Jakie wydatki ma Urząd Gminy w Kętach? Otóż w grudniu ubiegłego orku wydał np. 5,97 zł na worki do śmieci, ba, wiadomo nawet, w jakiej sieci handlowej dokonał zakupu.
Nie jest też tajemnicą, że za administrowane dworcem autobusowym międzygminny zakład komunikacyjny zainkasował 68 tys. zł. By się tego dowiedzieć, niepotrzebna była rozmowa z włodarzem ani z głównym księgowym. Nie trzeba było składać wniosku o dostęp do informacji publicznej. Żaden urzędnik nie musiał pochylać się nad kolejnym podaniem obywatela. Wystarczyło spojrzeć na rejestr umów za 2015 r. Jest dostępny w internecie dla każdego zainteresowanego.
I dzisiaj nie jest to już absolutna nowość w podmiotach samorządowych – podobne, a nawet nowocześniejsze i bardziej aktualne ma kilkaset innych. Są wśród nich gminy, powiaty i województwa. A nawet niewielkie instytucje gminne – domy kultury, biblioteki czy ośrodki sportu i rekreacji.
Ciekawy jest rejestr prowadzony przez Słupsk. Nie dość, że wiadomo z niego, kto, kiedy i za co zainkasował pieniądze, to z bliska można się przyjrzeć skanowi każdej faktury (dołączonej w formacie PDF). Z kolei w rejestrze Urzędu Miejskiego w Gdańsku skanów umów wprawdzie nie ma, ale każda z nich jest dokładnie opisana. W wykazach publikowanych przez te podmioty przewijają się znane nazwiska architektów, prawników czy artystów, nazwy popularnych na lokalnym rynku kwiaciarni czy warsztatów i wielkich firm. Wiadomo, który geodeta dostaje zlecenia od gminy i czy jakaś fundacja jest przez nią wspierana.
Jednak publiczne podawanie, kto (z wymienieniem nazwisk) i za co zainkasował pieniądze, wciąż nie jest w Polsce standardem. Jeśli chodzi o dostęp do informacji publicznej, jesteśmy na szarym końcu krajów OECD. I choć samorządy przecierają drogę, to nadal zdecydowana większość gmin i powiatów nie upublicznia takich danych. Ba, są i takie, które robią wszystko, by nawet na wniosek obywatela takich informacji nie podać. Jeszcze gorzej jest z tym w instytucjach szczebla centralnego. Chlubnym wyjątkiem jest tu Ministerstwo Cyfryzacji. Uzupełnia rejestr na bieżąco, w wykazie są już opublikowane m.in. wydatki związane z Dniem Dziecka. Rejestr ma też Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. A inne? Wolą te tajemnice trzymać dla siebie.
Za kilkanaście dni proces o udostępnienie danych czeka Kancelarię Prezydenta. Rzesza urzędników w innych podmiotach nieudostępniających danych o umowach głowi się, jak na taki proces się nie narazić, a jednocześnie czegoś nie ujawnić, bo może zostać wykorzystane przez niechętne szefostwu osoby czy organizacje. Tymczasem przejrzystość obywatelom po prostu się należy, nie tylko dlatego że tak mówią ustawy, ale przede wszystkim dlatego, że wydatki są ponoszone z naszych pieniędzy. Upublicznienie rejestru spowoduje też, że niesprawdzonych plotek i afer będzie mniej, a i koszty funkcjonowania administracji spadną. Bo jeżeli okaże się, że dana usługa kosztuje u sąsiada 500 zł, a nas 1000 zł, będzie to podstawa do lepszego negocjowania następnej umowy i racjonalizacji kosztów.
Leszek Jaworski, prawnik specjalizujący się w prawie administracyjnym
Sylwia Czubkowska, Jakub Styczyński