 2015 r. pokazują zdecydowanie częstsze niż wcześniej stosowanie kryteriów pozacenowych. Na podstawie ceny dokonywano wyboru w zaledwie 12 proc. przetargów. Niestety liczby te nie oddają prawdziwego stanu rzeczy. Wnikliwsza analiza pokazuje, że najczęściej stosowano dwa najprostsze i przynoszące najmniej korzyści kryteria: termin realizacji zamówienia (40 proc. przetargów) i warunki gwarancji (29 proc. przetargów). W praktyce więc to nadal cena, a nie jakość decydowała o wyborze oferty.
Rynek zamówień publicznych się skurczył / Dziennik Gazeta Prawna